Malutka Polska

Jest w Niemczech takie miejsce, którego mieszkańcy przypominają Polaków - podobnie silną tożsamością religijną i wolą oporu wobec narzuconej władzy. Osobliwość tego miejsca nie wzięła się znikąd: to efekt procesu, który trwał kilkaset lat.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Ostry zimowy wiatr chłoszcze łagodne wzgórza; śnieg miesza się z deszczem. Choć to geograficzne serce Niemiec, surowy klimat panuje w tym ubogim zakątku północno-zachodniej Turyngii, którego historyczna nazwa brzmi: Eichsfeld.

Eichsfeld? Nawet w Niemczech mało kto wie, co kryje się za tą nazwą. Nie było tu żadnej wielkiej bitwy; Eichsfeld nie tworzyło nawet osobnego organizmu w czasach, gdy Niemcy podzielone były na ponad tysiąc państewek, państw-miast itd. Przeciwnie, granice często dzieliły Eichsfeld. Najmocniej po II wojnie światowej, gdy biegła tędy granica dwóch światów - w wyniku czego Górne Eichsfeld znalazło się w NRD, a Dolne Eichsfeld w Republice Federalnej.

Mimo to Eichsfeld - ze swymi tysiącletnimi dziejami - zachowało odrębność i szczególny charakter. Szczególny - bo mało gdzie w Niemczech widać na poboczach tyle figur świętych. Rzadko gdzie na ulicach wsi i miasteczek spotkać można tyle procesji i pielgrzymek. Kościoły są tu pełne nie tylko podczas największych świąt.

Eichsfeld przypomina trochę Polskę. Także dlatego, że choć centralne Niemcy są tradycyjnie protestanckie, to Eichsfeld - z historycznym centrum w Heiligenstadt - przez stulecia pozostało katolicką "wyspą" mimo nacisków i przeciwności losu. I tak jest do dziś.

Alternatywny styl życia

Określenie "katolicka wyspa" jest jak najbardziej zasadne. Bo powiedzieć, że Turyngia jest krainą protestancką, to mało. Turyngia - to ojczyzna reformacji, "ojcowizna" Marcina Lutra. Tu studiował (w Erfurcie), tu się ukrywał ścigany przez cesarza i papieża (na zamku Wartburg). Niedaleko stąd do Wittenbergi, gdzie miał przybić na drzwiach kościoła 95 tez.

Wtedy, na początku XVI w., wydawało się, że reformacja nie zatrzyma się na granicach Eichsfeld. Zwłaszcza po tym, jak w sąsiednim Mühlhausen w 1524 r. swój początek wzięła tzw. "wojna chłopska" (Bauernkrieg). Gdy hordy pod wodzą rewolucyjno-protestanckiego kaznodziei Thomasa Müntzera zaczęły palić klasztory, wsie i miasta, także w Eichsfeld wielu mieszkańców wolało przejść na protestantyzm, przynajmniej do czasu. Bo 50 lat później do Eichsfeld dotarła zorganizowana kontrreformacja - w końcu północno-zachodnia część Turyngii należała od X w. do katolickiego biskupstwa z siedzibą w Moguncji - i region wrócił do Kościoła katolickiego.

- W 1575 r. arcybiskup moguncki posłał do Heiligenstadt jezuitów - opowiada w rozmowie z "Tygodnikiem" ks. Heinz Josef Durstewitz, proboszcz kościoła Mariackiego w Heiligenstadt. Jezuici nie tylko założyli prestiżową szkołę kształcącą lokalną elitę, ale ściągali do parafii w całym Eichsfeld duchownych kształconych np. w Rzymie. - W ten sposób w Eichsfeld zaczęła się kształtować silna lokalna tożsamość i nowoczesna jak na ówczesne czasy świadomość, że jest się częścią wielkiego Kościoła, obecnego na całym świecie - mówi 62-letni proboszcz. - Odtąd żaden katolik z Eichsfeld nie musiał czuć się tu kimś gorszym od protestanckiej szlachty i mieszczaństwa, które dominowało politycznie i kulturowo wokół naszej "wyspy".

