Martwe dusze

Gdy połowa Polaków rezygnuje z uczestnictwa w wyborach, wieszczy się kryzys społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego milczeć, gdy podobny odsetek deklaruje całkowitą obojętność czytelniczą? Odrzucenie lektury równa się rezygnacji z uczestnictwa w sferze publicznej.

27.07.2010

Czyta się kilka minut

/fot. Tony Demin / Corbis /
/fot. Tony Demin / Corbis /

W ciągu ostatnich dwudziestu lat wielokrotnie obwieszczano upadek czytelnictwa w Polsce. Jak sięgnąć pamięcią - czytelnictwo albo znajdowało się w stanie głębokiego kryzysu, albo zbliżało się do krytycznego punktu, poza którym otwierała się lekturowa przepaść. Na alarm biło ministerstwo kultury, problem sygnalizowali analitycy rynku książki, bibliotekarze, animatorzy kultury, krytycy i publicyści.

Retoryka upadku

Można precyzyjnie określić moment, w którym retoryka upadku zaczęła dominować w naszym myśleniu o stanie czytelnictwa. W 1992 r. Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej po raz pierwszy przeprowadził duże badania aktywności czytelniczej Polaków. Reprezentatywnej grupie osób przedłożono kwestionariusz, który miał sprawdzić ich zwyczaje lekturowe w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Wynik był zaskakujący i niezwykle optymistyczny. 71 proc. Polaków zadeklarowało lekturę przynajmniej jednej książki w roku, 42 proc. przeczytało więcej niż sześć książek, a zaledwie 29 proc. respondentów przyznało, że nie czyta. Dawało to Polsce bardzo dobrą pozycję na liście krajów europejskich z najwyższym wskaźnikiem czytelnictwa (Szwecja, Finladia, Szwajcaria, Wielka Brytania, Dania, Francja...).

Wynik był zaskoczeniem, ponieważ od lat 70. nasza aktywność lekturowa utrzymywała się na stałym poziomie (około 50 proc. czytających). Jeśli odrzucimy podejrzenia o błąd ankieterski (tamten sondaż prowadzili pracownicy bibliotek; aktualnie robi to OBOP), to źródeł tak dużego wzrostu należy upatrywać w otwarciu rynku książki, zniesieniu cenzury i większej dostępności publikacji, których zdobycie stanowiło wcześniej poważny problem. Początek lat 90. był w Polsce czasem nadrabiania zaległości lekturowych.

Ale już dwa lata później (Instytut prowadzi badania w rytmie dwuletnim) zanotowano znaczący spadek: 56 proc. czytających, 22 proc. czytelników regularnych, 44 proc. nieczytających. To właśnie wtedy pojawiła się dobrze znana retoryka kryzysu. Renek Mendruń, pracownik Biblioteki Narodowej i analityk rynku księgarskiego, zasugerował, że często powtarzane narzekania badaczy i publicystów spowodowały zanik naszej wrażliwości społecznej na patologiczne zjawiska związane z czytelnictwem. Mało kto się dziś przejmuje spadkiem aktywności lekturowej Polaków, choć wydaje się, że dopiero teraz są powody do niepokoju.

Niektórzy komentatorzy skłaniają się do wniosku, że częste sygnalizowanie kryzysu czytelnictwa było błędem. W ich przekonaniu 50 proc. czytających to wynik zadowalający, porównywalny ze średnią europejską. Innymi słowy - reakcje części specjalistów były przesadne. Nie zgadzam się z tą tezą. Gdy połowa Polaków rezygnuje z uczestnictwa w wyborach parlamentarnych lub prezydenckich, słychać głosy obwieszczające kryzys społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego mielibyśmy milczeć w sytuacji, gdy podobny odsetek obywateli deklaruje całkowitą obojętność czytelniczą? Jeśli ktoś docenia rolę lektury w procesie kształtowania naszych zdolności poznawczych, a także dostrzega wpływ czytania na rozwój społeczeństwa obywatelskiego, powinien reagować natychmiast.

Mendruń ma rację, że nasza wrażliwość społeczna jest coraz mniejsza, ale przyczyn tego zjawiska szukałbym gdzie indziej - nie w utyskiwaniach specjalistów i publicystów, lecz w samym zaniku nawyków czytelniczych.

Co czytamy?

