Krymskie opowieści

Istnieją określenia, które - rozsławione dziejowymi przypadkami - weszły do międzynarodowego słownika. Palestyńczycy wnieśli intifadę, Rosjanie pierestrojkę, Południowi Afrykańczycy apartheid. Wiele podobnych terminów nigdy nie przebije się na szersze forum, choć używające ich narody odmieniają je codziennie przez wszystkie przypadki. Dla Tatarów Krymskich takie słowa-klucze to sürgün oraz avdet.

05.09.2004

Czyta się kilka minut

Czasem słowa te pojawiają się osobno, czasem wspólnie - jako początek i koniec tragedii. Oznaczają “zesłanie" (sürgün) i “powrót" (avdet). W rozmowie z krymskimi Tatarami pojawią się na pewno, prędzej czy później. Gdy padnie słowo sürgün, można oczekiwać, że zaraz pojawi się Uzbekistan albo Kazachstan (tam wywożono Tatarów z Krymu). Wypada wówczas zadać pytanie: “Kiedy Pan/Pani wrócił/wróciła?". I można się spodziewać, że data w odpowiedzi zawrze się między rokiem 1987 a 2004. Tyle że po kilku rozmowach takich pytań już się nie zadaje, bo odpowiedzi są zbyt przewidywalne.

Na postronnym obserwatorze opowieści Tatarów wywierają wrażenie niezwykłe. Z polskiej historii wiemy, co znaczy mieć w rodzinie prześladowanych i pomordowanych. W przypadku ponad 200 tys. Tatarów Krymskich taka trauma dotyczy jednak nie części społeczności, lecz wszystkich jej członków.

60 lat temu

W ciągu paru dni - między 18 a 21 maja 1944 r. - władze sowieckie wywiozły pociągami na Wschód wszystkich Tatarów z Półwyspu Krymskiego. Miała to być zbiorowa kara za, jak twierdzili Sowieci, kolaborację z Niemcami na skalę bardziej masową niż w przypadku innych narodów ZSRR, które Niemców potraktowały jak wyzwolicieli. Większość wywiezionych stanowiły kobiety i dzieci oraz starsi mężczyźni - ci w sile wieku albo byli zmobilizowani do Armii Czerwonej, albo (jeśli stanęli aktywnie po stronie Niemców) uciekli z nimi na Zachód.

Pobyt na zesłaniu - głównie w muzułmańskim i tureckojęzycznym Uzbekistanie - nie był dla Tatarów łatwiejszy niż dla innych zesłańców. Wyższy poziom cywilizacyjny Tatarów z europejskiego półwyspu wywoływał antagonizmy ze środkowo-azjatycką ludnością autochtoniczną. Tatarzy do dziś chwalą się z przekąsem, że nauczyli Uzbeków stawiać kamienne domy zamiast glinianych.

Dopiero w 1967 r. władze ZSRR zdjęły z Tatarów odium zbiorowej zdrady sowieckiej ojczyzny. Na powrót na Krym musieli jednak jeszcze poczekać - aż do gorbaczowowskiej odwilży. Dziś w tatarskich opowieściach często pojawia się motyw nielegalnego powrotu i ponownej deportacji (nawet w latach 80.) oraz zostawionych w Uzbekistanie domów, sprzedawanych za bezcen po to, by na droższym, ale ojczystym Krymie móc żyć w lepiance lub namiocie.

Ich powrót nie był sentymentalny. Wyjeżdżając w 1944 r. opuszczali Krym “tatarski" - a przynajmniej takie jego enklawy, bo już wtedy byli tu mniejszością (od podbicia Chanatu Krymskiego w XVIII w. Rosja zmieniała oblicze tatarsko-muzułmańskiego półwyspu). Teraz wracali na Krym zsowietyzowany i rosyjskojęzyczny, który stał się głównym kurortem upadającego Imperium i bazą jego (także upadającej) floty. Wracali do wsi i miasteczek, z których usunięto setki meczetów, cmentarzy i innych pamiątek architektury ich przodków. We własnej ojczyźnie stali się ludźmi drugiej kategorii.

Powroty i rozdroża

Niewielu z powracających osiadło na południowym wybrzeżu, które najbardziej przybrało charakter kurortu. Choć w ten sposób podtrzymaliby ciągłość historyczną. Od 1478 r. Chanat Krymski - rządzony przez dynastię Girejów i zależny od Turcji - obejmował północną, stepową część półwyspu (gdzie prowadzący na poły koczowniczy tryb życia Tatarzy mieli lepsze tereny do wypasu koni i bydła), a także północne stoki Gór Krymskich ze stolicą w Bachczysaraju oraz podobne do połonin, ciągnące się ich grzbietami hale - miejsca letnich wypasów.

