Kto krzyczy, ten wygrywa. Unia wycofuje się z Zielonego Ładu w rolnictwie

Sprowadzanie Zielonego Ładu do „jedzenia robali” nie wynika z braku wiedzy. Przyczyna jest inna… to po prostu działa. Merytoryczny spór utonął w powodzi klaksonów, krzyków i populistycznych haseł. Podczas protestu rolników przed Sejmem w ruch poszły też race i kostka brukowa.

06.03.2024

Czyta się kilka minut

Protest rolników przed gmachem Sejmu. Warszawa, 6 marca 2024 r. / fot. Michał Dyjuk / AP / EAST NEWS
Protest rolników przed gmachem Sejmu. Warszawa, 6 marca 2024 r. / fot. Michał Dyjuk / AP / EAST NEWS

Ciągniki ozdobione flagami, palone opony, bele siana i budynek Kancelarii Premiera obrzucony jajkami – na zdjęciach środowy protest rolników w Warszawie przypominał ten, który obserwowaliśmy 15 lutego we Wrocławiu (wtedy straty podliczono na 140 tys. zł). W rzeczywistości był jego bardziej agresywną wersją – przed Sejmem w ruch poszły race i kostka brukowa, policjanci musieli użyć gazu łzawiącego i granatów hukowych. Takimi argumentami rolnicy próbują walczyć z unijną reformą klimatyczną, bo najczęściej powtarzane hasło protestu brzmi: „Przepraszamy za utrudnienia. Mamy Zielony Ład do obalenia!”. Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że w starciach pod Sejmem 13 policjantów zostało rannych. Zatrzymano 26 osób. 

Nie da się wykluczyć, że najbardziej agresywni demonstranci wcale nie są rolnikami, lecz np. „pożytecznymi idiotami” Putina, którym zależy tylko na jak największej eskalacji konfliktu. Jedno jest pewne: merytoryczny spór utonął w powodzi klaksonów, krzyków i populistycznych haseł. Na tym, by było inaczej, na pewno nie zależy politykom PiS, którzy na wyprzódki okazują wsparcie i zrozumienie rolnikom – tak jakby zapomnieli, za czyjej władzy Zielony Ład został wynegocjowany i przegłosowany oraz do jakiej partii należy unijny komisarz ds. rolnictwa, Janusz Wojciechowski. Nie starają się o to także rolnicy, którzy w środę wyszli na ulice Warszawy. „My chcemy być w Unii Europejskiej, ale chcemy zniszczyć Zielony Ład, wsadzić go do trumny” – grzmiał Piotr Duda, szef NSZZ „Solidarność”, jednego z organizatorów protestu. O co według Dudy chodzi w samym Zielonym Ładzie, wytłumaczył on niedawno przed kamerami TVP Info: „żeby wokół nas było mnóstwo zielonego, ale żebyśmy zamiast dobrego schabowego jedli tzw. europejskie robale”.

Zainteresowanie poważną debatą pojawia się często, ale głównie w deklaracjach. Rolnicy skarżyli się dzisiaj, że premier Donald Tusk nie spotkał się z nimi osobiście. Problem w tym, że spotkał się… w zeszły czwartek, kiedy w KPRM odbył się „rolniczy okrągły stół”, z którego delegacja z NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” demonstracyjnie wyszła na samym początku.

