Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Brecht napisał: najpierw żarcie, potem morał. Tam, gdzie byłem, nie było ani żarcia, ani morału" - mówił Roman Freund podczas premiery dokumentu "Radegast" w reż. Borysa Lankosza na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Sztokholmie. Radegast był w czasie II wojny światowej przystankiem kolejowym, z którego odjeżdżały po śmierć transporty Żydów z łódzkiego getta. Film według scenariusza Andrzeja Barta, autora "Fabryki muchołapek", opowiada o zagładzie Żydów zachodnioeuropejskich, których uśmiercono, zanim powstało Auschwitz i inne obozy zagłady.
Do łódzkiego getta trafia w 1942 r. 20 tys. zamożnych, wykształconych Żydów z Austrii i Czechosłowacji. W jednym tylko transporcie przyjeżdża 700 adwokatów z rodzinami, siostry Kafki, kuzynki Freuda... W pelisach idą przez getto, przerażeni widokiem miejsca, do którego trafili. Getto udaje, że ich nie widzi. Są tacy, którzy robią zakłady, jak długo pożyją nowi przybysze.
Chaim Rumkowski (w tej roli Bronisław Wrocławski), żydowski szef getta przeznacza przybyszów z Zachodu do fizycznej pracy. Zachodni inteligenci nie radzą sobie z pracą ponad siły i z warunkami życia w getcie. Zginą jako pierwsi, także dlatego, że Rumkowski nie uważa ich za swoich. Odżywa pytanie, czy był potworem, który na rozkaz Niemców żądał od matek, by wydały na śmierć dzieci, czy człowiekiem, który do końca wierzył, że za cenę ofiar przynajmniej część mieszkańców getta ocaleje. To pytanie przewija się zarówno w książce Barta, jak i w filmie. Podczas dyskusji po projekcji filmu jeden z obecnych na sali ocalonych mówił, że przeżył dzięki Rumkowskiemu i że zawsze pozostanie mu wdzięczny. Natychmiast poderwała się do głosu Stella Tjajkowski, bohaterka filmu, pianistka, która też przeżyła łódzkie getto. - Nikt nie ma prawa decydować o tym, kto ma przeżyć, a kto zginąć. A Rumkowski, wybierając tych, którzy przeżyją, był współwinny zbrodni - mówiła.
Organizowany co dwa lata przez Leo Leszka Kantora (zmuszonego do wyjazdu z Polski w 1968 r.) festiwal filmów dokumentalnych "Człowieczeństwo w świecie" otworzyły w tym roku Maria Kaczyńska i żona prezydenta Ukrainy Katerina Juszczenko, która prezentując film swojego rodaka Siergieja Bukowskiego o wielkim głodzie na Ukrainie, przekonywała, że historia jest lekcją na przyszłość.
Ale zaprezentowane na festiwalu filmy potwierdzały raczej tezę Normana Daviesa, który mówi, że historia niczego nas nie uczy. Obraz "Darfur teraz", przypominający o dramatycznej sytuacji mieszkańców afrykańskiego kraju, czy izraelski dokument "Umrzeć w Jerozolimie" o bombowym ataku 17-letniej Palestynki, w którym zginęła jej izraelska rówieśniczka, "Jodok" Andrzeja Fizyka o istniejących do dziś obozach koncentracyjnych w Korei Północnej, białoruski film o totalitarnych rządach Łukaszenki, za który jego autor został pozbawiony pracy, pokazują, że dramaty dzieją się na naszych oczach każdego dnia.