Lód pęka

Mieszkają we mnie dwa rude koty: jeden pożarłby Gdańsk łapczywie jak kwaśną wiśnię, drugi wyplułby jego serce na chodnik. Drą się we mnie oba i dopóki czuję ten wrzask, mam energię do szukania punktów, z których można utkać miasto literatury.

12.12.2022

Czyta się kilka minut

Spotkanie autorskie z Marią Peszek. Gdańsk, 25 listopada 2022 r. / ŁUKASZ GŁOWALA / MATERIAŁY PRASOWE
Spotkanie autorskie z Marią Peszek. Gdańsk, 25 listopada 2022 r. / ŁUKASZ GŁOWALA / MATERIAŁY PRASOWE

Jest takie miejsce przy kościele Mariackim, w którym ścisza się głos. To wąski przesmyk między wysoką ścianą fary a plebanią. Przesmyk ten prowadzi turystów na plan najsłynniejszej gdańskiej pocztówki – ulicę Mariacką. Kilka kroków dalej, 70 lat temu z okładem, w jednej z kamienic znalazł swoją siedzibę gdański oddział Związku Literatów Polskich. I ulokował się w kawiarni o nazwie Literacka.

To dobra historia na początek opowieści o literackim Gdańsku, ponieważ będzie to opowieść o dwóch rudych kotach, które wiecznie stroszą się, opętane marcowym powietrzem. To też opowieść niewielka i rozsypana jak potłuczone szkiełka kalejdoskopowe, bez ładu i składu próbujące zgrać się w harmonijną konstelację.

Od wielu lat Literacka była już tylko restauracją. Restauracją z doskonałym winem i coraz gorszą obsługą kelnerską. Wydarzenia kulturalne lub literackie – jeśli się w ogóle odbywały – docierały do zdecydowanie wąskiego grona, węższego z pewnością niż przesmyk przy bazylice. Państwo pisarze rzeczywiście spotykali się jak kiedyś, jak kiedyś klepali się po plecach, wymieniali cienkimi tomikami poezji i prozy. Jak kiedyś. Jak dawniej. Miejsce to było zamknięte nie tylko na ludzi, ale i na głos płynący z miasta. Kiedy na początku 2022 roku prezydentka ogłosiła, że Związek Literatów Polskich traci swoje lokum ze względu na niedotrzymanie zapisów umowy, przy Mariackiej podniesiono larum.

Jak tak można tradycję i od ponad 70 lat przypieczętowaną umowę wypowiedzieć, jak tak można gdańskich pisarzy i pisarki na bruk! – skandowano. I to jest miasto pretendujące do tytułu UNESCO, miasto Solidarności i wolności? – wycierano sobie usta wszystkimi niemal hasłami, które można poznać z przewodników turystycznych. Z zamieszania szeroko korzystali politycy prawicy, biuro prezydentki wydawało oświadczenia, gdańszczanie i gdańszczanki jak zwykle niewiele wiedzieli. Chodziłam do Literackiej od 12 lat. Nigdy nie miałam złudzeń – w Literackiej szło raczej o literatkę. Bogata historia lokalu przy Mariackiej, tak, z pewnością kiedyś była. Ale to zdecydowanie już historia i od wielu lat nikt jej nie rozwijał.

Józef K.

Dalej możemy pójść Piwną, przy której rezyduje od lat Józef K. To tu Gdański Klub Książki lubi rozmawiać o literaturze. Józef K. to kawiarnia literacka, piętrowa, o szkielecie witrażowym. Tlą się tu ciepłe światła, sprzęty z antykwariatów posapują mocno pod ciężarem gości. Moje miasto pokryte jest delikatną powłoką z dymów po wielkich pożarach, liści i kartek papieru. Jest makietą miasta, które było tu długo przed nim. Dymiące, obolałe i dziurawe od bomb, uliczka po uliczce, zapadało się, znikało.

Ale przy Piwnej jak zawsze – tłok. Sto lat temu było tu pełno i dziś także. Kiedy podczas spotkania Gdańskiego Klubu Książki rozmawialiśmy o „Pejzażu Gnojnej Góry” Stanisława Swena-Czachorowskiego, surrealizm literatury stopił się z surrealizmem kawiarni. Proza i poezja Czachorowskiego są ornamentacyjne, z pogranicza jawy i snu, fantasmagoryczne. Gdańsk to miasto wielogłosu, z którego można wybrać coś swojego.

