Miejsce "Berlinki" jest w Berlinie

- Jako obywatel obydwu państw czuję się patriotą polskim i niemieckim. 34 lata spędziłem w Niemczech. Za ratowanie dzieł kultury polskiej niemiecki uniwersytet w Trewirze przyznał mi doktorat honoris causa. Coś takiego w Polsce jest jeszcze nie do pomyślenia. Czas skończyć z naszym ciągłym pławieniem się w przeszłości.

---ramka 321946|prawo|1---Nawojka Cieślińska: - Czy “Berlinka" powinna wrócić do Berlina?

TOMASZ NIEWODNICZAŃSKI: - Zbiory berlińskiej Biblioteki Państwowej, tworzone przez władców pruskich i berlińczyków, powinny być tam, gdzie powstały. Ich rozbicie to skutek ewakuacji przed bombardowaniami. Chodziło o to, by przynajmniej jedna część zbiorów ocalała. Dziś powinno się wszystkie części połączyć - w Berlinie. Jesteśmy szczęśliwi, że rękopisy Chopina są w Warszawie, a oryginał “Pana Tadeusza" we Wrocławiu, w Ossolineum. Co nam, Polakom z 228 listów Goethego? Poza wartością materialną niewiele dla nas znaczą. Są częścią duszy narodu niemieckiego. Jeśli chcemy być Europejczykami we wspólnej Europie, musimy to zrozumieć.

- A jeśli “Berlinkę" potraktujemy jako rodzaj zadośćuczynienia za straty w naszym zasobie kulturalnym spowodowane przez Niemców?

- W Niemczech usłyszymy w odpowiedzi: “A jakie jest zadośćuczynienie za Szczecin?

Nie zapominam o tym, jak straszliwy los spotkał polskie zbiory za sprawą Niemców. Ale czy to znaczy, że oddział “Gromu" powinien spalić im kilka bibliotek i muzeów? Oko za oko, ząb za ząb? Musimy przekroczyć ten zaklęty krąg. Dywanowe naloty alianackie, zniszczenie Drezna pod sam koniec wojny - to było szaleństwo, ale i odpowiedź na zburzenie Coventry. W 60 lat później musimy się jednak od tego myślenia uwolnić.

Wcześniej czy później sprawa zwrotu “Berlinki" stanie w Niemczech bardzo ostro. Na razie Niemcy nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, jakie to dla nich ważne. Jednocześnie muszą zwrócić nasze zbiory, które jeszcze zatrzymują u siebie, w tym 72 dokumenty zakonu krzyżackiego z Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie (dziś w archiwach Fundacji Pruskiej).

- Dlaczego nie zwracają 114 zlokalizowanych obiektów bezwarunkowo?

- Traktują to jako zastaw. Mówią: “Zwrócimy wszystko, ale musimy się porozumieć, że Polacy również zwrócą". Każda strona się boi. W stosunkach międzynarodowych liczy się albo oko za oko, albo coś za coś. To jest niestety rzeczywistość. Jako obywatel niemiecki apelowałem do rządu RFN, gdy zdecydował się podarować Polsce 220 czołgów Leopard i za symboliczną złotówkę sprzedać nam samoloty Mig (o cenie porównywalnej z rynkową wartością archiwaliów “Berlinki"), by wykorzystał to jako argument na rzecz odzyskania Biblioteki.

- Proponował Pan stworzenie funduszu jako formy odszkodowania.

- Apelowałem do Niemców o stworzenie fundacji, która finansowałaby zakupy obiektów uzupełniających puste miejsca po zniszczonych lub zaginionych zasobach, dokonywane przez polskie muzea, biblioteki i archiwa. Swego czasu mogłem kupić w Nowym Jorku 17 listów Mickiewicza tylko dlatego, że warszawskie Muzeum Literatury nie dostało na ten zakup pieniędzy. Na aukcjach ciągle pojawiają się polonica. Mówiąc o fundacji liczyłem, że będzie wyposażona w 100, 150, może 180 mln dolarów. W odpowiedzi usłyszałem od niemieckich rozmówców, że przy takich wielkościach rzecz nabiera realnych wymiarów. Bo 2 miliardy dolarów sygnalizowane przez stronę polską są nierealne. Niemcy rozważali już zresztą dofinansowanie Fundacji Polsko-Niemieckiej Współpracy, która wyczerpuje swoje zasoby.

Jestem święcie przekonany, że Niemcy wyłożą rozsądną sumę, a Polacy zrezygnują ze swoich 2 miliardów. Ale czas - niestety - jeszcze do tego nie dojrzał, a cięcia budżetowe w RFN nie przybliżają go.

- Premier Bawarii Stoiber zwraca jednak prezydentowi Putinowi w prezencie archiwalia rosyjskie, które znalazły się w Monachium. O zwrocie Pontyfikału Płockiego do biblioteki Seminarium Duchownego w Płocku jakoś nie słychać.

- Rozwiązanie tej kwestii z pewnością się znajdzie. Jeśli się zwleka, to dlatego, że po stronie polskiej nie ma gotowości do poszukiwania sensownego rozwiązania.

A stosunki niemiecko-rosyjskie? Dla Niemców Rosja jest innym partnerem niż Polska. Tak jak dla Polski Litwa też jest innym partnerem niż Rosja. Chodzi o rząd wielkości.

- Ale to jednak nie Polacy, ale sowieckie trofiejne brygady zajmowały się grabieżą. Argument, że Rosja jest większa, wydaje się więc niestosowny.

- Ma Pani rację. Ale w polityce nieistotne jest, czy ma się rację, tylko, jaki się ma potencjał. Niestety Niemcy w stosunku do Rosji używają innego języka niż w stosunku do Polski, bo Rosja jest mocarstwem, a Polska sardynką.

