Litewski Heraklit

Nekrošius kpi z wszystkiego, co istnieje poza kręgiem wsi i dzieciństwa: “To, co spotyka człowieka po opuszczeniu tego raju, to błahostki, pozory i głupstwa, które oddalają nas od siebie samych".

09.11.2003

Czyta się kilka minut

Trzy lata po premierze “Otella", najbardziej ceniony wschodnioeuropejski reżyser Eimuntas Nekrošius zrealizował wreszcie nowy spektakl na Litwie. Ostatnio sporo pracował we Włoszech i Rosji. Mówiło się w Wilnie, że skuszony przez zagraniczne teatry zdradził litewską widownię, a w każdym razie stracił z nią kontakt. Może dlatego starsze szekspirowskie przedstawienia Nekrošiusa grane są w wileńskim Teatrze Narodowym ledwie raz na sezon. Jego najnowszy projekt - “Metai", czyli “Pory roku" - także stał się spektaklem-widmem. Od kwietniowego pokazu pojawił się na afiszu trzykrotnie i zawsze w innej postaci - skracany, wydłużany. Październikowa prezentacja obejmowała już dwa wieczory.

Chłopski świat

Autor pochodzących z 1775 roku “Metai" - pierwszego utworu w języku litewskim o tematyce świeckiej - Krystyn Donelaitis był pastorem ewangelickim z Tołminkiejnów w Prusach. Chłop z pochodzenia, nie znał współczesnej sobie literatury, pisał heksametrem wzorowanym na greckich miarach wierszowych. Bohaterem “Pór roku" stała się wieś litewska, Donelaitis portretował obyczaje i język, opisywał prace polowe, moralizował i głosił parafianom dobrą nowinę.

Wydawało się pomysłem szalonym, że po ten zabytek literatury sięga artysta o takim temperamencie, jak Eimuntas Nekrošius. Pomyślcie: jakbyście zareagowali, gdyby Krystian Lupa oświadczył, że planuje wystawienie “Roksolanek"? A jednak Nekrošius takie przedstawienie zrobił, nie przypadkiem uważa się za Prusa, przedstawiciela wymarłego narodu. Dla kogoś, kogo właściwie nie powinno być, zainscenizowanie utworu niemożliwego dla teatru wydaje się fraszką. Z poematu Donelaitisa wybrał tylko dwie części - “Radości wiosny" i “Dary jesieni". I jest to wybór znaczący. Reżyser u progu starości patrzy w świat, który dopiero się rodzi.

Nekrošius znalazł u Donelaitisa chłopski świat, bardzo podobny do tego, jaki znał z własnej młodości. Zachwyciła go surowość i prymitywizm obrazowania XVIII-wiecznego autora. Przywiązanie do tego, co rudymentarne, najbliższe człowiekowi od zarania: głód, radość, wysiłek, ulga. Dlatego z taką skwapliwością litewski reżyser odrzuca paradoksy egzystencjalne, gorzką mądrość, ponurą wiedzę i wielką literaturę, które dotąd były fundamentami jego teatralnych światów. Zamiast tego pochwala to, co pierwsze. To, co najlepiej i najbardziej zostało przez nas zapamiętane.

Dzieli się swoimi inicjacyjnymi olśnieniami: jak smakuje ziemia i dlaczego nie można jej jeść, dlaczego woda zmienia się w lód i odwrotnie, dlaczego nie da się przejść rzeki suchą stopą i skąd się biorą nocne hałasy na strychu. Kataloguje pierwsze doznania niewinnej rozkoszy: wietrzyk pieszczący spocone na plecach ciało, rozgrzane lub zmarznięte do czerwoności uszy, świergot wydobywany z glinianego ptaszka-zabawki.

Nekrošius wraca z pomocą naiwnego, odnalezionego u Donelaitisa spojrzenia do czasu swego dorastania na wsi Paziobrys - bez radia, telewizji, z książkami napisanymi po niemiecku, które “czytał", nie znając tego języka. Zapytany kiedyś, dlaczego tak istotny jest to okres w naszym życiu, Nekrošius odpowiedział, że chciałby tam wrócić na zawsze, bo w dzieciństwie ukryte jest to, co najważniejsze. Od dziecięcego “światoodczucia" zaczyna się rozumienie świata.

Powrót do raju

Sceniczny świat zbudowano ze świeżo wyciętych desek, a dziecięco rozszczebiotani bohaterowie zostali przeniesieni do pomieszczenia do złudzenia przypominającego pracownię stolarską ojca Nekrošiusa. Bohaterowie przedstawienia to zarówno rówieśnicy reżysera, wyjęci ze żmudzkich wspomnień, ale i postaci z utworu, parafianie od Donelaitisa, mądrego pastora, który do chłopów mówił: “dzieci".

Reżyser, dotąd przerażający widzów otchłaniami scenicznego mroku, teraz opowiada z pozoru prostą i naiwną historyjkę, prezentuje ciąg improwizowanych etiud mimicznych: ślizgawka, wiejskie wesele, odpędzanie upartego kundelka, jarmark. Tonacja przedstawienia jest lekka i dowcipna, beztrosko pogodną atmosferę scenicznego świata zakłóca ledwie kilka rys - wiosenna burza z piorunami, pojawienie się groteskowego, jasełkowego diabła. Mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali film z epoki kina niemego: wszechobecna sentymentalna muzyka, aktorzy posługujący się gestem i grymasem, podporządkowujący się regułom slapstiku. A Nekrošius kpi z wszystkiego, co istnieje poza kręgiem wsi i dzieciństwa. “To, co spotyka człowieka po opuszczeniu tego raju, to błahostki, pozory i głupstwa, które oddalają nas od siebie samych" - mówił w jednym z wywiadów. “Pory roku" są dowodem, że ciągle w to wierzy. “Wszystko, co, prawdziwe i święte, znajdziecie w świecie dzieciństwa. Bo tylko dziecko ma umiejętność zachwytu."

“Pory roku" to teatr zatrzymany w pierwszym zachwycie nad pięknem istnienia. I nie nad jego zasadnością, ale chwilą i doznaniem. Oto sceniczny Donelaitis, a właściwie porte parole Nekrošiusa, spina deską dwie drewniane ławy. I jak w dziecięcej zabawie mamy już most, dwa brzegi i niewidzialną, ale groźną i rwącą rzekę. Savijus Trepulis bierze na ramiona i przenosi po kolei ósemkę swoich towarzyszy. Jak ojciec albo starszy kolega, przewodnik zalęknionych dzieci. Ileż w tym śmiechu, zabawy, radości! Ale także inicjacyjnej grozy: nie wiadomo, jak jest po drugiej stronie rzeki, świat dziecka kończył się zawsze na brzegu. A jednak to, co zakazane, kusi. W nagrodę cała gromadka raczy się ciepłymi racuchami z powidłami. Nikt mi nie uwierzy, że ta wyimprowizowana na próbach, niema scena trwa prawie godzinę...

W “Porach roku" Nekrošius rozciąga podobnie skonstruowane sekwencje pantomimiczne niemal w nieskończoność. Nie skończy sceny, dopóki nie wygra każdego tematu, dopóki każdy rekwizyt nie zmieni kilkakrotnie funkcji i znaczenia, dopóki aktor nie dotrze do dziecka w sobie. A wtedy widać wyraźnie, jak dobrze i bezpiecznie Nekrošiusowi i jego aktorom w tych ulotnych stanach przywołanych z dzieciństwa. To, co rozpętują wspólnie na scenie, przypomina żarliwe zaklinanie młodości, próbę uchwycenia po raz kolejny dziecięcej wrażliwości, czystości spojrzenia na świat.

Ukojenie

“Metai" zostają zwieńczone lamentem nad klęską człowieka, jaką jest starość. Dobitnie puentuje to ostatnia scena widowiska. Zasłuchani w opowieść narratora, aktorzy wkładają w otwory na stole rzędy cienkich patyczków. Z daleka wygląda to jak pole z dojrzałym zbożem. Ale po chwili niewidzialny sierp czasu kosi łan za łanem. Patyczki przewracają się jeden po drugim. Mimo rozpaczliwych wysiłków nie można ustawić ich na powrót. To, co wzrosło i zostało zebrane, nie powróci w żadnej postaci.

Nie można zacząć teatru jeszcze raz z punktu zero - powiada Nekrošius i mówi o swoich osobistych poszukiwaniach. “Pory roku" musiały więc stać się klęską pewnej utopii. Tęsknota za wszystkim, co pierwsze, nigdy nie znajdzie ukojenia. Dlatego w finale reżyser akcentuje słowa Donelaitisa: “Nie nasza moc z tym walczyć, musimy tu żyjąc, ugodzić się z tym wszystkim, co Pan Bóg nam zdarza."

Najpełniej i najpiękniej wyraził to w scenie zamykającej pierwszy wieczór, w której narrator, gospodarz scenicznego świata buduje ceglaną ścianę, unosząc się nad ziemią na rozpędzonej huśtawce. Każdy gest kosztuje aktora niewyobrażalnie wiele, partnerzy podają mu cegły, a on z każdym nawrotem teatralnego fluga dostawia cegłę do cegły, obstukuje mur kielnią. Jest w tym obrazie nie tylko pastor Krystyn Donelaitis zarzucający pisanie poematu, żeby zbudować kościół, ale i Bóg - murarz, artysta stawiający fundamenty świata pierwszego dnia stworzenia. A nawet Nekrošius, zapominający podczas długich teatralnych prób o bezsensie istnienia.

To nie jest pytanie, kim jest Bóg, czym jest świat i człowiek. To jest odpowiedź.

Kristijonas Donelaitis, “Metai" (“Pory roku"), reż.: Eimuntas Nekrošius, Teatr Meno Fortas, Wilno.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2003