W ostatnich badaniach przeprowadzonych jesienią 2008 r. osiągnęliśmy najgorszy wynik od dwudziestu lat: 38 proc. czytających, zaledwie 11 proc. czytelników regularnych, 62 proc. ludzi, którzy w ciągu 12 miesięcy nie mieli w ręku ani jednej książki. Nieznaczny wzrost czytelnictwa zanotowano jedynie w dużych miastach (ponad 500 tys. mieszkańców). Mieszkańcy małych miejscowości i wsi, osoby z wykształceniem średnim i pomaturalnym oraz internauci sięgali po książki rzadziej niż dwa lata wcześniej. Szczególnie niepokojący wydaje się spadek zainteresowania czytaniem w najmłodszej grupie badanych, czyli wśród 15-19-latków (o 16 punktów procentowych). Każdy program, którego celem jest poprawa czytelnictwa, na pierwszym miejscu stawia działania skierowane pod adresem młodych. Znaczący spadek zainteresowania książką u młodzieży świadczy o tym, że programy szkolne - jeśli w ogóle wcielane są w życie - nie spełniają swej funkcji: nie tworzą nawyków lekturowych.

Według dr Katarzyny Wolff - byłej kierowniczki Instytutu BN, która do niedawna nadzorowała sondaż - spadek czytelnictwa postępuje od połowy lat 90. Właśnie wtedy doszło do zmiany relacji pomiędzy czytelnikami regularnymi a sporadycznymi. Wcześniej dominowali ci pierwsi (chodzi o osoby, które w ciągu roku czytają więcej niż sześć książek). Później intensywność czytania zaczęła stopniowo maleć, przewagę zdobywali czytelnicy okazjonalni.

Po jakie rodzaje książek sięgaliśmy najchętniej w 2008 r.? Na szczycie listy znajdują się przewidywalne gatunki: obyczajowo-romansowe, sensacyjno-kryminalne oraz encyklopedyczno-poradnikowe. Rzadziej interesowała nas literatura faktu i fantastyka. Najmniejsze powodzenie miały książki religijne, eseistyczne i ezoteryczne. W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych autorów znajdują się: Henryk Sienkiewicz, Katarzyna Grochola, Paulo Coelho, Agatha Christie, Stephen King, Joanne K. Rowling, Adam Mickiewicz, Dan Brown, John R. R. Tolkien i Joanna Chmielewska.

Sienkiewicz dominuje w tym zestawieniu od lat, niemniej w ostatnim czasie można zauważyć spadek zainteresowania jego twórczością. Świadczy to być może o zmianie, jaka dokonuje się w warstwie światopoglądowej naszego społeczeństwa. Lektury stanowiące do niedawna kanon narodowy przestają spełniać formacyjną funkcję. Ale nie oznacza to, że legendarny konflikt pomiędzy Sienkiewiczem a Gombrowiczem, który w największym uproszczeniu przekłada się na spór między narodowym tradycjonalizmem a społeczno-politycznym krytycyzmem, wygrywa ten drugi. Dzieł Gombrowicza w ogóle nie ma na liście. Na gruzach starego kanonu, którego przez długi czas na ślepo broniła szkoła, powstaje przypadkowa konstelacja lektur. Składają się na nią przede wszystkim rzeczy popularne, sezonowe hity oraz nieliczne evergreeny przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Sondaż Biblioteki Narodowej sprawdzał również, w jaki sposób czytelnicy szukają dostępu do książki. Wciąż dominującą rolę odgrywają biblioteki publiczne, wobec których respondenci mają coraz większe wymagania. Chodzi już nie tylko o wypożyczanie książek i czasopism, korzystanie z czytelni, lecz także o rozmaite kursy tematyczne, programy animacyjne oraz dostęp do internetu. Mniejszą rolę odgrywają księgozbiory domowe, co wiąże się bezpośrednio z mniejszą liczbą kupowanych książek.

Dane na ten temat wywołały największe poruszenie, a to z powodu doniesień rynku książki. Nigdy wcześniej nie wydawano tak wielu tytułów, choć trzeba przyznać, że ich nakłady są niższe niż dekadę temu. Z jednej strony mamy ewidentny kryzys czytelnictwa, z drugiej natomiast wzrost obrotów rynku książki. Jak pogodzić te dwie informacje? Renek Mendruń sugeruje, że wbrew pozorom obydwie sfery - czytelnicza i producencka - nie są do końca współmierne. Jego sugestia (bardzo ostrożnie formułowana) jest następująca: być może w przeciągu ostatnich kilku lat mieliśmy do czynienia ze wzrostem cen książek (takich badań się u nas nie prowadzi), co - mimo spadku aktywności czytelniczej Polaków - zapewnia wydawcom większe dochody.

