Kup coś dla Afryki

Oto sposób na przygodę życia: ogłoście akcję na rzecz Afryki, choćby najbardziej bezsensowną. Mówcie dużo o transferze idei i tolerancji, znajdźcie sponsorów. A potem ruszajcie w trasę.

13.12.2011

Czyta się kilka minut

Ta wyprawa zapowiada się rzeczywiście wspaniale. 1 stycznia 2012 r., po dwóch latach przygotowań, z Kapsztadu do Egiptu wyruszy 5 samochodów terenowych z doświadczoną obsadą. Przed uczestnikami afrykańskie bezdroża, antylopy, lwy, przeprawy przez rwące potoki, a potem powrót do Europy - łącznie 23 tys. km ekscytującej podróży.

Myli się jednak ten, kto uzna, że jest to zwyczajna wyprawa przygodowa. Uczestnicy "GloBall 2012", bo tak nazywa się projekt, wiozą ze sobą kilka netbooków, 1000 piłek nożnych i potężny, jak przekonują, bagaż dobrych chęci.

Zamierzenie jest wielkie: "GloBall" chce rozdać piłki, netbooki i rozegrać na całym kontynencie afrykańskim 6 meczów, szerząc w ten sposób idee przyjaźni, porozumienia ponad podziałami, promując Polskę oraz piłkę nożną. Mateusz Zmyślony, jeden z organizatorów wyprawy, tłumaczy, że jadą tam również promować tolerancję.

Część pieniędzy wyłożyło Narodowe Centrum Kultury, które na razie wsparło cały projekt sumą 50 tys. zł, a wkrótce zamierza przekazać ekspedycji kolejną sumę, w ramach akcji "Europejski stadion kultury". Wyprawę wsparli też prywatni sponsorzy. Ministerstwo Spraw Zagranicznych objęło ekspedycję patronatem. Piłki, w cenie 25 zł, kupowali darczyńcy.

Koszty wyjazdu? Według wyliczeń "Tygodnika" to co najmniej 200 tys. zł. Dokładnych informacji od organizatorów nie uzyskaliśmy.

Powtórzmy: koszt przewozu 600 piłek, kilku netbooków, kina objazdowego, rozegrania 6 meczów i bagażu idei z Polski do Afryki wyniesie 200 tysięcy złotych.

Drogo.

Coś zrozumieliśmy

Mimo że organizatorzy "GloBall 2012" nie chcą, by wpisywać wyprawę w nurt pomocy humanitarnej, nie da się uniknąć porównań i pytań o sens takich przedsięwzięć. Tym bardziej że poza prywatnymi pieniędzmi w grę wchodzą państwowe. Czy futbolówki nie są świetnym pretekstem do zorganizowania prywatnej ekspedycji za cudze pieniądze?

Monika Trojan, odpowiedzialna za współpracę rozwojową w Grupie Zagranica, skupiającej organizacje pozarządowe działające poza Polską: - Często zdarza się, że jakaś grupa wie lepiej, czego potrzebuje Afryka, niż sami Afrykanie, i nie zmienią tego żadne przepisy, ustawy czy nawoływania do większej ostrożności. Niedawno w Polsce mieliśmy następującą sytuację: organizacja pozarządowa zapragnęła zbudować szkołę w Burkina Faso, mimo że w Burkina Faso jest mnóstwo szkół. Część z nich stoi pusta, ponieważ organizacje, które je budowały, nie mają pieniędzy na zatrudnienie nauczycieli. Podobnie dzieje się z wodociągami - zbudowane, często niszczeją, bo po zakończeniu budowy Europejczycy uznają, że wszystko zostało zrobione, i już się nimi nie interesują. Darczyńcy działają zrywami, co często przynosi więcej szkody niż pożytku.

Trojan mówi, że jest i druga tendencja: - Organizacje pomocowe muszą przetrwać, więc idą tam, gdzie są pieniądze, w związku z czym dochodzi do absurdów: pojawiają się pieniądze na walkę z HIV/AIDS, więc wszyscy zaczynają pisać projekty związane z tą chorobą.

