Miesiąc Fotografii - pułapki i metafory

O tym festiwalu można powiedzieć: młodość jako temat główny oznacza niewygodę i ostrość widzenia.

19.05.2008

Czyta się kilka minut

Wernisaż wystawy Stefanii Gurdowej "Klisze przechowuje się", Kraków, 9 maja 2008  r. /fot. Tomasz Gotfryd/visavis.pl /
Wernisaż wystawy Stefanii Gurdowej "Klisze przechowuje się", Kraków, 9 maja 2008 r. /fot. Tomasz Gotfryd/visavis.pl /

JR, francuski fotografik, od rana naklejał ogromne zdjęcie na ścianie Centrum Kultury Żydowskiej, realizując projekt przygotowany na Miesiąc Fotografii w Krakowie. Fotografia, przedstawiająca górną część twarzy czarnego mężczyzny, który palcem wskazującym i kciukiem otacza oko, tworząc rodzaj lornetki lub obiektywu, została niefortunnie przycięta od góry, zakryta z boków roślinami, a od przodu - stolikami klubu Mleczarnia, tak że w oczy rzuca się jedynie ogromne oko i palec wskazujący, jakby wyrastający z brwi. "Tylko tyle?", "Miał dużo czasu, więc pewnie chciał tylko tyle", "Yeah, it’s progressive", "No, it’s just getting bored!" - dało się słyszeć w grupie, która przyszła na otwarcie ekspozycji. Tylko tyle i aż tyle, bo zdjęcie, wtopione w miejską przestrzeń, wykadrowane samoistnie przez nią, jest może najlepszym obrazem całego festiwalu, wyraźnie wpisującego się w przestrzeń Krakowa: wystawy odbywają się nie tylko w galeriach, ale i na placach, rynku, w klubach, galeriach, synagodze, krypcie, prywatnych mieszkaniach...

Ważniejsze jednak, że wzrok zwrócony jest uważnie na reakcje tych, którzy oglądają, zarówno przypadkowych przechodniów, jak i koneserów. Zdaje się zadawać pytanie, które staje się podskórnym tematem wielu ekspozycji: kto ogląda?, jaką odpowiedzialność za spojrzenie ponosi?, co z jego konfrontacji z fotografią wynika? Na jednej z wystaw, w prywatnym mieszkaniu przy

ul. Gertrudy 15/1, pokazano obraz "Młodość Witka J.". Marta i Michał Zasępa ze znalezionych w archiwum rodzinnych taśm z młodości rodziców zmontowali film, podzielony na kilka części przedzielanych tablicami z napisem: młodość to... "taniec i pepsi cola", "piękne kobiety"... O Miesiącu Fotografii można by powiedzieć, używając tej formuły: młodość jako temat główny oznacza tu niewygodę i ostrość widzenia.

Przechowuje się

W Galerii Starmacha pokazywany jest "Zapis socjologiczny" Zofii Rydet - piękny cykl zdjęć z lat 1978-90, robionych we wsiach całej Polski. Dzisiaj te fotografie zdają się mówić o odejściu pewnego świata, o ogromnym dystansie między nami a tamtą rzeczywistością, który mierzy się także niezmienną odległością między obiektywem a fotografowanymi mieszkańcami chat - zawsze oddaleni, skupieni i sztywni stoją lub siedzą na tle ściany, spokojnie wpatrując się w aparat. Sądzili, że zdjęcia idą do Ojca Świętego, stąd może pewna dodatkowa godność w postawie, próba zakrycia dziurawej skarpetki, pokazania z natury ładnych dzieci. Fotografowani na tle reprezentacyjnej ściany zdają się przytłoczeni zbytkiem przedmiotów, mniej ważni. Jakby tłumaczyli się przez tło, tworząc z nim dziwną i nierozerwalną więź. Rydet ustawiała ich tak, aby wszystkie zdjęcia miały jednakowy układ; tym mocniej poruszają szczegóły, realność, która wdziera się w "zapis socjologiczny": ktoś jest tak chory, że nie może wstać z łóżka do zdjęcia, na innym znienacka w kadr wchodzą główki dzieci, w jakimś domu wisi dziesięć zegarów obok siebie, gdzieś budzik pokazuje 13.45 lub lustro na ścianie odbija tył głowy fotografowanego mężczyzny, rozbrajająco bezbronnego wobec wzroku widza. Trudna jest próba zmierzenia się z tą rzeczywistością - czym się dla nas staje?, czy to dzieło sztuki, dokumentacja, świadectwo czy ciekawostka etnologiczna?

