Mężczyzna, który nienawidził nienawidzić

Stieg Larsson zmarł na zawał serca 9 listopada 2004 r., w wieku zaledwie pięćdziesięciu lat. Pozostawił po sobie tykającą bombę - serię "Millennium", która zatrzęsła rynkiem wydawniczym nie tylko w Szwecji, ale i na całym świecie.

03.11.2010

Czyta się kilka minut

Później powiedzą, że przyczyną śmierci był niezdrowy tryb życia: setki papierosów, trash food, brak snu. Inni będą winić zepsutą windę, za sprawą której musiał się długo i mozolnie wspinać po schodach do swojego biura. Ale nie zabraknie też wierzących w teorię o tajemniczej truciźnie (na wzór sprawy Litwinienki). Przecież temu człowiekowi nieraz grożono, a jego przeciwnikami byli ludzie bezwzględni i dobrze zorganizowani.

Wiadomo o nim w gruncie rzeczy niewiele. Na pewno wiódł coś na kształt podwójnego, a nawet potrójnego życia. Z jednej strony zwyczajny, poczciwy Szwed, żyjący w skromnym mieszkaniu w Sztokholmie dziennikarz. Z drugiej - niestrudzony bojownik, zaprzysięgły wróg neofaszystów, który musiał się przed nimi ukrywać. Wreszcie - najbardziej inspirująca postać współczesnego kryminału, ojciec spektakularnego sukcesu wydawniczego ostatnich lat. Sukcesu, którego nie doczekał.

Życie i śmierć

Książki, które napisano o życiu i twórczości Larssona, oraz oficjalne i nieoficjalne strony internetowe pozostają wobec niego jakby bezradne: powtarzają tę samą garść skąpych informacji, jakby życie tego szwedzkiego autora było na tyle zwyczajne, że nie ma w nim sensu szukać skandali, pikantnych epizodów i dramatycznych wydarzeń. Biografowie, żeby wypełnić karty książek o nim, uciekają się do detalicznych streszczeń poszczególnych części "Millennium".

Charakterystyczne okrągłe okulary, siwiejąca niesforna blond czupryna. Ta twarz patrzy na czytelników z dwunastu milionów sprzedanych na całym świecie egzemplarzy książek o rozpoznawalnych, ciemnych okładkach. Na zdjęciach z podróży koleją transsyberyjską w 1987 r. patrzy rozkojarzonym wzrokiem zza zbyt dużych okularów i pije kawę z blaszanego kubka. Wiele mówi o nim też jego zdjęcie przy biurku, w siedzibie szwedzkiej agencji prasowej TT: wbrew stereotypowi pisarza i dziennikarza, na blacie panuje tu niemal asceza, podobnie jak na regałach z tyłu, zastawionych równo segregatorami.

Urodził się na północy Szwecji, początkowo wychowywali go dziadkowie. Był bardzo związany z dziadkiem, który był zagorzałym antyfaszystą, za co w czasie wojny go internowano. Stieg od najmłodszych lat interesował się polityką i prezentował konsekwentnie lewicową (nawet jak na Szwecję) postawę. Związany był z Komunistyczną Ligą Robotniczą, której w - nieuznanym prawnie - testamencie zostawił cały majątek. Oprócz pracy jako grafik dla agencji prasowej, prowadził własną fundację Expo (wydającą magazyn o takim samym tytule), która za zadanie stawiała sobie walkę ze skrajną prawicą. Współpracował też z brytyjskim odpowiednikiem "Expo" - magazynem "Searchlight".

Jego misją miała się stać walka z odradzającym się w Skandynawii faszyzmem. Poświęcał się jej do tego stopnia, że niejednokrotnie narażał na szwank własne bezpieczeństwo. Wielokrotnie mu grożono, a raz nawet faszystowska gazeta opublikowała jego zdjęcie i pełne dane. Nie były to tylko czcze pogróżki - szwedzcy neonaziści w swoich działaniach posuwali się już nieraz do morderstwa, likwidując politycznych przeciwników. To dlatego Larsson nie wziął nigdy ślubu ze swoją wieloletnią partnerką Evą Gabrielsson (którą poznał na demonstracji przeciwko wojnie w Wietnamie). Starał się też nie zostawiać nigdzie swoich danych. By nie dało się go wytropić.

