Mniej Giedroycia, więcej Karpia

Kiedy słyszę o aktualności lub nieaktualności koncepcji Giedroycia, chce mi się krzyczeć. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby na stanowiskach, które wiedzą, na czym ona polega.

01.04.2008

Czyta się kilka minut

Od lat przyglądam się podejmowaniu przez władze decyzji wobec Europy Wschodniej - najpierw jako analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, a dziś Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Instytucje, w których pracowałem - OSW oraz Ośrodek "Karta" - otrzymały nagrodę "Rzeczpospolitej" im. Jerzego Giedroycia. Także na tej podstawie chciałbym włączyć się w dyskusję, wywołaną tekstem Andrzeja Brzezieckiego ("TP" nr 7/08) i kontynuowaną przez Pawła Kowala ("TP" nr 11/08).

Deficyt kontynuacji

Z perspektywy analityka, przygotowującego materiały do oficjalnych spotkań i interpretującego wydarzenia za granicami Polski, głównym problemem jest dziś nie brak strategii czy koncepcji, ale brak kontynuacji (intelektualnej i operacyjnej). Polska administracja cierpi na amnezję, co wynika z zacofania technicznego i z nadmiernej rotacji kadrowej na szczeblach średnim i niższym.

Osoba zaczynająca pracę w dowolnym resorcie na dowolnym szczeblu hierarchii trafia na szafy zawalone papierami albo na szafy puste. W obu sytuacjach jest skazana na własną inwencję w obliczu zleceń "góry": pytań o dotychczasowe kontakty urzędu z jego odpowiednikami za granicą, o propozycje do rozmów z przybywającą do Warszawy obcą delegacją itp. Jeśli taki urzędnik ma za sobą doświadczenie i kontakty do "osób, które wiedzą" - wtedy lepiej lub gorzej poradzi sobie z tymi zleceniami. Jeśli nie jest doświadczony(a) - a takie osoby stale trafiają na wysokie nawet stanowiska bez względu na to, kto wygrał wybory - wówczas porusza się po omacku, bo odziedziczone szafy nie są pomocne.

Często pojawia się wtedy pokusa twierdzenia, że Polska nie miała dotąd koncepcji polityki wobec tego czy innego państwa lub regionu i trzeba ją dopiero stworzyć. To łatwiejsze niż przekopywanie skoroszytów, kompletowanych latami w przypadkowy sposób, czy uganianie się za ludźmi wcześniej zatrudnianymi na tym stanowisku.

"Bo teczka się zgubiła"

Z kolei teleinformatyczne wyposażenie instytucji odpowiedzialnych za politykę zagraniczną jest dramatyczne. W trakcie Pomarańczowej Rewolucji w ambasadzie w Kijowie do internetu podłączony był jeden komputer. Młoda ambasada w Kabulu regularnie traci łączność z siecią. A to jeszcze nic wobec faktu, że brakuje baz danych: elektronicznego archiwizowania tysięcy notatek, sprawozdań, prognoz. Jedyny system informatyczny z prawdziwego zdarzenia, z jakim się w administracji zetknąłem, powstał w Ośrodku Studiów Wschodnich i nie wątpię, że jest on jednym z filarów sukcesu tej instytucji. Nawet młody analityk jest tam w stanie szybko stworzyć ekspertyzę dla rządu, wywołując na monitor opracowania powstałe w ciągu 15 lat funkcjonowania Ośrodka.

Dlatego gdy słyszę o aktualności lub nieaktualności koncepcji Giedroycia dla polityki wschodniej, chce mi się krzyczeć. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby na odpowiedzialnych stanowiskach państwowych, które wiedzą, na czym ona polega. Po drugie, strategie nie mają znaczenia, jeśli aparat biurokratyczny nie jest zdolny do wprowadzania w życie postanowień ze szczytów czy do realizowania przyjętych przez resorty i departamenty planów współpracy - a to dlatego, "bo się teczka zgubiła" albo "pan, co się tym zajmował, wyjechał na placówkę".

Mimo to odnosimy sukcesy. Jedynym wytłumaczeniem tego fenomenu jest dla mnie fakt, że w administracji jest wciąż wiele wybitnych jednostek zwalczających opór materii. Państwowców, poruszających się - jeśli tego wymaga chwila - obok procedur i struktur, improwizujących i nieczekających na polecenie z (naj)wyższego szczebla. Dzięki takim ludziom Polska przełamała opór zachodnich środowisk niechętnych rozszerzeniu NATO i pomogła Ukraińcom wybrnąć z kryzysu. Jednak trwałe powodzenie polityki zagranicznej wymaga profesjonalizmu i wysokiej kultury urzędniczej.