Podobne pytania można by zadawać, wchodząc do Synagogi Kupa, gdzie wystawiono zdjęcia ze studiów fotograficznych Stefanii Gurdowej, prowadzonych w latach 1921-37 w Dębicy, Mielcu i Ropczycach. Do historii odnalezienia 11 lat temu szklanych negatywów zgromadzonych na strychu kamienicy w Dębicy, a zarazem odzyskania pewnej rzeczywistości zawartej w zdjęciach, nawiązuje tytuł wystawy: "Klisze przechowuje się", jak głosi zwyczajowy napis na tekturowych odbitkach z przedwojennych zakładów fotograficznych. Zdjęcia eksponowane są skromnie, bez zbędnych dopowiedzeń. Jeśli stanąć pośrodku kwadratu galerii, ze wszystkich stron otoczą nas spojrzenia odświętnie ubranych, spiętych, patrzących prosto w aparat (za którym w tym-tamtym momencie stała Stefania Gurdowa) ludzi. Zderzenie z odzyskanym świadectwem, jakim staje się tu fotografia, często podniszczona, zatarta, stawia widza w sytuacji bezradności i niepokoju wobec ich niemożliwej obecności.

Taka bezradność wobec faktu czyjejś - zatrzymanej, migawkowej i minionej - obecności, znajduje pełen wyraz w fotografii, która należy do imponującej ekspozycji w Arsenale Czartoryskich, pt. "Marzyciele i świadkowie. Fotografia polska XX wieku". Zdjęcie Mariusza Hermanowicza "I to jest wszystko..." obudowane jest napisanym ręcznie komentarzem: "20.IV.1978 r. o godzinie 12.15 pod oknem, w którym stałem, przeszedł ten oto człowiek" (tu zdjęcie) "i to jest wszystko, co o tym człowieku wiem". Do Arsenału warto pójść ze względu na przekrojowość ekspozycji - to swoisty pasaż przez polską fotografię. Różnorodność jest także zasadą przeglądu nowej fotografii polskiej ("Aktualizacja") pokazywanego w nowohuckim Światowidzie. Obie wystawy pokazują wyraźnie wartość i pasję poszukiwań polskich fotografów, niemal nieobecnych na europejskich rynkach sztuki.

Niebezpieczne słowo: real

W świetnie zaaranżowanej przestrzeni kamienicy na Estery 12 (dawna Kuchnia Brata Alberta) gości wystawa Wenus Polska 2008, przewrotnie nawiązująca tytułem do legendarnych ekspozycji organizowanych za czasów Gierka, przedstawiających erotyczne zdjęcia pań. Wtedy były wyrazem pewnego ocieplenia atmosfery w PRL, dziś zaś stają się symbolem jej specyficznej tandety. Kurator wystawy prowadzi przewrotną grę z tą legendą. Wejście na Wenus wiązało się z pewnym wstydem, powodowanym przez pruderyjność tamtych czasów, wejście na jej swobodną wariację AD 2008 dotyka tabu znacznie poważniejszego. To wystawa dotkliwa, portretująca odważnie zarówno kobiety, jak wyobrażenia o nich, okrutna w obnażaniu prawdy ciała i pożądania. Skomponowana w taki sposób, że oglądanie przypomina wędrówkę po piętrach domu pełnego zakamarków i wstydliwych miejsc, angażującą niemal wszystkie zmysły. W toalecie, przesiąkniętej charakterystycznym sanitarnym zapachem, pośród pożółkłych pryszniców znajdziemy prace Anny Bedyńskiej "Domy publiczne". Na antresoli urządzono pokoik z kanapą i telewizorem, gdzie możemy poczytać kapitalną "Gazetę Dziadka" i obejrzeć nagranie dłoni mężczyzny, dotykającego wklejone do zeszytu zdjęcia pornograficzne. Albo zwabieni przebojem Blondie przechodzimy przez mniejsze pokoje, by natknąć się w ciemnym zakamarku na obraz obmywania ciała martwej kobiety.

Mówiąc o młodości, nie sposób uciec od ciała; tego tematu dotykają wystawy "Girls and American Beauty Project" i "The Myth of Sexual Loss", ale pojawiają się też zupełnie inne perspektywy - mit młodości czytany przez sentymentalny powrót do własnych fascynacji ("Garageband"), przestrzeń utracona ("Boazeria"), bunt i pasja ("Fuck you all"), fetysz. Zaskakujące jest ujęcie przedstawione na wystawie w prywatnym mieszkaniu przy ul. Sebastiana 16/2: Andrzej Kramarz wyciągnął z archiwum zdjęcia zatrzymanych w związku z poznańskim Czerwcem ’56. Dwie z wystaw, "Photocopies" i "Real Photo", odnoszą się wprost do podskórnego wątku całego festiwalu, czyli preparowania realności przez fotografię, jej podejrzanie łatwego języka i pułapek tej łatwości, także - do fotografii jako metafory, choćby kadrowania przez pamięć doświadczeń młodości.

***

Miesiąc Fotografii podejmuje odważnie wątek autotematyczny: pytanie o sens i prawdę fotografowania, sytuację wystawienia na widok swojego ciała i świata, o to, co zdjęcie zatrzymuje, o czego stracie przypomina, a co gubi bezpowrotnie. Ta gra nie jest tak bezpieczna, jak mogłoby się wydawać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2008