Mundial w Katarze: piosenka zmęczonego kibica

Na razie widać tylko dekoracje i kulisy, ale ich wulgarność nie musi przesądzać o tym, jaka sztuka zostanie między nimi rozegrana. Czy wiedząc to, co wiemy o mundialu w Katarze, możemy jeszcze cieszyć się grą?

20.11.2022

Czyta się kilka minut

Meksykańscy kibice w Dosze, Katar, 19 listopada 2022 r. / Fot. AP Photo / Petr David Josek / East News /
Meksykańscy kibice w Dosze, Katar, 19 listopada 2022 r. / Fot. AP Photo / Petr David Josek / East News /

Może to być stary zeszyt, na przykład wyprodukowany w Strzegomiu pod nazwą „Skoroszyt akademicki”, bo – jeśli dobrze pamiętam – ów skoroszyt był formatu A4 i ludzie mojego, zdecydowanie przedinternetowego pokolenia wklejali do niego zdjęcia i artykuły ze sportowej prasy, przechodząc do porządku dziennego nad faktem, że puchł niemiłosiernie, a ślady kleju przebijały przez papier gazetowy.

Mogą to być piłkarskie koszulki retro, na które moda przyszła w ostatniej dekadzie, kiedy chłopcy od tamtych zeszytów zmienili się już w mężczyzn przynajmniej metrykalnie, bo co do ich faktycznej dojrzałości – zważywszy na niemijające futbolowe pasje – faktycznie można by dyskutować.

Mogą to być plakaty z piłkarzami, dołączane do czasopism dla nastolatków i wieszane tyle lat temu nad łóżkiem. Może to być album, do którego zbierało się naklejki albo karty z piłkarzami. Mogą to być wynalezione gdzieś w internecie antologie najpiękniejszych mundialowych bramek (Maradona, Carlos Alberto, Bergkamp, van Persie – wpisujcie miasta) i związanych z nimi gestów radości (Bebeto!). Dla bardziej świadomych może to być lektura monumentalnej „Historii mundiali” Leszka Jarosza…

Tak naprawdę może to być cokolwiek. Jakiś powiew sentymentu, jakaś nuta nostalgii. Jakieś wspomnienie z czasów, kiedy to wszystko wydawało się jeszcze niewinne. Kiedy oglądanie mundialu oznaczało nawet nie tyle kibicowanie jakimś „naszym”, ile także pierwsze doświadczenie uniwersalizmu, dzięki któremu moje pokolenie np. zakochiwało się w bramkarzu Kamerunu Thomasie N’Kono oraz napastniku Anglii Garym Linekerze, którego gole pogrzebały skądinąd polskie szanse na sukces w trakcie mundialu 1986 r. Kiedy parę czerwcowych tygodni z mistrzostwami świata było wielką lekcją geografii, czasem ślęczenia nad atlasami, zauroczenia feerią kolorowych flag. Nade wszystko może: kiedy dzięki oglądaniu meczów wchodziło się w niedostępny na co dzień świat dorosłych – świat ich prawdziwych, nareszcie nietłumionych przekonaniami czy wychowaniem emocji. Świat, w którym stawali się bliscy.

 

Przywołuję te wszystkie sentymentalne gadżety chyba po to, żeby zagłuszyć w sobie ów dojmujący brak radości z faktu, że to już dzisiaj. Wiem o ciemnej stronie tegorocznego mundialu tak dużo – napisałem również o niej w ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” – że na samym końcu, na kilkanaście godzin przed tak zwanym pierwszym gwizdkiem, czuję, że pisząc o tej imprezie trudno mi wykrzesać z siebie coś więcej niż czysto profesjonalne podejście kogoś, kto z zajmowania się futbolem uczynił jakiś fragment swojego dziennikarskiego powołania. 

Odnotowuję wieści z Kataru – np. o tym, że reprezentanci Anglii zapraszają na swój trening robotników, którzy pracowali przy mundialu, albo o tym, że ich kapitan Harry Kane założy, wbrew naciskom FIFA, tęczową opaskę, mającą być symbolem praw tych, których miłość jest w kraju goszczącym mistrzostwa penalizowana – ale widzę w nich jedynie walkę o zachowanie resztek przyzwoitości albo próbę poprawienia sobie zszarganego w oczach fanów wizerunku.


Organizacja mundialu w Katarze kosztowała 200 mld dolarów i życie nawet 15 tysięcy osób. To mistrzostwa nie tylko w piłce nożnej, ale też korupcji i pazerności. Czy dzisiejsza piłka jest lustrem, które wiernie odbija to, jak wygląda nasz świat? I jak to wszystko znieść z perspektywy zwykłego kibica? Na podkast zapraszają: Wojciech Jagielski, Krzysztof Story. Gość specjalny: Michał Okoński


 

Przeglądam klasyczne kibicowskie książki i teksty, natrafiam w jednym z nich na zdanie Wojciecha Kuczoka: „Kiedy patrzę w przyszłość, nie myślę o tym, ile lat jeszcze przeżyję, tylko ile mundiali zdołam zobaczyć”, i nie wierzę w to, co czytam. Słucham przyjaciela, który mówi, że wziął urlop, bo zamierza spędzić z synami miesiąc przed telewizorem, i nie mogę uwierzyć, jak bardzo te słowa zostawiają mnie obojętnym. Pamiętam, że również Eduardo Galeano, autor wydanych właśnie po polsku „Otwartych żył Ameryki Łacińskiej”, zwykł w pierwszym dniu mundialu wieszać na drzwiach kartkę „Zamknięte z powodu piłki nożnej”, ale nie wiem, czy – mimo iż jego Urugwaj będzie jedną z najciekawszych drużyn tegorocznego turnieju – dzisiejszego ranka powtórzyłby ten gest.