Znajomi zapamiętali Larssona jako pogodnego człowieka oddanego swojej pracy. Mało: pracoholika. Pisanie traktował jak odskocznię, pisał nocami, w wolnych chwilach, w kawiarniach. Żył jak na prawdziwego dziennikarza przystało: wypijał hektolitry kawy, palił kilka paczek papierosów dziennie, odżywiał się w fast foodach i pracował do późnej nocy. Był perfekcjonistą, z zamiłowaniem do detali. Na pewno zauważyli to czytelnicy "Millennium", których zadręczał choćby takimi opisami: "Nic dziwnego więc, że zdecydowała się na najlepsze w tej sytuacji wyjście: właśnie lansowany Apple PowerBook G4/1.0 GHz w aluminiowej obudowie, wyposażony w procesor PowerPC 7451 z AltiVec Velocity Engine, z dziewięćsetsześdziesięciomegabajtową pamięcią RAM i sześćdziesięciogigabajtowym twardym dyskiem" ("Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", przeł. Beata Walczak-Larsson).

Żył z Evą Gabrielsson w skromnym mieszkaniu - autor kryminałów czytanych dziś na całym świecie za życia nigdy nie dorobił się szczególnych pieniędzy, jego działalność była raczej niedochodowa i to Eva przez długie lata zarabiała na nich oboje. Przychody ze sprzedaży książek planował przeznaczyć między innymi na swoją antyfaszystowską działalność. Nigdy nie przypuszczał, że jego książki mogą odnieść aż taki sukces, choć był przekonany, że są dobre.

Po jego śmierci zyski ze sprzedaży "Millennium" przypadły rodzinie - ojcu i bratu, z którymi raczej nie utrzymywał kontaktów. Evie Gabrielsson, z którą przeżył trzydzieści lat, lecz w niesformalizowanym związku, odmówiono praw do spadku. W jej posiadaniu jest jednak cały czas laptop Stiega, a na nim podobno 200 stron jego najnowszej powieści.

Od czasu wielkiego sukcesu "Millennium" postać Stiega Larssona nabrała statusu "gwiazdy rocka" - do czego przyczyniła się jego przedwczesna, choć nie tajemnicza śmierć i kontrowersje wokół praw do jego spuścizny. Gorzki, pośmiertny sukces człowieka, który całe życie był skromnym dziennikarzem-idealistą i któremu nie dane było zasmakować ani popularności, ani bogactwa, tworzą wokół niego legendę. Powstają liczne przewodniki po "Millennium", kolejne osoby związane z Larssonem piszą wspomnienia, kręcone są kolejne adaptacje filmowe jego powieści, śladem bohaterów przewodnicy oprowadzają turystów po Sztokholmie, pierwsze wydania jego książek sprzedają się na aukcjach za ciężkie pieniądze. Właśnie przygotowywana jest hollywoodzka adaptacja trylogii, w której główną rolę zagrać ma Daniel Craig (odtwórca roli Jamesa Bonda). Dzisiaj "Millennium" to już zjawisko samo w sobie. I choć od śmierci pisarza minęło sześć lat, to boom dalej trwa. I wydaje się, że szybko się nie skończy.

Czekolada z chili

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", "Dziewczyna, która igrała z ogniem", "Zamek z piasku, który runął", dzisiaj znane jako "Trylogia Millennium" - wcale nie miały być trylogią. Stieg Larsson zdążył napisać trzy z dziesięciu zaplanowanych na cykl powieści. Czy udałoby się mu trzymać w napięciu czytelników przez kolejne siedem opasłych tomów? Jak potoczyłyby się losy bohaterów cyklu - Mikaela Blomkvista i Lisbeth Salander? Czy udałoby się uczynić im świat choć odrobinę lepszym? Tego się już nie dowiemy. Możemy się jedynie zastanowić, jak to się stało, że te specyficzne, szwedzkie kryminały podbiły cały świat.