Czytelnictwo a nowe media

Optymiści sugerują, że wyniki z 2008 r. są niewiarygodne, czytelnictwo w naszym kraju wciąż utrzymuje się na poziomie 50 punktów procentowych, co powinny potwierdzić kolejne badania, które zostaną przeprowadzone jesienią tego roku. Nawet jeśli się tak nie stanie, można sformułować pod adresem sondażu BN jedno zasadnicze zastrzeżenie (autorzy ankiety są tego zarzutu w pełni świadomi): w kwestionariuszu pada pytanie o książkę tradycyjną. Być może zatem część respondentów nie uwzględnia w swych odpowiedziach cyfrowych nośników tekstu (komputer, internet, czytniki elektroniczne, e-papier, telefony, audiobooki). W 2008 r. jedynie 2 proc. badanych wskazało internet jako źródło dostępu do książki, ale wiadomo, że z roku na rok cyfrowe biblioteki cieszą się coraz większą popularnością. Znamienna jest jedna z wypowiedzi Steve’a Jobsa, szefa firmy Apple, który już kilka razy obwieszczał kres książki. Nie chodziło mu rzecz jasna o upadek czytelnictwa, lecz o zmianę nośnika. Posiadacz iPhone’a, iPoda lub iPada może ściągnąć na swój sprzęt dowolną liczbę plików tekstowych (np. klasykę światowej literatury).

Do internetu przenieśliśmy wiele aktywności, które są ściśle związane z lekturą (nie chodzi tylko o czytanie tekstów, lecz także o dyskusję, ocenę książek, tworzenie komentarzy, dystrybucję informacji na temat autorów, nowości wydawniczych etc.). Rozwój nowych technologii jest zapewne jedną z głównych przyczyn zmiany naszego stosunku do książki. Ale nie oznacza to wcale, że coraz powszechniejsza cyfryzacja zabija czytanie. Z całą pewnością nowe media tworzą nowe formy lektury, nowe sposoby obcowania z tekstem. Ale nie to - jak sądzę - jest źródłem kryzysu.

W krótkim eseju o czytaniu z przygotowanego przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej raportu "Europa czyta - literatura w Europie", Umberto Eco przypomina krytykę pisma z Platońskiego "Fajdrosa". Wprowadzenie pisma miało doprowadzić do uwiądu ludzkiej pamięci, która niczego już nie musi zapamiętywać, skoro wszystko może zostać utrwalone na glinianej tabliczce. Nic takiego nie miało miejsca - powiada Eco. Nowe nośniki nie przeszkadzają lekturze. Przeciwnie - pozwalają nam obcować z tekstami, które w innej formie byłyby niedostępne (dotyczy to np. e-literatury).

Według mnie najbardziej niebezpieczna jest zmiana symbolicznej pozycji książki, na którą w raporcie BN zwróciła uwagę Izabela Koryś. Proces ten przejawia się na wiele różnych sposobów. Charakterystyczny jest np. stosunek ludzi wykształconych do księgozbiorów domowych. Okazuje się, że w ostatnich latach to właśnie oni najchętniej likwidowali prywatne biblioteczki. Ani czytanie książek, ani ich posiadanie nie stanowi już przepustki do wyższej klasy społecznej. Jeszcze dekadę temu respondenci czuli silną presję, która skłaniała ich do czytania albo przynajmniej wymuszała na nich deklarację lektury. Dziś ta presja zanika, a w jej miejsce pojawiają się inne - nieinteligenckie - wyznaczniki awansu społecznego.

Niepokojące jest również zjawisko, które polega na degradacji lektury do poziomu jednej z wielu wykonywanych każdego dnia czynności. Coraz częściej czytamy w pośpiechu, w drodze do lub z pracy, w tramwaju, w kolejce. Popularne są audiobooki, których słuchamy w samochodzie. Rośnie liczba osób, dla których czytanie jest równoznaczne ze stratą czasu. Chętniej poświęcają go na inne - bardziej pragmatyczne - działania.

Katarzyna Wolff zwraca także uwagę na szczególną konsekwencję naszego stosunku do książek. Jest nią "umowny podział na dwie Polski". Jedna z nich to Polska, która prężnie się rozwija pod względem intelektualnym i materialnym. Druga natomiast nie uczestniczy w procesach cywilizacyjnych i często pielęgnuje konserwatywny światopogląd. Okazuje się, że tę "pierwszą" Polskę reprezentują przede wszystkim kobiety - to one czytały w 2008 r. najwięcej.