I któremu można wejść w melodię, na przykład podczas spotkań w starych kamienicach i rozmów o nowych książkach. To nie tylko dyskusje o doskonałych książkach z przeszłości i z teraz, ale również – dyskusje o kondycji młodej polskiej prozy, która pędzi przez szerokie pola bezbrzeżnej nudy. Bardzo lubię określenie „szare na szarym”, którego krytycy filmowi używali w odniesieniu do filmów Stanisława Różewicza. Zarzucano mu kręcenie filmów nudnych, opowiadających o codzienności. Jednak Różewicz robił filmy ascetyczne, budowane przez detale. To dzisiejsza młoda polska proza jest dla mnie „szarym na szarym”.

Jest relacjonująca, pamiętnikarska, pozbawiona wyobraźni. Opowiada o tym, co się zjadło, co zobaczyło. Pokolenie czterdziestolatków ma potrzebę opowiadania o dorastaniu w latach 90., o tożsamości ciała i seksualności, zawiłych relacjach z rodzicami, ale szkoda mi, że nie ma potrzeby pisania literatury. Wpisy facebookowe rozciąga się do rozmiarów książki i wydaje pod szyldem młodej polskiej prozy. To mnie niepokoi i ­powoduje, że rzadziej sięgamy w Gdańskim Klubie Książki po polskie debiuty. Nie zmienia to faktu, że dobrze jest rozmawiać o złej literaturze w pięknym miejscu – to też wielogłos, który każe zadawać sobie i innym pytania, dyskutować, szukać. Tak wygląda miasto literatury – rezonuje, podpowiada, zaciąga, uwodzi.

Bliżej wody

Z mniejszych miast człowiek chce się wyrwać, wylecieć. A w Gdańsk – ­wpasować, zastygnąć na mapie, choćby w tle ­czyjegoś zdjęcia z wakacji. Ale kiedy już się tu jest – w sercu przecież, jak mówili, miasta wolności, otwartości i szans – okazać się może, że było to zaproszenie na urodziny, na których tort już pokrojono. W kolejce do niego ustawiły się wcześniej filie potężnej biblioteki, niczym skłócone ze sobą, rozkapryszone ciotki, instytucje kultury, w których nikt nikogo nie zapamiętuje, bo pracownicy meandrują między jednym a drugim biurem („kultura zinstytucjonalizowana” to sekretny sos Gdańska). Były tu przed tobą fundacje, stowarzyszenia i naprawdę Bóg wie kto jeszcze, ale wszyscy pogrążeni we własnych myślach zjadają swój kawałek tortu w odosobnieniu, rozpierzchnięci po pokoju. Rozmowa jest w złym tonie i kłóci zastane od lat ciężkie powietrze. Nad wszystkim czuwają ciężkie gdańskie meble z lwimi głowami.

Kiedy powędrujemy dalej, bliżej wody, na Targ Rybny, znajdziemy się w najciekawszym moim zdaniem literackim miejscu Gdańska. To kameralna księgarnia Marpress, której historia może być przykładem na to, jak pomysłowo prowadzić miejsce niezależne i piękne, otwarte na ludzi. Wydawnictwo Marpress zostało założone ponad 30 lat temu. Od roku 2017 jego stery przejął człowiek niezwiązany wtedy ze światem wydawniczym – Fabian Cieślik. To, co zrobił z już lekko zardzewiałą, pływającą po zapomnianych wodach księgarnią i wydawnictwem, jest czymś niesłychanym.

Marpress to dziś jedno z najbardziej rozpoznawalnych niezależnych wydawnictw i jedna z najbardziej pomysłowo działających księgarni kameralnych. Stało się tak, ponieważ ludzie, którzy teraz tam pracują, doskonale rozumieją, czym jest miasto literatury. Nie odżegnali się od marynistycznych i gdańskich tradycji. Wsłuchiwali się w miasto, w młodych gdańskich twórców i twórczynie i ruszyli przed siebie. Doskonała seria książek „Bałtyk” zebrała perły translatorskie z całego basenu Morza Bałtyckiego. Spod skrzydeł Marpressu wyfrunęły doskonałe „Kraboszki” Barbary Piórkowskiej. To oni wydali „Szalom bonjour Odessa” Aleksandry Majdzińskiej (polecam serdecznie!).

