Liberalny pragmatyk

Gdyby o wyborze szefa banku centralnego decydowali ekonomiści, Marek Belka miałby nominację w kieszeni. Ale zgodnie z konstytucją zadecyduje Sejm.

01.06.2010

Czyta się kilka minut

Najbliżsi przyjaciele Marka Belki znają od lat jego ciche marzenie. Profesor to spec od inflacji, polityki pieniężnej, więc jego marzenie jest naturalne: chce być prezesem NBP. Tak bardzo mu na tym zależy, że bez wahania rzucił prestiżową i świetnie płatną posadę w Waszyngtonie dyrektora ds. Europy w Międzynarodowym Funduszu Walutowym.

Jego kandydaturę zgłosił marszałek Bronisław Komorowski, pełniący obowiązki głowy państwa, polityk Platformy Obywatelskiej. Propozycja padła podczas kampanii prezydenckiej, więc nabrała od razu charakteru manifestacji politycznej. Belka ma być przynętą Komorowskiego na lewicowy elektorat. Nie podoba się to przede wszystkim PSL: ludowcy boją się, że SLD wyprze ich z koalicji. Kontestują więc i moment wyboru prezesa NBP, i samego kandydata. SLD i PiS nie mają większych zastrzeżeń do Belki, jednak zgodnie narzekają, że Komorowski się z nimi nie konsultował. A kandydat zostanie prezesem tylko, gdy poprze go któraś z partii oprócz PO.

Mimo że profesor przez lata był związany z lewą stroną sceny politycznej, stanowisko SLD nie jest jasne. Do polityków z trudem trafiają argumenty, że fotel prezesa stoi pusty od czasu katastrofy smoleńskiej, czyli blisko dwa miesiące, w dodatku na rynkach finansowych jest wyjątkowo niespokojnie.

Przyjaciel Kwaśniewskiego

Poparcie lewicy dla Belki załatwia były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zakulisowe rozmowy prowadził znacznie wcześniej, zanim została oficjalnie ogłoszona kandydatura. Przekonywał i przekonuje: Sojusz powinien być dumny, że człowiek o takim rodowodzie ma szansę szefować przez sześć lat jednej z najważniejszych instytucji w państwie.

Sęk w tym, że prof. Marek Belka już od kilku lat człowiekiem lewicy nie jest, mimo że za jej rządów był dwukrotnie ministrem finansów i wicepremierem: najpierw w 1997 r. w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, następnie w 2001 r. w gabinecie Leszka Millera. Był też premierem w 2004 r. na prośbę prezydenta Kwaśniewskiego, a wcześniej to właśnie z jego rekomendacji współtworzył rządy. Belka przyjaźni się z Kwaśniewskim od momentu, gdy został jego ekonomicznym doradcą.

Politycy SLD jednak pamiętają, że profesor zawsze chodzi własnymi drogami. Był szefem lewicowego rządu, a zadeklarował poparcie innemu ugrupowaniu - Partii Demokratycznej. Mają mu też za złe, że tuż przed wyborami w 2001 r. zachęcał do radykalnych cięć wydatków publicznych. W ten sposób SLD stracił kilka procent poparcia i szansę na samodzielne rządzenie.

- Marek mówi to, co myśli, jest szczery aż do bólu. Każdy mógł się o tym przekonać - mówi prof. Anna Fornalczyk, była szefowa Urzędu Antymonopolowego, zaprzyjaźniona z prof. Belką od ponad 30 lat. Dziś media przypominają, jak wołał w Sejmie do posłów: "Wy jesteście chyba na innej planecie (...) Do roboty!".

Ryzykowne zagranie PO

Analitycy z aprobatą przyjęli nominację Belki, ale jednocześnie propozycję określają jako mocno ryzykowne zagranie PO. Są pewni, że i tym razem Belka będzie bez ogródek nawoływał do redukcji deficytu i długu publicznego. Przecież jest autorem kotwicy budżetowej, zgodnie z którą wydatki nie powinny rosnąć bardziej niż inflacja plus 1 proc.

Rządzący mogą nie mieć z nim łatwego życia, choć teraz minister finansów Jacek Rostowski jest gorącym zwolennikiem Belki na stanowisku prezesa NBP. Rostowski obok Kwaśniewskiego to główny architekt pomysłu powołania go na fotel szefa banku centralnego. Były premier jest tak samo jak on zwolennikiem przedłużenia elastycznej linii kredytowej z MFW, która ma pomóc stabilizować kurs złotego. Gdyby został prezesem, zapewne zmieniłby nieprzychylne stanowisko obecnego zarządu NBP w tej sprawie. Prezes banku ma bardzo mocną pozycję. Jak twierdzą prawnicy, wszystkie decyzje podejmuje sam w imieniu zarządu.

Rostowski liczy też, że Belka potrafi uzdrowić relacje rządu z NBP. Dziś współpraca NBP z ministerstwem finansów prawie zamarła, a ostry spór między dwoma stronami ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie - siedziby NBP i resortu finansów stoją prawie naprzeciw siebie - nie służy polskiej gospodarce. Zwłaszcza gdy na świecie szaleje kryzys, wszystkie ważne instytucje powinny działać razem.