- Jezuici rozumieli, że doświadczenie wiary można przekazywać wszystkimi zmysłami - mówi ks. Durstewitz. - Spopularyzowali pielgrzymki, upowszechnili śpiew kościelny, przykładali dużą wagę do kazań i ich umocowania w sprawach życiowych. Rok kościelny, bogaty w proste do zinterpretowania obyczaje, przenikał życie ludzi. Tak praktykowana wiara stała się fundamentem alternatywnego stylu życia w Eichsfeld, różniącego się od życia w protestanckim społeczeństwie.

Odporniejsi na pokusy

Powrót do katolicyzmu przed 450 laty okazał się dla mieszkańców Eichsfeld szczęśliwym zrządzeniem losu. Raptem 100 tys. żyje ich tu dziś na obszarze odpowiadającym powierzchni Berlina. Przez tych 450 lat, pełnych zawirowań i zagrożeń, zwłaszcza w XX w., wiara pozostawała dla nich oparciem, a Kościół ochroną. Były wojny i rewolucyjne zmiany; w 1802 r. włączono Eichsfeld do protestanckich Prus; w II połowie XIX w. trwał Bismarckowski "Kulturkampf" [walka państwa z Kościołem katolickim - red.], a potem, w XX w., dwie dyktatury. Jednak katolicy z Eichsfeld potrafili zachować odrębność i swe "pola wolności".

Ks. Durstewitz: - Kościół stał w centrum każdej wsi nie tylko dosłownie. On określał rytm życia. W czasach, gdy region podlegał władzy książąt-biskupów z Moguncji, żyło się w miarę harmonijnie. Potem, zwłaszcza od początku XIX w., władze państwowe stawały co chwila w opozycji wobec miejscowej społeczności, a ta w odpowiedzi organizowała się alternatywnie do władzy. Obraz wroga spajał, a teren kościelny gwarantował wolność. To uodparniało, także na pokusy III Rzeszy i marksizmu.

Proboszcz z Heiligenstadt przypomina, że większość mieszkańców okazała się odporniejsza na narodowy socjalizm i NRD-owski komunizm niż protestanckie otoczenie. W 1933 r., podczas ostatnich wolnych wyborów, partia Hitlera poniosła tu klęskę. Podobny los spotkał komunistów, gdy jesienią 1945 r. w sowieckiej strefie okupacyjnej odbyły się jedyne wybory, mające quasi-demokratycznie legitymizować władzę partii komunistycznej - choć komuniści już wcześniej faktycznie zapewnili sobie rządy przy wsparciu Sowietów, także na szczeblu lokalnym. W Eichsfeld partia komunistyczna doznała klęski: absolutną większość zdobyła chadecka CDU (wtedy jeszcze mogąca swobodnie działać także w strefie sowieckiej).

Dziś, prawie 20 lat po upadku komunizmu, pamięć o nim jest w regionie nadal żywa. Zapewne dlatego że, jak wspomina ks. Durstewitz, w NRD katolicy z Eichsfeld byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Na porządku dziennym były represje. Durstewitz: - Przyznawanie się do bycia chrześcijaninem było przyczyną wielu niedogodności, zwłaszcza w miejscu pracy. A kto dał się poznać jako przeciwnik władzy, musiał się liczyć z różnymi szykanami.

Przykładowo, ponieważ granica była niedaleko, władze mogły - tylko na podstawie decyzji administracyjnych - z dnia na dzień zmusić całą rodzinę do opuszczenia domu pod pretekstem "bezpieczeństwa państwa". Przymusowych wysiedleńców osadzano potem na drugim końcu NRD, zakazując odwiedzania rodzinnych stron. - Najgorszy był ten nieustanny strach - mówi ks. Durstewitz. - Paraliżował społeczeństwo, w skali masowej.