- W których punktach, rozmawiając o zwrotach dóbr kultury, Polacy i Niemcy się nie rozumieją?

- Różnie widzą sprawę tzw. polskich Ziem Zachodnich. My traktujemy je jako rekompensatę za utratę ziem wschodnich Rzeczypospolitej, oderwanych paktem Ribentrop-Mołotow. Dla Niemców strata ziem wschodnich byłej Rzeszy to sprawa między Polską a Niemcami. W tym sensie zadośćuczynieniem za ogrom krzywd wyrządzonych Polsce jest rezygnacja z ok. 1/3 dawnego państwa niemieckiego. Przeciętny Niemiec tak to odczuwa, odebranie Polsce ziem wschodnich rozumie zaś jako decyzję aliantów, która z Niemcami nie ma nic wspólnego.

Sam jestem wilnianinem, a mimo to pogodziłem się z utratą Wilna. Jestem za tym, by budować mosty między narodami. Tak właśnie, “Brückenbauen", nazwałem wystawę moich zbiorów w Berlinie. Potem pokazałem ją w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Gdańsku. Teraz pokazywana jest w Wilnie, a potem we Lwowie.

- Jak rozwiązałby Pan kwestię Ossolineum?

- Swego czasu Lelewel podarował swoją wspaniałą bibliotekę uniwersytetowi wileńskiemu, a nie Polakom w Wilnie. Musimy niestety zrozumieć, że część Ossolineum była związana ze Lwowem. I mówię to, choć razem z Janem Nowakiem-Jeziorańskim i Władysławem Bartoszewskim zasiadam w Kuratorium Zakładu Ossolińskich we Wrocławiu. Wydaje mi się, że dogadalibyśmy się z Ukraińcami, gdybyśmy ze swojej strony zaofiarowali im przekazanie pewnych obiektów związanych ściśle z tradycją narodu ukraińskiego. Wówczas te, które wyraźnie wiążą się z historią i kulturą polską, mogłyby znaleźć się u nas. Ale obiektom związanym z historią Lwowa pozwólmy być we Lwowie, mimo że były własnością Ossolińskich i Ossolineum. Tego samego oczekujemy przecież od Niemców wobec Śląska.

- W opublikowanym przez “TP" wywiadzie z prezydentem Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturalnego, Klausa-Dieterem Lehmannem, po raz pierwszy Niemiec powiedział publicznie, że jest gotów zwrócić część obiektów ze Śląska. Pańska wieloletnia pasja kolekcjonerska każe postawić jeszcze jedno pytanie, jak ratować w zbiorowej pamięci obiekty, które nieodwołalnie zniknęły.

- Straciliśmy dużo. W XVII w., dwukrotnie obrabowali nas Szwedzi. I całe szczęście, bo dzięki temu sporo poloniców uratowało się w Uppsali i muzeach Sztokholmu. W przeciwnym razie przepadłyby w I lub II wojnie światowej. Zniszczone budynki dają się odbudowywać. Ostatnio zaimponowała mi idea odbudowy Zamku Dolnego w Wilnie. Tam dziś nic nie ma. Za 4 lata ma stanąć budowla wg starych planów. Za 20 lat większość ludzi nie będzie już pamiętać, że to rekonstrukcja, tak jak dzisiaj ma się to z Zamkiem Królewskim w Warszawie. Papier, dokumenty, książki - tych, jeśli zostały zniszczone, nie odzyskamy. Pamięć o bibliotece Załuskich możemy zachować, pisząc o niej książki. Już jej nie odtworzymy, ale zostanie w naszych umysłach.

- A co zamierza Pan zrobić ze swoimi zbiorami?

- Moje zbiory stworzyłem za granicą, kupowałem eksponaty w Nowym Jorku, Paryżu, Londynie itd. Na pewno częściowo pochodzą z wojennej poniewierki, a nawet rabunku, ale też z powojennego przemytu. W zbiorach tych znajduje się wiele skarbów kultury polskiej. Dlatego zaofiarowałem - składając na ręce Prezydenta RP i marszałka Sejmu memorandum - podarowanie ich w całości Państwu Polskiemu w momencie rozpoczęcia procesu zwrotu “Berlinki". Podkreślam, nie chciałbym oddawać kolekcji w zamian za “Berlinkę", ale po to, by strona polska zgodziła się rozpocząć rozmowę o zwrocie. Niestety, nic z tego nie wyszło. Teraz napisałem do 19 polskich instytucji kulturalnych w kraju i zagranicą. Niektóre już odmówiły (np. KUL), inne wyraziły zainteresowanie. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Nadal chciałbym połączyć przekazanie Polsce moich zbiorów ze zwrotem przez Polskę przynajmniej “Berlinki". Niemcy mówią, że znajdują się u nas jeszcze inne obiekty z terenów dzisiejszych Niemiec, choćby samoloty z berlińskiego muzeum lotnictwa. Ale nie upierają się w sprawie ich zwrotu. Najważniejsze są manuskrypty Goethego, Beethovena, Mozarta.

Jako obywatel obydwu państw czuję się patriotą polskim i niemieckim. 34 lata spędziłem w Niemczech. Za ratowanie dzieł kultury polskiej niemiecki uniwersytet w Trewirze przyznał mi doktorat honoris causa. Coś takiego w Polsce jest jeszcze nie do pomyślenia. Czas skończyć z naszym ciągłym pławieniem się w przeszłości. I mówię to zarówno jako Polak, jak i człowiek świadom wagi historii. Jest jednak 60 lat po wojnie, znajdujemy się na przełomie nowej ery i na początku nowego stulecia. Już za chwilę będziemy we wspólnej Europie. Czas przełamać fobie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2004