Jak można swoim zaangażowaniem autoryzować ów spektakl hipokryzji, w którym nawet oburzenie z powodu wprowadzonego w ostatniej chwili zakazu picia piwa w strefach kibicowskich (z czego wyjęto oczywiście loże najbardziej wpływowych gości mistrzostw) wydaje się oburzające, bo przecież zakaz picia piwa w porównaniu ze śmiercią robotników czy niebotyczną korupcją przy kupowaniu sobie przez Katar prawa do organizacji mundialu wydaje się wykroczeniem z repertuaru najniewinniejszych?

 

Chciałbym wierzyć, że to wszystko dlatego, iż nic się jeszcze nie zaczęło. Że na razie wciąż widać tylko dekoracje i kulisy, których wulgarność nie musi przecież przesądzać o tym, jaka sztuka zostanie między nimi rozegrana. Bez przerwy rozmawiam o grzechach jej producenta i o słabościach uczestniczących w niej aktorów, narzekam na ich gaże albo martwię się, czy nie przyszło im ostatnio uczestniczyć w zbyt wielu spektaklach. Nie jestem pewien, na ile będzie ich stać: w tych warunkach, o tej porze roku, w trakcie morderczego sezonu, który niejednego z nich (w ostatnich godzinach nawet typowanego do odegrania jednej z głównych ról Karima Benzemę) wyeliminował z udziału jeszcze przed premierą. Mam poczucie, że są zmęczeni. Ale może to widzowie są zmęczeni. Może to ja.

„Więc choć porażki pierwszej smak / Z twych warg uleciał dawno już / A z mych pierwszego smak zwycięstwa” – śpiewał Wojciech Młynarski „Piosenkę starych kochanków” Jacques’a Brela. Mundial w Katarze stanie się dwunastym, jaki pamiętam jako tako. Jedenastym, jaki pamiętam dobrze. Dziewiątym, jaki oglądam w zasadzie w całości.

Odkąd jednak zacząłem o futbolu myśleć świadomie, zawsze miałem poczucie, iż niezwykłość tego sportu polega na tym, że – jak to ujął swego czasu Jerzy Pilch – „człowiek jest w zasadzie pewny, że nasi przegrają, ale idzie na mecz, bo do końca nie jest pewny i w sumie liczy, że się obudzą i wygrają”. Innymi słowy: niezależnie od stojących za dwiema spotykającymi się drużynami pieniędzy, niezależnie od dzielącej je czasem przepaści wyznaczanej przez umiejętności, sławę i doświadczenie poszczególnych zawodników, w chwili, kiedy wychodzą na boisko, naprawdę nie wiadomo, kto wygra.

Ba: czasami od pieniędzy, umiejętności, sławy, doświadczenia ważniejsza jest więź między kolegami z boiska, ich solidarność, nadzieja czy wiara, że może się udać. Są również mecze, o których wyniku decyduje zwykły przypadek, żeby nie powiedzieć: Los. Ileż to razy słyszeliśmy w tym kontekście słowa o „cudzie na...” – i tu padała dowolna nazwa stadionu?


Wojciech Jagielski: Wszystkie te drużyny zagrają na turnieju w Katarze i każda z nich chce jako pierwsza w Afryce dostać się do Wielkiej Czwórki.


 

Wiem, że trudno nie tylko w to uwierzyć, ale w ogóle o tym myśleć paręnaście godzin po tym, jak niejaki Gianni Infantino, opływający w luksusy szef FIFA, zrównywał swoje rzekome cierpienia z cierpieniami dyskryminowanych w Katarze homoseksualistów czy robotników-migrantów – ale to wciąż może być turniej, w którym futbol się obroni. Za kilkanaście godzin się zaczyna, a ja nie wiem, jaka drużyna go wygra, jakie talenty objawią się w jego trakcie, jakie piękne gole i akcje przejdą do historii. Ile przeżyjemy chwil, kiedy widząc odbijającą się od słupka piłkę, a później słysząc ów charakterystyczny odgłos, z jakim trzepocze w siatce, podczas gdy komentatorowi telewizyjnemu łamie się głos z niedającej się opanować emocji, oniemiejemy z zachwytu – pomimo wszystko. Z należnym wahaniem chciałbym postawić zresztą i to pytanie: czy wszystkie skandale wokół piłkarskich igrzysk – powód, że kupują je dyktatorzy i autokraci, a sprzedają działacze o mentalności mafiozów – nie stanowią również dowodu na czystość samego sportu, a przynajmniej uczuć, jakie żywią do niego kibice?

Wspomniany już Eduardo Galeano wszystko to widział i opisywał. W książce „Futbol w cieniu i słońcu” zauważał, że historia piłki nożnej to smutna podróż od przyjemności do obowiązku – i że w miarę, jak ten sport się komercjalizował, w miarę, jak dla ludzi, którzy na nim zarabiają, zaczął się liczyć wynik i sukces, zanikało piękno płynące z samej radości gry. „Na szczęście od czasu do czasu na boiskach pojawia się jakaś bezczelna czarna owca, która wyłamuje się ze schematu i wykiwawszy wszystkich rywali, sędziego i publiczność na trybunach, popełnia szaleństwo dla samej przyjemności smakowania zakazanego owocu wolności” – kończył jednak jeden z kluczowych rozdziałów swoich rozważań, a ja w dniu, kiedy to wszystko się jeszcze nie zaczęło, mogę skończyć fantazją o tym, że ową czarną owcą, która wyłamuje się ze schematu, może być rozgrywający reprezentacji Polski Piotr Zieliński.

„Strudzeni trochę bądź co bądź / Posłusznie wyruszamy więc / Na pole bitwy wyruszamy” – to znów Młynarski i Brel. Ostatecznie zaśpiewali piosenkę o miłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej