Monumentalna propaganda

Wojny kiedyś się kończą. "Wojny informacyjne, wojny o symbole trwają nadal. Czasem przez wiele dekad.

18.04.2007

Czyta się kilka minut

---ramka 500849|lewo|1---Wojny wcześniej czy później się kończą. Rany się zabliźniają, a naszą pamięć zaczynają zaludniać pomniki z żelaza i kamienia. Ludzie starają się wrócić do normalnego życia. Ale doznana przemoc i przeżyte traumy zawracają ich ku myślom o strasznym czasie pogardy. Tworzą się stereotypy agresywnych, pełnych nienawiści i żądzy odwetu zachowań. Ludziom, którzy przeżyli wojnę, stale towarzyszy strach przed powtórzeniem koszmaru i wieczny niepokój. Właśnie ten termin dobrze oddaje istotę rzeczy: niepokój. A więc "nie pokój", stan ni to pokoju, ni wojny.

Bataliony posągów

Warszawa usiana jest płonącymi zniczami przy niezliczonych miejscach pamięci, mniejszych i większych pomnikach czasów śmierci i przemocy. Miejsca pamięci są częścią codziennego życia tego miasta, mobilizują społeczeństwo do zachowania w pamięci ofiar, wzmacniają potencjał narodu, stanowią o jego tożsamości. I przypominają gościom polskiej stolicy o tym długu, jaki społeczność międzynarodowa (a nie tylko Niemcy) mają wobec tego miasta, które cywilizacja miała obowiązek zachować, a którego nie zdołała obronić.

Te symbole są dla Polaków częścią ich narodowej tragedii i strategii narodowej samoobrony. Odpowiadają tym zagrożeniom, które w otwartej lub zawoalowanej formie są nadal formułowane przez potężnych sąsiadów.

Konflikty zbrojne kończą się, ale ideologiczne trwają nadal. Trwają "wojny informacyjne". Walka o symbole jest częścią tej "wojny informacyjnej". Zawładnięcie symbolem równe jest niemal zagarnięciu terytorium przeciwnika. Wszyscy jesteśmy uczestnikami tego konfliktu, rzucani jesteśmy przez polityków, ale też i przez własne przekonania na ideologiczny front.

A na tym froncie "walczą" zarówno żywi, jak i polegli. I jeszcze bataliony kamiennych, żelaznych, betonowych posągów.

Pokonać odwet

Na Kaukazie, w Gruzji, na terytorium Osetii Południowej (regionu cchinwalskiego), w strefie konfliktu zbrojnego - który niektórzy Gruzini nazywają konfliktem gruzińsko-osetyjskim, inni gruzińsko-rosyjskim, a jeszcze inni amerykańsko-rosyjskim - w gruzińskich i osetyjskich wioskach powstają pomniki ku czci poległych w czasie wojny, trwającej od 1989 do 2004 r. W gruzińskich wioskach wznosi się pomniki ku czci Gruzinów, poległych z rąk Osetyjczyków. W osetyjskich - ku czci Osetyjczyków, którzy bohatersko polegli w walce z Gruzinami.

Wiele z pomników powstaje na terenie szkół. To ma wyrabiać w dzieciach pamięć o wojnie, a wraz z nią - nienawiść do sąsiada z pobliskiej wioski. Tak powstają albo ulegają wzmocnieniu wrogie stereotypy.

Państwo i organizacje międzynarodowe nie są w stanie dać ludziom mieszkającym w regionie cchinwalskim elementarnych gwarancji bezpieczeństwa, więc ludzie sami poszukują alternatywnych, częstokroć destrukcyjnych środków bezpieczeństwa. Żyją w stanie zawieszenia, nieokreśloności (konflikt nadal nie znalazł rozwiązania i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie znajdzie). A to wzmaga niepewność, trwogę i strach. W ten sposób tworzy się neurotyczny styl obrony, a ten z kolei przyczynia się do samoizolacji zwaśnionych stron. W takich warunkach nie sposób odbudować zgodę, zaufanie i znaleźć porozumienie. Przywrócić więzi międzyludzkie.

Odległość pomiędzy tymi wioskami i szkołami, w których stoją wrogie pomniki, czasami nie przekracza kilometra. Większość miejscowej ludności to nie Gruzini i nie Osetyjczycy. To na ogół mieszane rodziny, których status narodowościowy nie został zapisany w żadnym oficjalnym dokumencie. W regionie cchinwalskim łatwiej znaleźć rasowego foksteriera niż czystej krwi Gruzina bądź Osetyjczyka.