Południowe wybrzeże było pod silniejszą kontrolą Stambułu, a obok ludności muzułmańskiej mieszkali tam liczni Grecy, Ormianie i Żydzi. W ten rejon Tatarzy zapuszczali się głównie po to, by w tureckich portach sprzedać łupy z wypraw na Rzeczpospolitą i Rosję. Wiele Polek, Litwinek i Rosjanek, porwanych do haremów Imperium Osmańskiego, oraz mężczyzn sprzedawanych na galery przeszło przez targi w miejscowościach, gdzie dziś rosnąca z każdym rokiem liczba Polaków odpoczywa na kamienistych plażach.

Gdy carska Rosja wyparła Turków, Rosjanie docenili zalety zielonego wybrzeża, oddzielającego stromo spadające ku tafli Morza Czarnego skaliste góry. Ta część półwyspu najszybciej poddała się kolonizacji.

Wracający Tatarzy osiedlają się więc głównie na północnych stepach i w miastach: Symferopolu (dawniej Ak Mesdżit), Bielogorsku (Ak Kaja) czy Starym Krymie (Eski Kyrym). O ile w dużych miastach trudno ich dostrzec w masie ludności rosyjskiej i ukraińskiej, to na poszatkowanym kołchozami stepie w rejonach Kirowskim, Pierwomajskim czy Sowieckim stanowią 30 proc. mieszkańców.

W każdym miejscu starego-nowego osiedlenia Tatarzy wybierają spośród siebie radę (medżlis), która ma wprawdzie jedynie funkcje doradcze, ale jest tolerowana przez władze ukraińskie w Kijowie i przez władze Autonomicznej Republiki Krymu (zdominowane przez miejscowych Rosjan). Największe znaczenie ma medżlis w stolicy autonomii, Symferopolu.

Wychodzi kilka tatarskich gazet, jak Gołos Kryma czy Avdet, choć z uwagi na słabą (po latach deportacji) znajomość ojczystego języka, zwykle wydawane są po rosyjsku. Entuzjaści forsują jednak kilka tytułów publikowanych po tatarsku, choć grażdanką, np. Qyrym. Jeszcze inni próbują - wzorem Turcji i od niedawna Azerbejdżanu - eksperymentować ze zmodyfikowanym alfabetem łacińskim.

Rozmaitość alfabetów i języków używanych przez Tatarów odzwierciedla rozdroża, na jakich się znaleźli. Kusi ich kulturowy i ekonomiczny sukces zwróconej ku Zachodowi Turcji. Ale nie chcąc pogarszać swej delikatnej sytuacji, czują się zobowiązani do składania deklaracji lojalności wobec państwa ukraińskiego i władz autonomicznych. Mądrość polityczna każe im okazywać ostentacyjny szacunek Puszkinowi, opiewającemu Fontannę Łez w chańskim pałacu w Bachczysaraju. A zwłaszcza Leninowi, który w 1921 r. pozwolił zorganizować Krymską Sowiecką Republikę Autonomiczną (mieli w niej znaczną reprezentację). Stąd w okresie wygnania Tatarzy organizowali demonstracje z żądaniem prawa do powrotu pod pomnikami Lenina, choć i tam rozpędzała ich uzbecka milicja.

Na rozdrożu stoi zresztą cały Krym, którego słowiańska większość ignoruje Tatarów. Od 1995 r. półwysep jest znów republiką autonomiczną w ramach Ukrainy. Zdominowany przez Rosjan, znalazł się pod kontrolą Kijowa dopiero w 1954 r. - “podarowany" Ukraińskiej Republice Sowieckiej przez Chruszczowa - i po rozpadzie ZSRR krymscy Rosjanie długo nie mogli pogodzić się z tym, że nie są obywatelami Rosji.

Kością niezgody była też stacjonująca w Sewastopolu rosyjska Flota Czarnomorska. Dziś w porcie stoją zarówno okręty rosyjskie (szybko rdzewiejące), jak i siły morskie Ukrainy, a emocje opadły. Co nie zmienia faktu, że w mieście trudno dostrzec ukraińską flagę - w przeciwieństwie do rosyjskich, powiewających na monumentalnych gmachach Floty.

Flagowej schizofrenii dopełnia obecność flag autonomii krymskiej i - najbardziej nieśmiałych - flag tatarskich.

Pielgrzymka Edema

Edem - to tatarska wersja imienia Adam - wynajmuje odwiedzającym Krym turystom swój samochód i siebie jako szofera.