Larsson stworzył w "Millennium" niezwykły duet, który okazał się na tyle ożywczy i nowy, że przełamał schemat do tej pory obecny w powieściach kryminalnych. Mikael Blomkvist to alter ego autora. Niezależny dziennikarz o nienagannej etyce zawodowej, prowadzący wraz z grupą zapaleńców wojownicze czasopismo "Millennium", gdzie zajmuje się demaskowaniem między innymi nieuczciwych poczynań wielkiego biznesu czy problemem handlu kobietami. Uczciwy, niezłomny, gotowy bronić za wszelką cenę wolności słowa i praw tych, którzy nie mogą się o te prawa upomnieć. A oprócz tego - sympatyczny kobieciarz, niepoprawny uwodziciel o nieco chłopięcym uroku.

Nietypowy to bohater, jak na powieść kryminalną. Żaden z niego wszechobecny typ marlowowski: zmęczony życiem, zapijaczony nieszczęśnik z problemami [o Raymondzie Chandlerze i jego bohaterze pisze w "Magazynie Literackim" Marek Bieńczyk - przyp. red.]. W gruncie rzeczy Blomkvist jest bardzo orzeźwiająco normalny. Sam Larsson tak o nim pisał: "Starałem się stworzyć bohaterów kompletnie różnych od typowych postaci występujących w kryminałach. Dlatego właśnie Mikael Blomkvist nie cierpi na wrzody, nie ma problemów z alkoholem i nie przeżywa bólu istnienia. Nie chodzi do opery i nie oddaje się jakiemuś dziwacznemu hobby, jak sklejanie modeli samolotów" (cytat za: Barry Forshaw, "Stieg Larsson - mężczyzna, który odszedł za wcześnie", wyd. Świat Książki).

Co innego Lisbeth Salander. Jak Blomkvist to ostoja szwedzkiej normalności, tak Lisbeth to postać jakby z innej planety, z cyberpunkowego komiksu. Nieprzystosowana, aspołeczna, agresywna, ale i genialnie inteligentna. Ani brzydka, ani ładna, ekscentrycznie ubrana, z kolczykami na twarzy i tatuażami na całym ciele. Znów: zupełne zaprzeczenie bohaterki z powieści kryminalnej - demonicznej femme fatale, palącej malowniczo papierosa w długiej fifce, albo zagubionej ślicznotki, którą trzeba bronić przed złym, zagrażającym jej światem. Lisbeth sama potrafi o siebie zadbać. To ona w tym duecie zna sztuki walki, potrafi się bić, strzela, zna się na komputerach i jeździ na motorze. Blomkvistowi w głowie miłostki, Lisbeth zaś kieruje się chłodną logiką, i jest bezwzględna. Jest trochę superbohaterką o nadludzkich mocach: przeżyła pogrzebanie żywcem, postrzał w głowę. Biseksualna hakerka z zespołem Aspergera oblała benzyną i podpaliła własnego ojca, ofiarę bezdusznego systemu, który zamknął ją w szpitalu psychiatrycznym, a potem oddał pod opiekę kuratora-gwałciciela. Takiej bohaterki jeszcze nie było - i czytelnicy ją pokochali.

Może zmęczyli nas już depresyjni, niesympatyczni komisarze z problemem alkoholowym i złe lub słabe kobiety? Może pora na coś nowego? Ten trend doskonale wyczuł Stieg Larsson i zafundował nam duet Blomkvist-Salander, tworzący połączenie porównywalne do czekolady z chili. Przyjemnie słodkie i niewymagające, ale z ostrą, drapieżną końcówką.

