Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest to dla mnie irytujące, ale niestety muszę się ciągle zatrzymywać i przypominać sobie, że nie jestem osobistym zastępcą Pana Boga ani zbawicielem świata i jego los nie spoczywa w moich rękach. Przypominam sobie też w takich momentach, że nie mam prawa narzekać, bo w glebę mego życia zostało wsiane malutkie ziarno szczęścia, które rozrosło się i wypuściło wielkie gałęzie.
Momentem siewu był dla mnie czerwiec 1983 r. Wraz z grupą przyjaciół przeżywaliśmy spotkanie młodzieży z Janem Pawłem II pod wałami jasnogórskimi. Brzmiały okrzyki i śpiewy, falowały feretrony i transparenty. W pewnym momencie pojawiło się we mnie pytanie: "Co ja tu robię?". Ludzie wokół wiwatowali, a ja siadłem na plecaku i miałem wrażenie, że jestem otoczony nierzeczywistością. Po chwili to samo pytanie odniosłem do mojego życia. Dziewczyna, przyjaciele z konspiry, wymarzone studia oddalały się ode mnie, już mnie nie dotyczyły. Dwa miesiące później przyjąłem habit dominikański. Dziś zastanawiam się, co by się stało, gdybym machnął ręką na pytanie, które niespodziewanie zakiełkowało w moim mózgu. Gdybym się nie zatrzymał, tylko razem z innymi wiwatował na cześć Papieża, nie przeżyłbym fascynującej przygody, która trwa do dziś. Gdy czytam przypowieść o królestwie Bożym, które jest jak ziarno wrzucone w ziemię, wiem, że spełniła się ona w moim dotychczasowym życiu. Wiem, że to Pan Jezus mnie znalazł, a nie ja Jego wybrałem. Nie ja zaplanowałem sobie życie, nie ja wybrałem zakon, nie ja byłem przyczyną wzrostu powołania. Raczej nie potrafiłem uciec przed Przemożną Siłą, która wpychała mnie do dominikanów. Do dziś żyję w poczuciu niezasłużonej łaski, którą zostałem obdarowany, a na którą nie zapracowałem.
Zastanawiam się tylko, co w takim kontekście może znaczyć fakt, że "wszyscy musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał odpłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre". Przypowieści opisujące naturę Królestwa, które przytacza ewangelista Marek, przecież nie zawierają przynaglenia do wysiłku, nie wskazują działań przyczyniających się do wzrostu Królestwa. Mówią, że dokonuje się on mocą pochodzącą od Boga. Może zatem nie chodzi o czyn, ale o zastąpienie nerwowego trudu i egocentrycznego zabiegania pełnym pokoju przekonaniem, że w tym świecie pełno jest ziaren dobra i piękna oraz że "dobrze jest dziękować Panu i śpiewać imieniu Najwyższego, z rana głosić Jego łaskawość, a wierność Jego nocami"?