W 1989 r., na samym początku konfliktu zbrojnego, zastrzelono kilkumiesięczne niemowlę leżące w kołysce. Matka była Osetyjką, ojciec Gruzinem (albo odwrotnie, co nie ma obecnie żadnego znaczenia). Wśród Osetyjczyków rozpowszechnił się pogląd, że dziecko zabili Gruzini, a wśród Gruzinów - że zbrodni dokonali Osetyjczycy. Tragedia tej rodziny nie była odbierana jako tragedia całej wspólnoty niezależnie od przynależności narodowej. I to była największa tragedia. Nie tylko maleńkiego regionu cchinwalskiego, ale całej naszej cywilizacji, która znalazła się w niewoli schematycznego konfliktowego myślenia, dzielącego ludzi na swoich i wrogów.

Przez te wszystkie lata, jakie minęły od początku tej wojny, społeczność międzynarodowa, imitująca swoją obecność w procesie pokojowym, nie była w stanie tego zmienić. Nie podjęto inicjatywy postawienia nowych pomników, które czciłyby pamięć ofiar konfliktu bez względu na ich przynależność, które szukałyby wspólnego mianownika, a nie dzieliły i nastawiały przeciwko sobie tych, którzy swego czasu stanęli naprzeciw siebie z bronią w ręku. Można się w tym względzie odwołać do międzynarodowych przykładów - jest przecież pomnik ofiar wojny domowej w Hiszpanii. Wszystkich ofiar.

Make monuments, not war

Hiszpańskie doświadczenie starają się wykorzystać organizacje społeczne Gruzji. Zajmują się odbudową pomników zniszczonych przez ekstremistów. Na przykład w jednej z gruzińskich wiosek regionu cchinwalskiego, Disewi, został odbudowany pomnik ku czci Gruzinów i Osetyjczyków poległych w czasie II wojny światowej. Został odbudowany nie jako symbol sowieckiej propagandy, ale jako symbol wspólnego przeżywania tragedii, która była taka sama dla Gruzinów i Osetyjczyków. Wieńczy go dziś nie pięcioramienna gwiazda, a skromny krzyż, podkreślający równość nas wszystkich przed obliczem Stwórcy. W innej wiosce - Tamaraszeni - z inicjatywy mieszkańców ma powstać Muzeum Tragedii Narodów Gruzińskiego i Osetyjskiego - również jako symbol wspólnej traumy.

Agresywnie nastawieni separatyści z Cchinwali odpowiedzieli na te inicjatywy ideą otwarcia Muzeum Gruzińskiego Faszyzmu. Tragikomedia. Zamiast wsparcia inicjatywy w imię wspólnego dobra, poszukiwania dróg do pokoju i zgody - napotykamy agresję, ustrojoną w propagandowe szaty obrony Osetyjczyków przed rzekomo faszyzującymi Gruzinami.

Dopóki nie nastąpią zmiany na naszej mentalnej mapie, nie znajdziemy tego poziomu zaufania, który jest niezbędny dla efektywności procesu pokojowego. I nadal będziemy borykać się z tym, z czym borykamy się przez wszystkie te lata - quasi-pokojowymi procesami na Kaukazie Południowym, na które wydaje się miliony euro i dolarów (głównie pieniądze europejskich i amerykańskich podatników), a które nie rozwiązują najważniejszych problemów.

Także niedawne wydarzenia w Estonii, związane z planem przeniesienia szczątków żołnierzy radzieckich z czasów II wojny światowej z centrum Tallina, są częścią tego procesu. Niestety, poziom kultury politycznej i moralności uczestników tego konfliktu nie pozwala dostrzec tragedii w jej właściwym wymiarze - wszystko filtrowane jest przez pryzmat ideologicznego sporu. Czy pomnik stojący na skwerze w centrum Tallina jest - jak chcą Rosjanie - pomnikiem "żołnierza-wyzwoliciela"? Czy może - jak twierdzą estońscy zwolennicy przeniesienia pomnika i grobów - pomnikiem "żołnierza-agresora", "żołnierza-okupanta"? Wedle uznania. Ale jeden fakt jest bezsporny: mamy do czynienia ze spekulacją nie tylko racjami żywych ludzi, ale targiem prochami poległych. I tragedia pojedynczego człowieka, jego rodziny, staje się na naszych oczach symbolem, elementem propagandy albo antypropagandy.

***

Niski poziom duchowości współczesnego społeczeństwa stwarza zagrożenia dla nowych pokoleń. I jest to zagrożenie poważniejsze niż strach przed sąsiednim państwem czy polityczna zachłanność, pożerająca wszystko wokół. Samo postawienie diagnozy choroby, która toczy skonfliktowane strony, nie wystarczy. Trzeba szukać wyjścia z sytuacji podziału, linie styczne przecież istnieją. Trzeba wyjść od stadium jednokomórkowego nienawidzącego pierwotniaka do wyższych form istnienia.

Przełożyła Anna Łabuszewska

ALEKSANDER RUSIECKI jest dyrektorem Południowokaukaskiego Instytutu Bezpieczeństwa Regionalnego w Tbilisi (Gruzja).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2007