Rozkopy na Świętokrzyskiej

Belka ma unikalne doświadczenie na linii rząd-NBP. W 1997 r. zastąpił w fotelu ministra finansów Grzegorza Kołodkę, który toczył otwartą wojnę z ówczesną prezes NBP, Hanną Gronkiewicz-Waltz, dziś czołową postacią PO. Profesor pokazał, że potrafi łagodzić nawet najgorętsze spory. Ale sam też kilka lat później rozkopał głęboki rów niechęci dzielący ulicę Świętokrzyską. Ekonomiczne salony huczały o wzajemnych animozjach między prof. Leszkiem Balcerowiczem, wtedy prezesem NBP, a rządem (czytaj: Markiem Belką). Dziś jednak twórca polskiej transformacji popiera kandydaturę dawnego przeciwnika.

Pikanterii wzajemnym relacjom Balcerowicza i Belki dodaje fakt, że głównym rywalem byłego premiera do urzędu prezesa NBP był Jerzy Pruski, szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, wcześniej wiceprezes NBP i członek Rady Polityki Pieniężnej.

- Miałem szczęście znać trzech wspaniałych Jurków: Koźmińskiego, Millera i Pruskiego - z atencją mówi Balcerowicz. Wspierał Pruskiego, jak się tylko dało, namawiał i przekonywał polityków. Ale przegrał z arytmetyką sejmową. W obecnym składzie szanse na poparcie tej kandydatury były małe. Prezes Pruski wcale nie musi jednak płakać, bo Belka to jego przyjaciel, starszy kolega z Uniwersytetu Łódzkiego, którego darzy wielką sympatią i szacunkiem.

- Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Pruski został wiceprezesem NBP. Jest świetnym ekonomistą, zna bank centralny, przy tym dobrze rozumie się z Belką. Nowy prezes może obsadzić jedno miejsce w zarządzie - mówi Cezary Stypułkowski, dyrektor banku inwestycyjnego JP Morgan na Europę, były prezes Banku Handlowego, PZU. W JP Morgan przed laty pracował też Marek Belka.

Boat people na fali

Ekonomiści żartują, że czasy się zmieniają, wielkie banki i fortuny na świecie toną, a boat people nie. Belka i Pruski to łódzki zaciąg. Boat people od lat zajmują wysokie stanowiska w gospodarce i, co jest tajemnicą poliszynela, wzajemnie się wspomagają.

- Ale nie dlatego, że ktoś jest z Łodzi. Tylko dlatego, że jest wybitny - tłumaczy prof. Witold Orłowski, ekonomista (oczywiście z Łodzi), który dziś zasiada m.in. w Radzie Gospodarczej przy premierze, zresztą razem z dr. Bogusławem Grabowskim, też łódzkim ekonomistą, byłym członkiem Rady Polityki Pieniężnej, obecnie szefem TFI Skarbiec, prywatnie najbliższym przyjacielem Jerzego Pruskiego, ale też kolegą Belki.

Grabowski, Pruski, Belka, Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PO, wcześniej m.in. przewodniczący Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, Andrzej Raczko, były minister finansów i Jarosław Bauc, też były szef resortu finansów, dziś prezes Polkomtela, rozumieją się bez słów. Udowodnili, że razem potrafią działać pro publico bono. To oni wymyślili słynną budżetową dziurę Bauca, którą ogłosił Belka. Chcieli ostudzić populistyczne zapały polityków do rozdawnictwa pieniędzy - zresztą mieli czym straszyć, deficyt był wysoki. Udało się. Jednak nawet po latach żaden z nich nie przyzna się publicznie, że to był fortel, choć mówią o tym w prywatnych rozmowach.

Życiorys eklektyczny

Profesor Marek Belka jest jak architektura Łodzi - eklektyczny. Taki jest jego życiorys i model uprawianej ekonomii. Style i gatunki są tu przemieszane, znakomicie się uzupełniają. Belkę, byłego członka ZSP i PZPR, wychwala pod niebiosa Grabowski, którego Solidarność zrobiła swego czasu wicewojewodą łódzkim, i Jerzy Kropiwnicki, były szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych i prezydent Łodzi, działacz ZChN, obecnie PiS. To on publicznie stanął w obronie Belki, gdy - nomen omen - "Trybuna" zasugerowała, że jest na niego teczka w IPN.

Kropiwnicki zna świetnie kandydata na prezesa NBP, to on zaproponował piekielnie zdolnemu studentowi Belce, aby został na uczelni. Dawał mu do czytania zakazane wówczas w Polsce periodyki, otwierał oczy na świat. Kropiwnicki na początku lat 80. prowadził zajęcia z krytyki ekonomii kapitalistycznej.

Wielki wpływ na kształtowanie się gospodarczych gustów Belki miały jego pobyty na amerykańskich uczelniach. W latach 80. Belka słuchał wykładów Miltona Friedmana, twórcy monetaryzmu. Po powrocie do kraju napisał książkę: "Doktryna ekonomiczno-społeczna Miltona Friedmana". Na Uniwersytecie Łódzkim pod wpływem Belki zapanowała moda na liberalizm gospodarczy. Nieżyjący już prof. Cezary Józefiak, były członek RPP, wspierał łódzkie talenty ekonomiczne; jego zasługi na tym polu są olbrzymie. Dławiona w Warszawie zachodnia myśl ekonomiczna, w Łodzi w miarę swobodnie się rozwijała.

Dwie szkoły

Choć łódzcy ekonomiści mieli różne światopoglądy, to pomysły na gospodarkę zbieżne. Belka nazywa je gospodarką rynkową z domieszką państwa, czyli miks liberalizmu z postkeynesizmem. Taki też jest on sam. W Łodzi, która go stworzyła jako ekonomistę, ścierały się dwie szkoły: prof. Józefiaka, niewierzącego w udaną modernizację socjalizmu, i prof. Jana Mujżela, który chciał socjalizm reformować. Pierwszy był zwolennikiem liberalizmu, drugi pragmatyzmu. Belka jest uczniem ich obu.

- Marek to liberał pragmatyk. Przy tym ma świetną intuicję ekonomiczną, no i wiedzę, jest przez to niezależny. Wpływ środowiska naukowego Łodzi na niego jest olbrzymi. Przez wiele lat razem pracowaliśmy, pewnie dlatego dla mnie jego decyzje ekonomiczne były i będą zrozumiałe - mówi prof. Anna Fornalczyk.

Belka nie ukrywa, że społeczny charakter gospodarki nie jest mu obcy. Potwierdza to Bogusław Grabowski. Jednak przeciwnicy liberalizmu zarzucają mu, że to ledwie listek figowy. Ale to ten listek zasłonił miejsce na podpis prezydenta Kwaśniewskiego pod reformą podatkową Balcerowicza, która wprowadzała dwie stawki. Taką decyzję sugerował Belka. Argumentował, że większość społeczeństwa i tak płaci tyle samo, więc zmiany nie są potrzebne. Po wtóre, nie widział powodu, dlaczego bogaci mieliby ponosić relatywnie mniejsze obciążenia.

Jeśli ekonomiści mają Belce coś za złe, to właśnie tamtą decyzję. Gdyby zapytać o to samo obywateli, zapewne wskazaliby na ustawę o podatku od dochodów kapitałowych, nazywaną dziś powszechnie podatkiem Belki. Ale chwaliliby profesora za sprzedaż akcji PKO BP na giełdzie, bo kupowali je z dyskontem, i dziś są ponad dwukrotnie droższe.

Przez prywatyzację, ale innej spółki - PZU, Belka był wzywany przed sejmową komisję śledczą. Część posłów zarzucała mu konflikt interesów. Koniecznie chciano wmieszać go w sprawę, którą rozdmuchiwano politycznie. Żadnej wielkiej afery nie wykryto. Kilka lat wcześniej Belka był współbohaterem innej biznesowo-politycznej potyczki. Zaangażował się w obronę przejęcia BIG-Banku Gdańskiego - teraz Millennium - przez Deutsche Bank. Były premier zasiadał w radzie banku.

Międzynarodowa kariera

Biznesowe doświadczenie Belki dopełnia to naukowe i to zdobyte w sferze publiczno-politycznej. Wszystkie te umiejętności są bardzo cenne przy obejmowaniu władzy w NBP.

- Bank centralny to nie jest bank komercyjny, tylko wielka instytucja publiczna z olbrzymimi kompetencjami, prowadzi nawet własne badania. Prezes powinien być naukowcem-teoretykiem wysokiego kalibru, najlepiej z praktyką w działalności publicznej, rozumiejącym biznes. Musi umieć zarządzać ludźmi i znajdywać kompromis. Dlatego Marek Belka byłby najlepszym kandydatem na prezesa NBP - mówi "Tygodnikowi", prof. Dariusz Rosati, były członek RPP, dwa tygodnie przed ogłoszeniem decyzji marszałka.

Andrzej Miciński, dyrektor Citibanku, wieloletni kolega profesora, dorzuca jeszcze, że wielkim atutem Belki jest jego zagraniczne obycie.

Belka pewnie się czuje na światowych salonach, zrobił przecież międzynarodową karierę. Pracował w komisji gospodarczej ONZ ds. Europy, był dyrektorem departamentu europejskiego MFW, członkiem międzynarodowych władz w Iraku, gdzie odpowiadał za gospodarkę. Drzwi wielu ważnych gabinetów stoją przed nim otworem.

- Pijąc kawę podczas prywatnej pogawędki więcej się załatwi niż podczas tygodni oficjalnych negocjacji. Polska wiele korzysta z Marka znajomości - mówi Fornalczyk. Wie, że fotel prezesa NBP byłby zwieńczeniem jego drogi zawodowej. Ale podobnie jak inni jego przyjaciele nie chce zapeszyć. Belka już raz był bardzo blisko osiągnięcia celu. Jego rywalem był prof. Balcerowicz i wtedy to on wygrał.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka ekonomiczna, pracuje w Polskiej Agencji Prasowej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2010