Majdan był na marne?

Im dalej w czasie od Pomarańczowej Rewolucji, tym dziwnie mniej Ukraińców, którzy przyznają, że pięć lat temu dali się nabrać. Z każdą porażką obozu "pomarańczowych" więcej za to tych, którzy rzekomo już wtedy nie mieli złudzeń co do charakteru rewolucji...

16.02.2010

Czyta się kilka minut

Ciekawe zatem, kto stał wtedy na kijowskim Majdanie? Dziś, gdy oczekujemy na inaugurację prezydentury Wiktora Janukowycza, łatwo o opinie, że historia zatoczyła koło, że całe pięć lat poszło na marne itp. Podobne opinie wygłaszano w Polsce w 1995 r., gdy prezydentem został Aleksander Kwaśniewski. Zresztą na samej Ukrainie nie brak głosów, i to z obozu "niebieskich" - że liczniki historii zostały wyzerowane i "wracamy do normalności". Zatem powszechne są opinie, że zwycięstwo Janukowycza zadało ostateczną klęskę Pomarańczowej Rewolucji - różnica dotyczy tylko tego, że jedni uważali rewolucję za zjawisko pozytywne, a drudzy wręcz przeciwnie.

Nie uważam, że Pomarańczowa Rewolucja przegrała. Owszem, przegrali politycy, których wyniosła ona do władzy. Sens Pomarańczowej Rewolucji, którą pięć lat temu obserwowałem w Kijowie, widziałem w dwóch rzeczach: w uczciwym, na miarę możliwości Ukrainy, procesie wyborczym i uwolnieniu dziennikarzy od ucisku polityki. Te dwie zdobycze na razie udało się utrzymać. Sukcesem rewolucji było i to, że dziennikarze mogli opisywać skandale w obozie "pomarańczowych", wyśmiewać prezydenta i premiera, a wyborcy mogli wystawić im surowy - zwłaszcza w przypadku Wiktora Juszczenki - rachunek.

Po rewolucji, Ukrainie brakło woli i wewnętrznej siły, aby wejść na ścieżkę prowadzącą prosto do Unii Europejskiej - ale także w Unii nie było specjalnego oczekiwania, by Ukraina na tę ścieżkę weszła. Nie można więc na ten kraj patrzeć jak na Polskę czy Czechy przed 2004 r. Mamy jednak do czynienia już z innym państwem niż za prezydentury Leonida Kuczmy. Wtedy przyszłość Ukrainy wydawała się określona, uzgodniona z Moskwą. Dziś ciągle jest niewiadomą. Tu więc sukces miesza się z porażką, bo Pomarańczowa Rewolucja wytrąciła Ukrainę z poradzieckiego toru, ale nie ustawiła jej w kierunku zdecydowanie proeuropejskim.

Jeśli wierzyć, że "kolorowe rewolucje" - zaczynając od tej serbskiej, jesienią 2000 r. - to zaplanowane i schematyczne działania finansowanych przez kilka zachodnich fundacji ugrupowań młodzieżowych (serbskiego Otporu, gruzińskiej Kmary, ukraińskiej Pory), to można uznać, że ich początkowe fazy kończyły się zawsze sukcesem. Zachodnim fundacjom jednak łatwiej wychodziło hodowanie rewolucjonistów niż wytrwałych reformatorów - dlatego kolejne etapy nie były już tak udane.

Nie wierzę jednak, że wszystko, co dzieje się na terytorium poradzieckim, to wynik przemyślanych działań post-KGB czy, z drugiej strony, sponsorowanych przez CIA fundacji z demokracją w nazwie. Agenci i politechnolodzy nie śpią, ale licho w postaci zwykłej fuszerki, przypadku i spontanicznych zachowań też nie. A tego na Ukrainie mieliśmy bardzo dużo; Juszczenko wygrał pięć lat temu wybory, bo chciała tego większość Ukraińców (a nie dlatego, że poprzez żonę miał związki z CIA), a teraz ostatecznie przegrał, bo okazał się słabym prezydentem.

Gdybym szukał prawdziwej porażki "pomarańczowej" Ukrainy, to widziałbym ją w zastopowaniu powstawania współczesnego społeczeństwa i narodu politycznego. Pomysłem "pomarańczowych" na rządzenie była retoryczna konfrontacja wschodu z zachodem. W pierwszych latach po rewolucji, politycy pokroju Jurija Łucenki (atamana Majdanu) o ludziach ze wschodniej części kraju nie mówili inaczej jak "bandyci", których powinno się zamknąć. "Pomarańczowi" politycy nie chcieli zjednoczenia kraju, oszołomieni zwycięstwem chcieli narzucić swoją wizję regionom popierającym Janukowycza. To budziło reakcję i samoświadomość "niebieskich" - dało im "antypomarańczową" ideologię, której wykwit widzieliśmy teraz w Kijowie, na festynie zorganizowanym po wyborach, gdzie o Tymoszenko z kolei nie mówiono inaczej jak "suka" zasługująca na więzienie. Zachód Ukrainy zasklepił się zaś w archaicznym nacjonalizmie rodem z początków XX w., który rykoszetem uderzył też w polsko-ukraińskie stosunki.

O ostatecznym bilansie Pomarańczowej Rewolucji zdecyduje, paradoksalnie, jednak prezydentura Wiktora Janukowycza. Czy choć on wyciągnął lekcję z historii? W kwestii wizerunkowej - na pewno. Gdy był w opozycji, forma wystarczała. Teraz ważniejsze jest pytanie o treść. Jeśli zrozumiał, że państwem nie można rządzić, traktując społeczeństwo jak bydło, że nie można niszczyć wolności słowa, że Europy nie można w nieskończoność wodzić za nos obietnicami reform, że w interesie Ukrainy jest ograniczenie marnotrawstwa trawiącego gospodarkę kraju - wtedy możemy być pewni, że Majdan nie był na marne.

A czy gdyby wybory wygrała Julia Tymoszenko, mówilibyśmy o zwycięstwie "kolorowej rewolucji"? Przecież wiemy, że nie... Tymoszenko była w ostatnich latach premierem i znamy jej dokonania. Przegrana w tych wyborach być może za to uchroniła "piękną Julię" od losu Micheila Saakaszwilego - miękkiego, ale jednak autokraty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2010