Las idzie!

Dziś będziemy sobie obficie psychologizować przyrodniczo i mniemać literacko.

27.02.2017

Czyta się kilka minut

Ku tym czynnościom skłaniają nas entuzjastyczne reakcje mas prorządowych na wycinanie drzew oraz na perspektywę poluzowania przepisów łowieckich.

Zacznijmy od prawd i półprawd o charakterze uniwersalnym. Oto, któż z nas w życiu nie zerwał kwiatka i nie wyrwał grzyba? Któż nie rozgniótł muchy bądź żuczka drapichrusta? Nie tupnął na pająka w łazience czy z niejakim trudem nie rozmazał rybika w okolicach wanny? Któż zaprawdę nie pogonił kocurka ścierką, co akurat nie jest może aktem stricte morderczym, ale niewątpliwie z punktu widzenia kocurka jest aktem wrogim, prymitywnym i barbarzyńskim. Każdy. Sęk w tym, że owe czyny motywowane są różnie, ale jednako są to zwykłe wyższościowe akty zemsty i kary.

Zamiana filuternie bzyczącego komara w brudną smugę jest prastarą praktyką zastosowania kodeksu Hammurabiego, w Polsce uprawianą pod hasłem „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Jest to takoż krwawa pomsta mieszcząca się w kulturze i obyczajowości. Kocurek wystraszony ścierką to namiastka rozrywki, obarczonej podniecającym ryzykiem, anihilacja rybika (bardzo trudne) to z kolei efekt bezpodstawnych lęków higienicznych, rybiki są bowiem zwierzętami przeogromnie czystymi i etycznie bez skazy, ale z racji szalenie skromnej wiedzy na temat ich obyczajów prześladowanymi bez opamiętania.

Zrywanie roślin bądź grzybów to z kolei czynności romantyczne, jakże bliskie narodowi polskiemu. Wynikają takoż z upodobań gastronomicznych – a na to, jak wiemy, nie ma żadnej rady. Tu zarówno rośliny i grzyby mają możliwość rewanżu. Weźmy zgony po spożyciu, liczne śmierci z przygniecenia wielką dynią czy purchawką gigantem, weźmy wszelakie alergie, w tym śmiertelne opuchnięcia, świniące się ukłucia kończące się spektakularnymi amputacjami, krytycznymi odczynami, sinieniem i takoż zejściami w aurze lamentów, ale i malowniczych stanów ostrych bądź podostrych.

Słowem: jest to wszystko banalny opis życia planety kręcącej się monotonnie pośród satelitów komunikacyjnych, w balansach promieniowania gamma, zagięć światła i tym podobnych bezeceństw wymyślonych przez aktywistów naukowych lewicy laickiej, bo przecież nie przez naszą tu prawicę, widzącą tradycyjnie Ziemię jako placek drożdżowy w spoczynku, oparty na chrapiących słonikach. Opis ów jest banalny i najprostszy, nie ma w nim jednak – zważmy – śladu tropu bądź rozwiązania zagadki, jaką są dla nas reakcje ludu prorządowego na wycinki tako drzew chudych, jak i grubych, i jego chętka na odstrzał zwierząt zwykłych, w znacznej mierze nienadających się na kebab.

Jako ludzie nasyceni czystym dobrem, mniemaliśmy pierw, że niechęć wobec przyrody, a do lasu w szczególności, bierze się z ogromnego oczytania mas prorządowych, mas niewolnych przewszakże od zabobonnego traktowania wszelakich fabuł. Słowem, uważaliśmy, że ludność nasza tnie i karczuje, gdyż jest zarażona lękiem powstałym z kompulsywnej lektury „Makbeta”, a zwłaszcza przestraszona jest tamże łażącym Lasem Birnamskim. „Do broni!” (akt piąty, scena piąta, cytat za klasycznymi tłumaczeniami) – to jest przecież reakcja na las, makbetowska, więc niejako tragiczna, a więc zrozumiała, no bo jakaż mogłaby być tu inna. Polowanie na zwierzaki byłoby więc zaledwie pochodną strachu przed łażącym lasem, wiadomo bowiem, że tam, gdzie nie ma lasu, tamże ani żubra-grubasa nie uświadczysz, ani szkodniczki-sarenki, ni wyuzdanego zająca-rypacza czy miśka-łasucha. O, chciałoby się, by bziki tutejsze brały się z nadaktywności czytelniczej, Szekspira zwłaszcza.

Niestety raporty Instytutu Książki wskazują, że rodak na ogół nie ma w domu żadnej książki, w tym katechizmu, nie mówiąc o znajomości Szekspira, autora, który arcydawno dokonał po cichu Polexitu za przeproszeniem. Prawda jest niestety prostsza, niźliby się zdawało. Entuzjazm do wycinek i odstrzałów – jak wszędy czytamy – jest efektem mniemania, że niekiełznanie przyrody jest cechą wszelakiego lewactwa. Lewakowi kuku zrobimy, lewactwo zawyje i, jak mawia nasz wyluzowany przez Gospodarza z kości prezydent Duda – zajazgocze. A więc na złość – oto jest jedyny powód rżnięcia. Innego nie ma. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2017