Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Biskup Stephan Ackermann, od lutego 2010 r. pełniący funkcję pełnomocnika Episkopatu Niemiec ds. molestowania w Kościele, ujawnił w minionym tygodniu, że w kwietniu ruszyły dwa projekty badawcze. Niezależni od Kościoła naukowcy otrzymają wgląd we wszystkie akta personalne z lat 2000-2010 we wszystkich 27 diecezjach. Dodatkowo w dziewięciu reprezentatywnych diecezjach otrzymają wgląd w takie materiały z lat 1945-2010. Swoje archiwa udostępnią też zakony. Episkopat chce ustalić, w jakich okolicznościach dochodziło do molestowania, jak Kościół reagował i jak ulepszyć metody prewencji.
Badaniami kierują Christian Pfeiffer, dyrektor Instytutu Kryminologicznego Dolnej Saksonii i Norbert Leygraf, dyrektor Instytutu Psychiatrii Sądowej z uniwersytetu Duisburg-Essen. W skład zespołu wejdą emerytowani prokuratorzy i sędziowie; ma on przebadać archiwa i, jeśli to możliwe, dotrzeć do ofiar (będą proszone o udział w badaniu), a także do podejrzanych duchownych (jeśli wyrażą gotowość do współpracy; chodzi o przypadki prawnie przedawnione). Natomiast zespół psychiatrów kierowany przez Leygrafa przeanalizuje 50 spraw, gdy duchowni byli sądzeni za molestowanie i przy tej okazji poddawani badaniom psychiatrycznym; chodzi o to, by lepiej poznać profil sprawcy.
Szacuje się, że prace potrwają co najmniej trzy lata - nie tylko dlatego, że do przeanalizowania jest
100 tys. akt personalnych. Wiele spraw zapewne trudno będzie wyjaśnić: prawniczka Marion Westphal, która badała problem molestowania w diecezji Monachium-Fryzynga w latach 1945-2009, uważa, że wiele akt zniszczono celowo.
Niemniej decyzja biskupów, żeby badania zlecić osobom niezależnym od Kościoła, świadczy nie tylko o determinacji, by wyjaśnić problem, ale też o odwadze. Kościół rezygnuje tu bowiem z kontroli; trudno sobie wyobrazić, aby naukowcy zgodzili się potem np. utajnić swe prace. "To próba odbudowania wiarygodności" - komentuje tygodnik "Spiegel".
Wiarygodnością tą wstrząsnęły zwłaszcza wydarzenia z ostatniego półtora roku. Bo choć już w 2002 r. niemiecki Kościół przyjął wytyczne, jak postępować w przypadku podejrzeń, to molestowanie stało się prawdziwym dlań problemem na początku 2010 r., gdy media ujawniły konkretne przypadki w kościelnych szkołach i internatach. Kościół powołał wtedy pełnomocnika i struktury pomocowe w diecezjach; apelowano do ofiar o zgłaszanie się; ustalono, że proponowane będzie im zadośćuczynienie (5 tys. euro, czasem więcej) i pokrycie kosztów terapii. Bp Ackermann przyznał w minionym tygodniu: "najbardziej boli mnie, gdy okazuje się, że u niektórych ofiar nie udaje się nam dojść do żadnej formy pojednania (...), są zranienia, których nie da się naprawić".
Wystąpienie biskupa odbyło się w szczególnym kontekście. Tego samego dnia pełnomocnik rządu ds. molestowania, Christine Bergmann, przedstawiła rezultaty badań prowadzonych w Niemczech. Wynika z nich, że "molestowanie nie jest tematem z przeszłości, ale teraźniejszości". Aż w połowie szkół, w 67 proc. internatów i 82 proc. domów opieki stwierdzono przynajmniej jeden przypadek podejrzenia o molestowanie. Jednak zasadniczo, jak wynika z badań, molestowanie to dramat dokonujący się głównie w rodzinach.
Lokalny dziennik "Heilbronner Stimme" komentował: "Te przerażające liczby pokazują również, jak ubiegłoroczne oburzenie na przypadki molestowania w Kościele katolickim wykrzywiło nam rzeczywistość. Publiczne skandalizowanie problemu doprowadziło do banalizacji, powstało bowiem wrażenie, że to tylko problem katolików. W efekcie w przestrzeni publicznej zabrakło miejsca na nie-kościelne ofiary molestowania".
Źródła: Spiegel, EPD, Domradio