W 1994 r. wrócił na półwysep z miejscowości Sołdatskoje pod uzbeckim Taszkientem, gdzie się urodził. Teraz mieszka w Bachczysaraju. Z satysfakcją chwali się swoim używanym renault, który sprowadził z Turcji. W samochodowym schowku przechowuje odbity na ksero podręcznik do nauki Koranu w arabskim oryginale, choć na razie zna tylko najprostsze zwroty. Przyznaje, że nie zna także ani swojej religii, ani kultury, ani nawet języka.

Broni rodaków, którzy w latach 1941-44 stanęli po stronie hitlerowskich Niemiec. - Gdy Niemcy dotarli na Krym, zobaczyli, że tylko Tatarzy są wierni religii, nienawidzą ateistycznego bolszewizmu i tworzą samoobronę przeciw komunistycznym partyzantom - argumentuje Edem. - Nas nie ruszali i po latach komunizmu po raz pierwszy mogliśmy otwarcie wyznawać islam, mogliśmy mieć swoje władze, no i wojsko... A poza tym równie wielu naszych co po stronie niemieckiej walczyło na Krymie w partyzantce komunistycznej i na froncie w Armii Czerwonej. To wszystko nie było takie proste...

Edem zbiera pieniądze na pielgrzymkę do Mekki. Wie jednak, że na taką podróż musiałby uzbierać co najmniej tysiąc dolarów, a to kwota ogromna i dużo mu jeszcze brakuje. Pożyczać nie chce, bo wie, że odbyć rytualny hadżdż kosztem potrzeb swoich bliskich to grzech.

W górach na drodze między Bachczysarajem a Jałtą Edem zna dobrze wszystkie restauracje, ale turystów zawozi tylko do tych tatarskich. Oferują one oprócz tatarskich także potrawy uzbeckie - pozostałość po latach wygnania.

Ze wzniesienia koło Bachczysaraju Edem pokazuje turystom równinę ciągnącą się w stronę morza. - Ojciec mówił, że w czasie wojny krymskiej 1853-56 obozowali tutaj Francuzi i Anglicy, oblegający rosyjski Sewastopol - wspomina z wyraźną satysfakcją.

Wymarłe miasto

Tatarzy, choć poturbowani przez historię, przetrwali i odbudowują obecność na Krymie. Gorzej z Karaimami - ginącą pozostałością żydowskiego ugrupowania qaraim (z hebrajskiego: “czytających Biblię"), których na świecie zostało może pięć tysięcy, w tym około tysiąca na Krymie.

To potomkowie Żydów, którzy we wczesnym średniowieczu nie zaakceptowali narastającej dominacji Talmudu nad Pięcioksięgiem. Dzięki działalności misyjnej w VIII i IX w. udało się im przekonać do swej wiary władców państwa Chazarów nad Morzem Czarnym. Zmieszani z tureckimi Chazarami zaczęli posługiwać się językiem zbliżonym do tatarskiego. Z czasem Karaimowie migrowali poza Krym. Przed II wojną światową liczne ich kolonie znajdowały się na kresach II Rzeczpospolitej: w Trokach, Łucku i Haliczu.

Po ataku Hitlera na ZSRR zawisło nad nimi widmo zagłady: ideologowie mordujących ludność żydowską Einsatzgruppen (grup operacyjnych, posuwających się za Wehrmachtem) początkowo skłaniali się do wymordowania także ich. Jednak po konsultacjach z krymskimi Tatarami i wileńskim muftim, Niemcy oszczędzili Karaimów: uznali ich za lud turecki. Kiedy Niemcy zaczęli tworzyć tzw. jednostki pomocnicze z gotowych do walki ze Stalinem obywateli ZSRR, około dwustu Karaimów znalazło się - jako ochotnicy - w Wehrmachcie bądź SS.

Larisa, która opiekuje się karaimską izbą muzealną w “wymarłym mieście" Czufut-Kale, pokazuje pożółkłe zdjęcia gości, którzy niegdyś licznie odwiedzali ten karaimski ośrodek. Są na nich carowie i gubernatorzy rosyjskiego Krymu; na jednym jest... Adam Mickiewicz. Obok muzeum Tatarzy - pracownicy lokalnego przedsiębiorstwa budowlanego - odnawiają dwie kenasy, karaimskie świątynie z XIV i XVII w.

Larisa ma świadomość, że jest “jedną z ostatnich". Jak większość Karaimów nie mówi na co dzień po karaimsku. Przywołuje ojczyste przysłowie: Jel esmej terek tepremez - “póki wiatr nie zawieje, drzewo się nie zatrzęsie".

W XX w. na Krymie wiały silne wiatry. Na pobliskiej, porośniętej już lasem nekropolii można zobaczyć więcej nagrobków niż żyjących jeszcze Karaimów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2004