Idealny czytelnik

Wiele jest odpowiedzi na pytanie o powody, dla których powinniśmy czytać. Najbardziej typowe, choć w stu procentach prawdziwe, podkreślają jej walory poznawcze - czytanie poszerza zakres naszej wiedzy, uczy kreatywnego podejścia do świata, umożliwia pełniejszą interakcję z otoczeniem i innymi ludźmi.

Rzadziej wspomina się o związku między poziomem czytelnictwa a stanem sfery publicznej danego społeczeństwa.

Alberto Manguel, właściciel gigantycznej prywatnej biblioteki (30 tysięcy książek), od kilkudziesięciu lat zajmuje się popularyzacją czytania. Pisze o książkach, o różnych rodzajach lektury, o namiętnych czytelnikach z przeszłości, o słynnych księgozbiorach, a także o naszym stosunku do książki w dobie cyfryzacji i internetu. Sam akt lektury opisuje na wiele sposobów - jako czynność metafizyczną, społeczną, intymną, polityczną czy religijną. W zbiorze esejów pt. "A Reader on Reading" umieścił zestaw kilkudziesięciu aforyzmów o idealnym czytelniku ("Notatki do definicji idealnego czytelnika" - ich wybór prezentowaliśmy w "Magazynie Literackim" nr 4, "TP" 20/2010). Jeden z nich brzmi następująco: "Odkładając książkę, idealni czytelnicy czują, że gdyby jej nie czytali, świat byłby uboższy".

Manguel nie pisze o zubożeniu prywatnego świata czytelnika, o utracie istotnej i intymnej części naszego życia, lecz o ubytku, który dotyczy całego świata, czyli także innych ludzi. Na pierwszy rzut oka aforyzm ten zdaje się być wyrazem przesadnie idealistycznego podejścia do lektury ("idealny czytelnik" zdarza się tak rzadko, że jego wpływ na innych musi być znikomy). A jednak można to zdanie potraktować jako zwięzły i niezwykle celny komentarz do nowoczesnej historii czytania, w której lektura odgrywa kluczową rolę jako zjawisko towarzyszące rozwojowi społeczeństwa.

Pisał o tym ongiś Jürgen Habermas w rozprawie "Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej". To, co nazywamy dziś przestrzenią publiczną, powstało w XVIII wieku wraz z narodzinami towarzystw czytelniczych. To właśnie wtedy zaczęły powstawać stowarzyszenia, których członkowie prowadzili żarliwe dyskusje o literaturze, wymieniali się poglądami na temat przeczytanych książek, komentowali nowe dzieła sławnych pisarzy i budowali - w oparciu o wyczytane z nich idee - nowoczesny program społeczno-polityczny. Nie oznacza to oczywiście, że lektura nie może być doświadczeniem prywatnym. Może, a w przekonaniu niektórych nowoczesnych czytelników nawet powinna, ale nie przeszkadza jej to wkraczać w przestrzeń społeczną i wpływać na jej kształt.

Ten historyczny aspekt czytania - wciąż aktualny - pozwala zrozumieć, dlaczego tak istotna jest kwestia społecznego zasięgu książki. Kiedy myślimy o czytelnictwie, powinniśmy mieć na uwadze nie tylko wskaźniki popularności danych autorów i ich dzieł, nie tylko dane dotyczące sprzedaży nowości wydawniczych, ale przede wszystkim wpływ lektury na życie zbiorowości. Jestem przekonany, że odrzucenie lektury równa się rezygnacji z uczestnictwa w sferze publicznej.

Książka to jeden z podstawowych pretekstów do debaty. Uczy nas innego języka, innego spojrzenia, zmusza do zajęcia stanowiska, zachęca do sporu, buduje napięcie między przeciwnymi stanowiskami. Jeśli chcemy mieć społeczeństwo obywatelskie, to nie powinniśmy ignorować problemu czytelnictwa. Mówiąc wprost: nieczytający obywatel to obywatel społecznie martwy.

Dotyczy to w Polsce przeszło 60 proc. ludzi.

Dziękuję p. Izabeli Koryś z Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej za dostęp do nowego raportu o stanie czytelnictwa pt. "Wybieram książkę. Społeczny zasięg książki w 2008 roku" (autorstwa Izabeli Koryś i Katarzyny Wolff), który niebawem ukaże się drukiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010