Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylko dzięki temu, że “New York Times" podjął temat poruszony przez Fukuyamę i opublikował omówienie artykułu oraz liczne polemiki i głosy pochwalne, rzesze mogły się dowiedzieć, o co chodziło autorowi. Wtedy Fukuyama, zachęcony przez publikacje w gazetach i wywiady w telewizji, opublikował rozszerzoną wersję artykułu w postaci książki, która stała się prawdziwym bestsellerem. Tak się dzieje zawsze, jeżeli istnieje swoiste porozumienie między mediami elitarnymi, tymi nastawionymi na szerszą, ale wciąż nie masową publiczność (jak “New York Times", który wcale nie jest gazetą wysokonakładową jak na USA, bo ma ledwie 600 tys. nakładu), a rzeczywiście masowymi mediami, jak główne stacje telewizyjne.
Istnienie takiego związku jest niezbędne, jeżeli praca humanistów (i do pewnego stopnia również genetyków czy socjobiologów) ma być analizowana i oceniana przez szerokie rzesze. Jeżeli wyniki ich pracy nie docierają do nikogo poza wąskim gronem kolegów, to ich rola społeczna przestaje istnieć i zamieniają się w wyrobników lub w pustelników. Jasne, można powiedzieć, że nie obchodzi ich, czy i kto z ich prac skorzysta, ale wszyscy tracą na takiej splendid isolation.
Otóż sens istnienia mediów masowych w znacznej mierze zależy od tego, czy pośredniczą one między elitami intelektualnymi, którym społeczeństwo płaci za to, żeby myślały o nim, a społeczeństwem. Tego rodzaju myślenie jest w szczególności obowiązkiem mediów publicznych, czyli już bezpośrednio opłacanych przez społeczeństwo. Zauważmy przy okazji, że tzw. media komercyjne też są przez nas opłacane, gdyż żyją z reklam, a koszt reklam my pokrywamy, bowiem jest on zawarty w cenie towarów, więc media komercyjne też żyją z nas i nie mają się co szczycić swoją niezależnością.
Zatem wszystkie media są zobowiązane do uczestniczenia w tym łańcuchu przekazywania wiedzy i kultury. Dopiero te szmatławe organy prasowe i stacje telewizyjne lub radiowe, które świadomie odmawiają uczestnictwa w tym łańcuchu, są naprawdę poza społeczeństwem obywatelskim, poza społeczeństwem politycznym i poza kulturą. Niestety, w Polsce jest tak, że obowiązek uczestniczenia w tym łańcuchu jest uświadamiany, ale i lekceważony. Widać to na wielu przykładach. Wina za postępujący upadek czytelnictwa książek spada na media, które bardzo mało piszą o książkach, a już prawie nic o pracach humanistycznych.
Nie chodzi przy tym jedynie o to, żeby wyniki prac humanistów docierały do szerokiej publiczności, ale także o to, by chociażby pośrednio zapoznawali się z nimi politycy. Oczywiście, pokolenia polityków, którzy czytali poważne publikacje, odeszły już w przeszłość, ale w USA lub we Francji takie publikacje czytają jednak ich doradcy czy ministrowie. W Polsce nie ma żadnego przepływu wiedzy między politykami “z pierwszej półki" a intelektualistami, a jedynie zdarzają się tacy intelektualiści, którzy zamiast robić swoje wolą się politykom podlizywać.