Polskie ambiwalencje

Kolejny problem - to brak zrównoważenia między refleksją strategiczną i taktyczną w debacie publicznej (w niepublicznej zresztą też). Chcielibyśmy widzieć Rosję, Białoruś, Ukrainę, Mołdowę, Gruzję, Armenię i Azerbejdżan demokratyczne i przyjazne - najlepiej w ten lub inny sposób zintegrowane z Unią i/lub z NATO.

Ale co konkretnie czynić np. wobec rosyjskiej presji na Mińsk? Dlaczego w "relacjach" z Aleksandrem Łukaszenką tkwimy wciąż w narzuconym przez Mińsk konflikcie wokół Związku Polaków na Białorusi i narzuconym przez Sejm - wokół Karty Polaka? Czy wobec forsowanych przez Kreml projektów rurociągów omijających Białoruś, oferować Mińskowi udział w projektach dywersyfikacyjnych (naftociąg Odessa-Gdańsk, nowa elektrownia atomowa w Ignalinie, polski węgiel), czy zacierając ręce czekać, aż Gazprom wysadzi w powietrze białoruski "cud gospodarczy" i Łukaszenkę?

Albo: jak postępować wobec utrwalającej się, przy wydatnym udziale liderów Pomarańczowej Rewolucji, destabilizacji ukraińskiej sceny politycznej? Wziąć pauzę w relacjach z Kijowem i spożytkować ją np. do odbudowy dialogu z Rosją - zawsze uzależniającą zagraniczne sympatie od uznania obszaru poradzieckiego za jej wyłączność? Czy też skłaniać rywalizujące nad Dnieprem obozy do współpracy w kwestiach strategicznych? Tylko jak sprawić, byśmy przez Ukraińców znowu zaczęli być postrzegani jako autorytet?

Dalej: dlaczego, mimo ton papieru zużytego na opisywanie strategii dywersyfikacji dostaw gazu i ropy, jesteśmy tak bezpłodni politycznie w odniesieniu do państw Azji Centralnej? Za miedzą, w Afganistanie, walczą polscy żołnierze. Dlaczego - bodaj jako jedyni uczestnicy ISAF - nie próbujemy wykorzystać tego do intensyfikacji naszej obecności w regionie?

Fundacja imienia Karpia

Rzecz nie tylko w tym, jak odpowiedzieć na te pytania. Kłopot polega także na tym, że one są niedostatecznie często stawiane w Polsce, a wcale nie są stawiane w międzynarodowej debacie w sposób zbieżny z polskimi interesami. Jak wiele tu tracimy, można się przekonać, obserwując osiągnięcia fundacji finansowanych np. z budżetu USA, partii niemieckich czy szwedzkiej agencji rządowej SIDA. Przykłady można mnożyć. Lada dzień ruszy zasobny w petrodolary rosyjski "Instytut Demokracji i Współpracy" (sic!), który ma zmieniać wizerunek Rosji i wspierać środowiska prokremlowskie na świecie.

Oczywiście, nie można powiedzieć, że polscy decydenci są nieświadomi znaczenia public relations. Warszawa wydaje niemałe środki na, najogólniej ujmując, pozarządową aktywność zagraniczną. Dzieje się to jednak w sposób niespójny i niegwarantujący władzom wpływu na projekty. Są Instytuty Polskie, ambasady rozdają granty, MSZ przyznaje po kilka-kilkanaście milionów złotych rocznie na działalność polskich NGO-sów. Były pomysły powołania Fundacji dla Afryki (szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza) czy Fundacji Prezydenckiej. Pora przekuć tę świadomość w działanie. Są środki, trzeba je ubrać w strukturę zdolną wpływać na debatę publiczną w państwach i w regionach kluczowych dla Polski.

Dla łatwiejszego zrozumienia istoty pomysłu proponuję związać ideę takiej fundacji z imieniem Marka Karpia, tragicznie zmarłego w 2004 r. założyciela i dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich. Państwowca, który wprawdzie pisał mniej niż Giedroyc, ale po 1989 r. wniósł ogromny wkład w praktyczną i codzienną realizację polskiej racji stanu.

BARTOSZ CICHOCKI jest analitykiem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. W latach 2000-2007 pracował w Ośrodku Studiów Wschodnich. Współautor (z Krzysztofem Jóźwiakiem) książki "Najważniejsze są kadry. Centralna Szkoła Partyjna PPR/PZPR" (wyd. 2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2008