"Millennium" oprócz Blomkvista i Salander zaludniają też inne postacie. Larsson maluje je z zamiłowaniem do szczegółów, dając osobisty głos bohaterom nawet drugoplanowym i trzecioplanowym. Z podobnym pietyzmem buduje cały świat powieści, który wydaje się tak po prostu bliski i zwyczajny. Ale to przemyślana taktyka autora - zarzucając czytelnika nieznaczącymi szczegółami, wystawia na próbę jego spostrzegawczość. Mnóstwo z tych szczegółów jest zupełnie nieistotnych fabularnie. Ale są takie, od których później zależeć będą losy postaci. Larsson przyzwyczaja czytelnika do zwracania uwagi na te szczegóły, czyni z niego detektywa, który w gąszczu przesłanek wybierać ma i interpretować te znaczące. Tym samym wciąga go do tropienia, a nie tylko prowadzi za rączkę od odkrycia do odkrycia.

Powrót do utraconej niewinności

Czym jest tak naprawdę kryminał? Dla jednych intelektualną łamigłówką do rozwiązania - poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: "kto zabił?". Dla innych to czysta rozrywka - ma być szybka akcja, pościgi, strzelaniny, krew i mózg na ścianach. I to w coraz większej ilości, bo rynek chce wciąż czegoś mocniejszego. Przyzwyczailiśmy się w kryminałach do przemocy, nawet tej bardzo werystycznie pokazanej. Fascynuje nas osobowość mordercy, ciemna strona ludzkiej psychiki. Ale gdy sięgnie się do korzeni, okaże się, że kryminał jest zapisem starcia między przestępcą a detektywem, między porządkiem a chaosem, między dobrem a złem.

Do tego archetypu sięga Larsson, tworząc w swoich powieściach atmosferę starcia sił światła (reprezentowanych przez Blomkvista i "Millennium") oraz ciemności (reprezentowanych przez skorumpowanych urzędników i lekarzy, nieuczciwych biznesmenów czy tajemniczą Sekcję).

Larsson nie flirtuje ze złem, nie daje się uwieść jego straceńczemu urokowi. Zło nazywa po imieniu, zwalcza je i piętnuje. Postacie z "Millennium" zmagają się z nim na wielu różnych płaszczyznach, od czysto przypadkowych sytuacji (jak obmacywanie w metrze) po demaskowanie ogólnokrajowego spisku mającego za zadanie chronić radzieckiego szpiega, który ogólnie rzecz biorąc jest kanalią. Bo Larssona, jak się okazuje, boli każde zło, nie tylko to, które dotyczy morderstwa, głównej osi fabularnej każdego kryminału. Boli go zło w każdej postaci, nienawiść w różnych odmianach, hipokryzja, kłamstwo, przemoc. Żeby pozbyć się zła, nie wystarczy znaleźć i ukarać mordercę. Bo zło i nienawiść pozostają w społeczeństwie, które - ono właśnie, a nie tylko morderca - wymaga terapii i radykalnych zmian.

Ton moralnego oburzenia tym, co dzieje się pod powierzchnią spokojnego i dobrze prosperującego szwedzkiego społeczeństwa, towarzyszy autorowi (i siłą rzeczy czytelnikowi) przez wszystkie trzy części. Tak jak jego bohaterowie, Larsson staje po stronie słabszych, prześladowanych, bitych, gwałconych, zmuszanych do prostytucji kobiet, imigrantów, a przeciwko wielkim koncernom i administracji rządowej. Jest to swego rodzaju przywrócenie kryminałowi niewinności, po czasie zaglądania w umysł mordercy, pławienia się w rozkładzie, penetrowania najmroczniejszych zakamarków ludzkiej natury. U Larssona zło ma zostać ukarane, sprawiedliwość ma zatriumfować, światło ma przezwyciężyć mrok. Społeczna krytyka Larssona jest poważna, nie ma tu miejsca na ironię, puszczanie do czytelnika oka, popkulturową zabawę z konwencją. Misja Blomkvista jest tak naprawdę misją samego Larssona, zaangażowanego w ruch antyfaszystowski, poświęcającego osobiste bezpieczeństwo dla idei.

Widocznie tego czytelnicy potrzebowali - kryminału zaangażowanego, bez zgrywy i brania świata w cudzysłów, zasłaniania się konwencją. Ale wciąż pozostającego kryminałem, a więc formą lżejszą, dostarczającą rozrywki. To wyjątkowo trudne połączenie - dobrej epickiej krytyki społecznej i wciągającej, trzymającej w napięciu akcji.

A jednak jemu się udało.

Światło zwycięży

Choć Larsson przywraca kryminałowi niewinność, to jednak myliłby się ten, kto by oskarżał go o naiwność. Przemocy u Larssona jest wiele (nawet bardzo wiele), ale nie jest to tylko barokowy, szokujący ozdobnik mający przyspieszyć tętno u czytelnika, który właśnie tego od kryminału oczekuje. Jej celem jest wywołanie moralnego oburzenia. Larsson nie ulega też dzieleniu świata na czarny i biały. Między siłami światła i ciemności wciąż krąży tu postać, która wymyka się jednoznacznym ocenom - Lisbeth Salander. Pełni ona rolę anioła zemsty, który bierze odwet na "mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet" w imieniu ich ofiar. Czyni to bezwzględnie i ponad prawem.

Sprawiedliwość wymierzana przez system to jedno. Sprawiedliwość wymierzana przez Lisbeth - to drugie. To, co przeżyła i przecierpiała, tłumaczy jej zachowanie, uprawnia w oczach czytelnika do działania ponad prawem, poza systemem, który w jej przypadku zawiódł na całej linii. Jest głosem zmarginalizowanych, cierpiących, poniżanych, których system nie obroni. Otóż Larsson nie wierzy w szwedzki system opieki społecznej i wymiaru sprawiedliwości, który opanowały osoby - delikatnie mówiąc - podejrzane. Ale istnieje jeszcze czwarta władza, reprezentowana przez Blomkvista i jego wspólniczkę Erikę Berger - media.

Wolne, profesjonalne i uczciwe media to olbrzymia siła, która odpowiednio użyta ma wielką moc czynienia dobra. Obowiązkiem mediów według Larssona jest patrzenie władzy na ręce i stawanie w obronie tych, którzy sami nie mogą przemówić. Pracownicy "Millennium" to Larssonowski manifest dziennikarskiej etyki, którą sam starał się praktykować, wołanie o przywrócenie wielkości zawodowi dziennikarza, który sprowadzony został do poszukiwania taniej sensacji i schlebiania najniższym gustom.

A tymczasem dziennikarz, zdaje się przekonywać Larsson, może tak wiele zmienić: słowo to olbrzymia siła, ale też związana z nią olbrzymia odpowiedzialność.

To - wydawałoby się - niemodne, staroświeckie, idealistyczne podejście okazało się strzałem w dziesiątkę. Jakby czytelnicy tylko czekali na kogoś, kto pomoże im się wyczołgać z mrocznej krainy zamieszkałej przez postacie w stylu Hannibala Lectera czy Patricka Batemana z "American Psycho", na powrót ku światłu. Mimo że świat ukazany w "Millennium" nie jest idealny, bo przecież Larsson demaskuje całą hipokryzję społeczeństwa, to jednak istnieją tu postacie, które odnoszą sukces, co daje nadzieję. Nie jest to łatwy sukces i prosta nadzieja.

Ale jednak przełamuje mrok.

Korzystałam z: Barry Forshaw, "Stieg Larsson. Mężczyzna, który odszedł za wcześnie", Świat Książki 2010; Irene Lind, "Tajemny klucz do »Millennium« skandalisty Stiega Larssona", Editio 2010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 9 (45/2010)