Nieoczywista oczywistość

Nazizm i komunizm przeminęły, a w Eichsfeld kościoły nadal stoją w centrum wsi i miasteczek tulących się do łagodnych zboczy dolin. Z pozoru niewiele różnią się one od innych, tych poza "wyspą": podobny krajobraz, ten sam styl budowania domów, w Polsce zwany mylnie "pruskim", którego podstawą są konstrukcje szkieletowe. Może tylko ulice bardziej zadbane.

Także w Heiligenstadt, gdzie - przy dominującej Wilhelmstrasse i na Rynku - barokowe budowle sąsiadują z domkami z muru "pruskiego", przy swych wielkich sąsiadkach sprawiającymi wręcz wrażenie delikatnych. Trudno uwierzyć, że to powiatowe miasto z 17 tys. mieszkańców po raz pierwszy pojawia się w dokumentach w 973 r.; już około roku 1000 wyświęcano tu biskupów. Na czas średniowiecza przypada okres świetności miasta; przypominają o nim wieże miejskiej fary Maryi Panny, gotyckiej świątyni z czerwonawego piaskowca.

Z tamtej epoki wywodzi się też najsłynniejszy syn miasta: rzeźbiarz Tilman Riemenschneider. Gdy przyszedł na świat około 1460 r., jego słynny kolega Veit Stoss (czyli Wit Stwosz) kończył 13 lat. Stwosz trafił z Norymbergi do Krakowa, Riemenschneider z Heiligenstadt do Würzburga; obaj uchodzą za najważniejszych twórców średniowiecznych ołtarzy. Z Heiligenstadt związani są też dwaj inni ludzie kultury: pisarz Theodor Storm, piewca północnych Niemiec, który w połowie XIX w. pracował tu kilka lat jako sędzia, oraz Heinrich Heine, który jako świeżo upieczony doktor praw przeniósł się z sąsiedniej Getyngi do Heiligenstadt, by dać się tu ochrzcić. W turyńskim zaciszu Żyd Heine przyjął chrześcijaństwo i został protestantem. Katolicy z Eichsfeld wybaczą to chyba poecie, który cierpiał, patrząc na swą niemiecką ojczyznę, a mimo to ją kochał.

Bo katolików z Eichsfeld cechuje także szczególna pewność siebie, która, opierając się na poczuciu własnej wartości i solidarności, pozwala na dystans do otoczenia. - Tutaj starsi ludzie patrzą na siebie i na historię swego regionu inaczej niż ludzie spoza "wyspy". Widzą, że źródła ich odrębności są inne - mówi ks. Durstewitz. Choć, oczywiście, współczesność i tu zostawia ślad, zwłaszcza wśród młodych. Durstewitz: - Duża mobilność, konieczna w dzisiejszych czasach, sprawia, że młodzi mają coraz częściej zdystansowany stosunek do tradycji i obyczajów. Mimo to zdumiewa mnie oczywistość, z jaką chcą nadal należeć do Kościoła. Inna sprawa, że ma to też skutek negatywny: wiara stała się czymś tak oczywistym, że wielu nie potrafi jej docenić. Potrzeba kogoś z zewnątrz, by pokazał ludziom, jaką wartość ma ich wiara i historia.

Ksiądz Heinz Josef Durstewitz przyznaje, że gdy czyta o Polsce, jej historii i teraźniejszości, podobieństwa z "naszym malutkim Eichsfeld" nasuwają się same - chodzi o wolę oporu wobec narzuconej władzy, pragnienie wolności, czasem przypisywanie za dużej wagi do obrazu wroga, aż po "szansę, by zmieniać nasz świat bez granic, mając do dyspozycji najlepszą wizję człowieka w historii ludzkości, która została nam dana".

- Także Polakom przydałoby się chyba, gdyby od czasu do czasu ktoś z zewnątrz przypomniał im, jak wartościowy jest ich fundament - mówi ksiądz. Brzmi to jak pozdrowienie wysłane z malutkiego Eichsfeld w sercu Niemiec do wielkiej, a tak podobnej Polski.

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2008