Może bilans?

Kiedy kończyło się ostatnie posiedzenie obecnej kadencji Sejmu, telewizje nie szczędziły nam obrazków z sali posiedzeń i korytarzy sejmowych - szczególnych obrazków.

27.09.2011

Czyta się kilka minut

Bo nie było tam żadnych nastrojów nostalgii ani rachunku sumienia. Było zwyczajnie miło, swojsko, familiarnie. Posłowie zakrzątani, rozgadani, robiący pamiątkowe zdjęcia, a dziennikarzy rój, i każdy ma co robić, za kim się uganiać, kogo zagadywać, co relacjonować. Odbiorca miał przed oczami obrazki ze świata, który właściwie sam sobie wystarcza, sam sobą się zajmuje, jedni potrzebni są drugim i jedni drugim wystarczają. Tak naprawdę to - zdawało się - mógłby nie istnieć świat poza tym budynkiem, a stamtąd długo jeszcze szłyby ożywione relacje.

Podobne wrażenie odnosiło się nieraz z programów poświęconych doraźnym tematom politycznym. Jak dobrze bawią się na nich politycy goszczący w studio i dziennikarze, gospodarze spotkania. Ile luzu, ile dowcipu. To nie żadna tam "troska o dobro wspólne", to raczej gra towarzyska. Gra, w której zresztą dziennikarz często albo nie potrafi egzekwować reguł, albo - nie chce. Bo skoro zaprosił kogoś, o kim już świetnie wie, że to polityk, który nie pozwoli mu na żadne niewygodne pytanie, a do powiedzenia ma tylko ataki na przeciwnika, to przecież nie może liczyć, że będziemy mu współczuli, gdy i tym razem nie zdoła nad swoim gościem zapanować. Że, co więcej, zapytamy o jego bezstronność...

Od paru dni jednak cała ta groteska latami już trwająca nabrała akcentów zbyt poważnych. Zdarzył się fakt tragiczny: usiłowanie samospalenia, w którym wszystko, poza losem desperata (ratują go w szpitalu) wymaga dociekliwych wyjaśnień i sprawdzenia. Posłyszeliśmy wezwania, by tragedii człowieka nie sprofanować wciąganiem jej w awanturę przedwyborczą. To było jak sygnał. Że natychmiast ruszyła do ataku opozycja polityczna od prawa do lewa - nikt się nawet nie dziwi. Ale niestety dziennikarze przodują pod niewinnym hasłem: co wy na to wezwanie? Gospodarze kolejnych programów niedzielnych tak właśnie każdy z nich zaczynali. A potem już się toczyło bez przeszkód. Końca - w chwili gdy to piszę - nikt nie zna.

Czy więc może już pora na medialny rachunek sumienia, choćby z poczucia przyzwoitości, rachunek, który dla uspokojenia możemy nazwać bilansem?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2011