Oczywiście literacki Gdańsk to nie tylko Główne Miasto, ale nie ma co ukrywać – to tutaj swoją siedzibę mają najlepsze kameralne księgarnie. Marpress wspomniałam, jest też Firmin, do którego trzeba wejść po książki i dobre słowo od właścicieli, szukajcie przy ulicy Lawendowej. Są też instytucje, do których warto zajrzeć – na przykład do Nadbałtyckiego Centrum Kultury. W ubiegłym roku w Gdańsku pojawiły się cztery książkomaty Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Można je znaleźć na Chełmie, Kokoszkach, Pieckach Migowo i Żabiance. Zrealizowany przez TOFU Studio projekt automatów, które działają jak paczkomaty, to zdecydowanie pomysł na miarę miasta literatury, szczególnie, jeśli dotyczy dzielnic rozległych.

Przyszłość

Czy Gdańsk jest miastem otwartym na nowe w literaturze? Myślę, że nie, ale myślę też, że właśnie w tej chwili rodzi się szansa, by to zmienić. Z ciekawością obserwuję pęknięcia idące głęboko w lodowej pokrywie, pod którą śpi to miasto. Daleko pod nią, w toni zielonej wody, rosły takie projekty jak Bim-Bom, Żak, Totart, Rudy Kot. To tutaj słuchano jazzu w Cotton Clubie i tańczono do Komedy w piwnicach o wypukłych sklepieniach. Jeszcze kilkanaście lat temu wieczorną melodię tego miasta wyznaczały dźwięki rozstrojonych pianin Piwnicy Kruegera, Mazel Tov i Duszka. To miejsca, w których o literaturze dyskutowano i którą uprawiano, o którą się kłócono i która była ważna. To miejsca, których już nie ma.

W Gdańsku nie widać młodych ludzi w literaturze. Myślę, że jednym z powodów jest słabe wykorzystanie potencjału Uniwersytetu Gdańskiego. Od wielu lat wokół wydziału filologii polskiej nie skupiają się istotne studenckie środowiska intelektualne. Uczelnia od dawna nie proponuje i nie tworzy atmosfery, która sprzyjałaby zawiązaniu kół humanistycznych czy artystycznych. Aby tradycja studenckich kół artystycznych mogła się odrodzić, potrzebny jest ktoś, kto pokaże, że można i że warto. Takich osób i inicjatyw mi brakuje.

Lód więc pęka, ale wciąż nie ma strachu, by na niego wchodzić. Wciąż nam bliżej do Tesco niż UNESCO, ale cieszę się, że starania o tytuł Miasta Literatury odbywają się we wrzasku dwóch rudych kotów. Wrzawa wokół powstania księgarni kameralnej Tajne Komplety przy ulicy Długiej 35 jest dla mnie dowodem na to, jak niedogadany, zamknięty i obrażony na wszystko co nowe był Gdańsk. W mojej ocenie Tajne Komplety tworzą ciekawi ludzie i chciałabym z nimi pracować nad tytułem Miasta Literatury.

Pracuję z ludźmi i dla ludzi. Do Gdańskiego Klubu Książki przychodzi coraz więcej osób. Chcemy odkrywać literacki Gdańsk, szukać nowych miejsc i rozsadzać stare spory. Nie interesują mnie zaszłości, interesuje mnie przyszłość. Wiem, że Gdańsk ma do zaoferowania wiele. Miasto to ludzie, każda książka zaczyna się od drugiego człowieka. Warto o tym pamiętać, kiedy chodzi się po mieście, którego topografia zmienia się szybciej niż stare powietrze. Literatura obroni się zawsze, jej głos jest silniejszy niż nocne pokrzykiwania rudych kotów. ©

Autorka jest copywriterką i promotorką czytelnictwa. Prowadzi agencję reklamową i Gdański Klub Książki, pracuje przy organizacji festiwali literackich (Literacki Sopot 2016-2019, Gdańskie Targi Książki), bierze udział w akcjach charytatywnych dla migrantów i ofiar wojny w Ukrainie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Gdańsk Miasto Literatury