Mateusz Zmyślony przyznaje w rozmowie z "Tygodnikiem", że uczestnicy wyprawy nie interesują się futbolem. Pojęli, że piłka zaczęła być ważna, dokładnie w dniu, kiedy Platini ogłosił decyzję o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy. Na stronie internetowej można przeczytać: "Tego dnia zrozumieliśmy, że piłka to nie tylko sport. (...) To wielkie, uniwersalne zjawisko, które ma w sobie magiczną moc - daje radość ludziom na całym świecie, niezależnie od tego, jaki mają kolor skóry i w co wierzą. Niezależnie od tego, jak daleko od centrum uwagi tego świata przyszło im żyć. Postanowiliśmy do nich dotrzeć".

Można przetłumaczyć te słowa inaczej. Euro 2012 i pieniądze z nim związane otworzyły możliwości finansowania różnych pomysłów, również tak kontrowersyjnych jak "GloBall 2012".

Zmyślony pyta, co w tym złego, że dzięki mistrzostwom pojadą dać dzieciakom trochę szczęścia?

Pytanie, czy wyprawa będzie większą rozrywką dla afrykańskich dzieci, czy dla jej uczestników, wydaje się retoryczne.

Czas na nas

Anna Reichel z NCK obrusza się, słysząc pytanie o sensowność dotowania takich przedsięwzięć przez państwową instytucję.

- Ci ludzie jadą tam z bagażem kultury, który ma wartość niewymierną - przekonuje. - Przekonanie, że zawiozą tam tylko piłki i zagrają kilka meczów, jest nieporozumieniem. Jeśli negujemy wartość ich pracy, równie dobrze możemy powiedzieć, że każdy inny projekt kulturalny nie ma sensu, bo nie przynosi wymiernych korzyści.

Uczestnicy wyprawy tłumaczą, że chcą dać dzieciom trochę radości i zobaczyć uśmiech na ich twarzach. Mateusz Zmyślony deklaruje, że nie jadą tam na handel, ponieważ przyświecają im inne cele. Nakręcą film, wydadzą książkę.Pokażą inną twarz Afryki niż ta, którą znają widzowie z krwawych dokumentów.

Pytanie, czy nie sensowniej byłoby zbierane przez dwa lata pieniądze przekazać instytucji lepiej zorientowanej w Afryce, która np. kupiłaby o wiele więcej piłek, Zmyślony uznaje za naiwne. Oczami wyobraźni widzi, jak futbolówki lądują na targu w Mogadiszu i sprzedawane są w cenie 50 dolarów za sztukę. Obecności ekipy "GloBall 2012" ma dać gwarancję, że trafią do dzieci.

Inaczej na sprawę patrzy Janina Ochojska-Okońska, prezes zarządu Polskiej Akcji Humanitarnej. - Zapowiada się świetna wyprawa przygodowa, bardzo bym chciała wziąć w niej udział - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem". - Jestem natomiast przekonana, że jeśli już chcemy rozprawiać o szczęściu i tolerancji, lepiej byłoby kupić fartuszki do szkoły albo zeszyty i ołówki. Dobra szkoła w Afryce to jeden z kluczy do szczęścia. Albo studnia we wsi. O studnię walczą tam dzieci i dorośli. Wydrążenie kolejnej rozwiązuje znacznie więcej problemów niż podróż przez cały kontynent, nawet pod szczytnymi hasłami.

Na stronie internetowej "GloBall 2012", w informacji o objęciu wyjazdu patronatem przez MSZ, czytamy: "Będziemy godnie reprezentować Polskę w relacjach z ludźmi z ponad 20 krajów. Aktywność społeczna naszego kraju w Afryce to wielkie wyzwanie, które na szczęście dobrze rozumie Ministerstwo Spraw Zagranicznych - to krzepiące. Powinniśmy robić dla tego kontynentu jak najwięcej. To dobrze, że jest Polska Akcja Humanitarna i jej wspaniała akcja budowania studni w Sudanie, to dobrze, że MSZ coraz bardziej aktywnie działa na tym kontynencie - vide ostatnia wizyta Pana Ministra w Libii. Teraz czas na nas".

Drzewo do lasu

Najtrudniejsze pytanie brzmi: czy polscy podróżnicy nieświadomie i wbrew swojemu zainteresowaniu coraz popularniejszą w Polsce turystyką odpowiedzialną nie powtarzają gestu odkrywców, którzy udawali się w głąb nieznanego kontynentu z workiem paciorków?

Nie jest to zarzut bezpodstawny: język, jakim mówi "GloBall 2012", to zlepek banałów, marketingowej perswazji i niczym niemaskowanego podniecenia dystansem do przebycia. "Piłka jest okrągła jak nasza planeta", "Dystanse, jakie dzielą nas w przestrzeni - nie powinny w ogóle istnieć między ludźmi", "Taka piłka to potężny katalizator zmian, łączący ludzi ponad wszelkimi granicami". "Kup coś dla Afryki", "Najwyższy już czas otworzyć nowy rozdział we wspólnej historii", "GloBall - przeciw podziałom", "Trasa ekspedycji: 22 tysiące kilometrów", i w końcu "suma trasy i wielkości ekspedycji daje szansę na tytuł największej polskiej, trans-afrykańskiej wyprawy w historii".

Jeśli policzyć stosunek nakładów poniesionych na organizację ekspedycji do kosztów tego, co Polacy chcą rozdać afrykańskim dzieciom, okaże się, że owe piłki to niezbyt istotny element całego przedsięwzięcia. His­toria "GloBall 2012" spokojnie mogłaby znaleźć się w reportażu Lindy Polman "Karawana kryzysu", miażdżącym dla zazwyczaj pełnych dobrej chęci Europejczyków i Amerykanów, którzy wyruszają do Afryki z miliardem pomysłów na pomoc dla znękanego kontynentu, jakby nadal był on traktowany jako świetne miejsce do uprawiania różnego rodzaju misji kulturowych - przy czym koszty logistyczne takiej "pomocy" są często znacznie wyższe niż wartość przywożonych środków. "GloBall 2012" wiezie bagaż związanych z piłką idei na kontynent, który rok wcześniej przeżył wielkie emocje związane z Mistrzostwami Świata w RPA. Jeśli spojrzeć na mapę wyprawy, widać, że nie biegnie ona przez piłkarskie ziemie jałowe: Zambia i Botswana wyprzedziły w 2010 r. Polskę w rankingu FIFA, w Kenii futbol jest najpopularniejszym sportem, Egipt debiutował w finałach mistrzostw świata cztery lata wcześniej niż Polska.

O tym, że projekty związane z futbolem są jednak potrzebne, świadczy przykład Alive & Kicking - brytyjskiego projektu charytatywnego, który zatrudnia w Zambii i Kenii 150 miejscowych pracowników, odpowiedzialnych za produkcję 60 tysięcy piłek rocznie. Wykonane ze skóry z miejscowych zwierząt, szyte ręcznie, mają nie mniejszy ładunek idei niż "GloBall 2012" - do każdego egzemplarza sprzedawanego w Afryce dołączana jest informacja o sposobach walki z HIV/AIDS, malarią czy tuberkulozą.

Monika Matus, Grupa Zagranica: - Pracowałam w slumsach Nairobi z młodzieżą i zapewniam, że mają bardzo duże rozeznanie, jak powinien wyglądać sprawiedliwy i uśmiechnięty świat. Ta wyprawa miałaby sens, gdyby jej uczestnicy zainwestowali pieniądze w jedno miejsce, budując np. szkółkę piłkarską i zbierając fundusze na kilka lat jej istnienia. Tyle tylko że wtedy nie byłoby powodu do jazdy przez całą Afrykę. To również kwestia sponsorów, którzy zazwyczaj wolą, by ich logo powiewało nad ekscytującą wyprawą niż żmudną i mało atrakcyjną afrykańską codziennością.

Janina Ochojska-Okońska: - Nie zabraniamy nikomu jeździć do Afryki z tym, co wydaje mu się najbardziej niezbędne dla lokalnych społeczności. Jeśli mogę o coś prosić darczyńców, to o dokładne sprawdzanie przy każdej takiej akcji, czy przypadkiem para nie idzie w gwizdek.

W zakładce "Kup coś dla Afryki" na stronie wyprawy dowiadujemy się, że oprócz piłek i bramek, darczyńcy mogą kupować gwizdki piłkarskie w cenie 8 zł za sztukę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2011