Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chór FN w kreowaniu dramatu człowieka we wspólnocie jest niedościgniony; śpiewa tak, jakby pomiędzy tymi stanami chciał rozłożyć cały wachlarz półcieni, wypełnić szczelnie całą przestrzeń między mrokiem i światłem. Orkiestra gra, jakby chciała emocje zaklęte w słowach “Requiem" prześwietlić, zinterpretować aż do końca. Soliści śpiewają tak, by słowa - zwłaszcza “Dies irae" - przeszywały słuchacza jak miecze. Genialna jest Izabela Kłosińska w partii sopranu, w której Krzysztof Penderecki zapisał wszystko. Histeryczne, nonowe skoki niczym miotanie się między grzechem a świętością, rozdzierające lekko glissandowe, łkające frazy będące samą esencją rozpaczy, wreszcie szalone melizmaty, układające się w abstrakcyjną konstrukcję, w której wszystko jest już ekstazą, oczyszczeniem, przekroczeniem granicy doświadczania. Dalej już nie można! Izabela Kłosińska jest z tą partią zrośnięta, śpiewa całą sobą. To coś więcej niż interpretacja. To ekspresja czystej muzyki.
W samym środku sekwencji “Dies irae" (od słów “Recordare, Jesu") kompozytor wprowadza melodię i słowa polskiej suplikacji “Święty Boże, Święty mocny". Ta część otwiera przestrzeń cierpiącego samotnie człowieka na życie wspólnotowe. To jedna z najgenialniejszych muzycznych strof europejskiej kultury: jest zarazem barokową passacaglią i średniowiecznym dwutekstowym motetem, wyrazem geniuszu retorycznej ekspresji i dźwiękowego, abstrakcyjnego kunsztu.
Był kiedyś taki czas, kiedy rozpamiętywanie polskiej martyrologii przesłaniało nam świat. Ten czas dawno minął. Dziś, gdy w Polsce całą przestrzeń osobistego i społecznego życia wypełnia pragmatyzm i prawa rynku, “Polskie Requiem" - którego znaczna część powstawała w gorącym początku dekady lat 80., a której części zadedykował kompozytor m.in. poległym w Grudniu ’70 (“Lacrimosa"), o. Kolbemu i Powstańcom Warszawy (“Dies irae") - jest niczym dar z nieba. Przypomnienie o tym, o czym niemal zupełnie już zapominamy. Otwiera przestrzeń nie tylko na “ja", lecz również na “my".