Brzydko, ale skutecznie

Badania pokazują, że dzięki hasłu „Unia tak, Zielony Ład – nie” protest rolników cieszy się poparciem społecznym przekraczającym 75 proc., a większość Polaków o obecny stan rzeczy obwinia Komisję Europejską (na drugim miejscu jest rząd PiS). Protest otwarcie antyunijny w Polsce nie miałby szansy na takie wyniki. Tak długo, jak rolnicy unikają słowa „polexit”, mogą do woli wieszać psy na Zielonym Ładzie i unijnych komisarzach. To populizm czystej wody z kilku powodów. Po pierwsze: przepisy Zielonego Ładu nie zdążyły wejść w życie, a spora część nawet nie powstała, trudno więc nimi tłumaczyć niskie ceny pszenicy na giełdzie w marcu 2024 r. Po drugie: wspólna polityka rolna, w tym dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników, od lat pochłania jedną trzecią budżetu całej Unii. Protestujący rolnicy zdają się wierzyć, że te pieniądze im się po prostu należą, bez żadnych ograniczeń i wymagań, niezależnie od zmian klimatycznych (rolnictwo jest sektorem gospodarki emitującym najwięcej metanu) i kryzysu bioróżnorodności. Po trzecie: nikt nie rozgrzesza Unii z błędów w Zielonym Ładzie i braku odpowiednich konsultacji. Natomiast nie oznacza to, że można po prostu zaniechać wszystkich reform i wrócić do business as usual.

Wielu protestujących oczywiście zdaje sobie sprawę, że rozmawiamy o najważniejszym pakiecie reform, które mają przygotować europejską gospodarkę na czasy poważnych zmian klimatycznych. Sprowadzanie tego do „jedzenia robali” nie wynika z braku wiedzy. Przyczyna jest inna… to po prostu działa. Zwłaszcza przed wyborami, gdy europejskie partie drżą ze strachu o każdy głos.

„Nie chodzi o to, żeby obalić i wyrzucić cały Zielony Ład, ale tak naprawdę praktycznie wszystkie zapisy w Zielonym Ładzie dotyczące rolnictwa są szczególnie teraz – w okresie wojny i bezcłowego obrotu – kolejnym ciosem i muszą być zawieszone lub wycofane” – powiedział Donald Tusk. To nie tyle fikołek, co pełne logiczne salto. Tę samą myśl dużo bardziej klarownie wyraził wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak: „Zielony Ład, w dużym uproszczeniu, idzie do kosza”.

Potwierdził to w rozmowie z dziennikarką RMF FM sam komisarz Janusz Wojciechowski. Zapowiedział, że 7 marca przyjedzie do Polski i przedstawi propozycję „bardzo dużego zmniejszenia obciążeń dla rolników”.

Według wstępnych informacji w tym sezonie rolnicy, którzy nie spełnią norm środowiskowych i klimatycznych, nadal będą otrzymywać dopłaty w pełnej wysokości. Jeszcze dłużej (do 2027 r.) „klimatyczne wakacje” mają mieć właściciele gospodarstw mniejszych niż 10 hektarów (to trzy czwarte rolników w Polsce). Do kosza trafi też zapis o pozostawianiu 4 procent ziemi uprawnej odłogiem, by gleba mogła choć trochę odreagować po terapii szokowej, jaką jest współczesne, intensywne rolnictwo. Już wcześniej Unia wycofała się z planu ograniczenia ilości stosowanych na europejskich polach pestycydów i nawozów sztucznych, a wszystkie zapisy dotyczące rolnictwa zostały wykreślone z dyrektywy o odbudowie europejskiej przyrody.

Na transparentach czytamy o katastrofalnych konsekwencjach Zielonego Ładu dla unijnej gospodarki i rolnictwa. Brakuje tam choć krótkiej notki o tym, że brak zmian ma jeszcze większe konsekwencje (pisaliśmy o nich w „Tygodniku”). Za upadek tej reformy też zapłaci polski rolnik.

Na środowej demonstracji Piotr Duda mówił: „To, co wywalczyliśmy ciężką pracą, dzisiaj chcą nam odebrać tylko dlatego, że lewactwo europejskie wymyśliło sobie, że będą chronić planetę”. Wydaje się, że szef „Solidarności” może spać spokojnie. W następnej kadencji Parlamentu Europejskiego reforma rolna będzie jeszcze trudniejsza do przeprowadzenia. A jeśli ktoś (zapewne lewactwo) znów będzie próbował chronić planetę, to znana jest już skuteczna strategia - wystarczy głośno krzyczeć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej