Krok ku normalności

To nie ustawa "dezubekizacyjna" jest działaniem ideologicznym. Było nim zawyżanie przez władze PRL płac i emerytur swojej "kasty".

02.03.2010

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Trybunał Konstytucyjny wydał w minionym tygodniu orzeczenie w sprawie tzw. ustawy "deubekizacyjnej". Uznał, że "obniżenie świadczeń emerytalnych członkom Wojskowej Rady [Ocalenia Narodowego - red.] oraz funkcjonariuszom organów bezpieczeństwa Polski Ludowej znajduje podstawy aksjologiczne w preambule konstytucji, licznych aktach prawa międzynarodowego oraz orzecznictwie polskim i międzynarodowym".

Przepisy pozbawiające funkcjonariuszy UB/SB przywilejów emerytalnych są zatem zgodne z konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej. Trybunał zakwestionował natomiast część ustawy, która podobną zasadę wprowadzała wobec członków WRON, głównego (i nielegalnego, jak orzekł) organu władzy w stanie wojennym - zaznaczając, że powodem niekonstytucyjności nie jest zasada, lecz okres, którego dotyczy. Mówiąc inaczej: gdyby obniżono świadczenia członków WRON za okres po 13 grudnia 1981 r. (a nie również za wcześniejszy), byłoby to zgodne z konstytucją. Od parlamentu - przede wszystkim od PO i PiS - zależy więc teraz, czy przepisy dotyczące WRON zostaną poprawione w myśl orzeczenia Trybunału.

"Sprzątaczka z SB"

Teraz zapewne niektórzy byli esbecy zaskarżą ustawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Pomoc oferuje im SLD. Sojusz podjął "kroki w celu przygotowania wzoru skargi" - czytamy w komunikacie na stronie internetowej tej partii; będzie go można "otrzymać w biurach posłów SLD na terenie całego kraju". Charakterystyczne, że w komunikacie - podobnie jak w ogóle w wypowiedziach polityków lewicy - nie pojawia się słowo "przywileje", a skutki ustawy przedstawiane są jako odbieranie emerytur (taka manipulacja już na poziomie języka dotyczy zresztą nie tylko SLD).

Można mieć nadzieję, że wśród tych, którzy złożą skargę w Strasburgu, znajdzie się też jakaś sprzątaczka, "sanitariusz na oddziale chorób skórno-wenerycznych", wychowawca z kolonii letniej dla dzieci pracowników SB czy informatyk - kiedyś zatrudnieni jako pracownicy cywilni w strukturze UB/SB, którzy na mocy ustawy "dezubekizacyjnej" utracili przywileje emerytalne. Przedstawicieli takich zawodów przywoływali krytycy - w tym politycy SLD czy publicyści "Gazety Wyborczej" - jako dowód rzekomej niesprawiedliwości czy wręcz absurdalności ustawy.

Można mieć taką nadzieję, gdyż Trybunał w Strasburgu będzie mieć wówczas ułatwione zadanie i szybciej odrzuci skargi. Na przykładzie cywilnych pracowników UB/SB widać bowiem wyraźniej niż w przypadku esbeków, dlaczego ustawa "dezubekizacyjna" jest nie tylko sprawiedliwa, ale też racjonalna i zgodna z zasadami państwa prawa. A widać to wyraźniej, gdyż przypadki sprzątaczki czy informatyka można porównywać z uposażeniem emerytalnym tych obywateli PRL, którzy wykonywali identyczną pracę poza UB/SB. Argumentem na rzecz ustawy (a nie przeciw niej) jest właśnie fakt, że - mówiąc obrazowo - sprzątaczka nie łamała ludzi.

System PRL sprzątaczce czy wychowawcy, który pracował na koloniach dla dzieci esbeków, przyznawał przywileje emerytalne nie dlatego, że wykonywana przez nich praca była cięższa czy bardziej odpowiedzialna. Mieli je tylko dlatego, że sprzątany korytarz był korytarzem w gmachu SB, a nie w publicznym szpitalu, zaś dzieci, którymi opiekował się na kolonii taki wychowawca, były dziećmi esbeków, a nie robotników.

Na tych przykładach widać, że przywileje emerytalne ludzi związanych z "resortem" nie miały innego uzasadnienia poza jednym: były nagrodą za wierność systemowi. Trybunał ujął to tak: "Rola Wojskowej Rady oraz organów bezpieczeństwa Polski Ludowej w najnowszej historii Polski uzasadnia wniosek, że uprzywilejowane warunki uzyskania praw emerytalnych przez adresatów ustawy zostały nabyte niesłusznie".

Państwo niesprawiedliwości

W ten sposób PRL-owskie państwo - mające być, wedle własnej konstytucji, państwem równości i sprawiedliwości społecznej - tworzyło kastę materialnie uprzywilejowaną. Zaliczali się do niej nie tylko esbecy. Ale oni byli szczególnie dobrze wynagradzani. Płacono im tak nie dlatego, że ich wkład w gospodarkę był wyższy, a ich praca niosła więcej dla dobra wspólnego. Ich wynagrodzenia (i emerytury) były rażąco wyższe od zwykłych wynagrodzeń (i emerytur), gdyż była to "premia" za wierność systemowi.

Mechanizm ten generował tak jaskrawe nierówności, że być może był sprzeczny nawet z konstytucją PRL (rzecz jasna, nie istniał wtedy organ kontrolujący konstytucyjność przepisów). Już wtedy była to bowiem sytuacja - na gruncie czysto materialnym - podwójnie niesprawiedliwa: raz, że tak wysokie wynagrodzenia i emerytury esbeków nie były uzasadnione ich pracą; dwa, że środki na te "premie" pochodziły z pieniędzy wypracowanych przez ogół obywateli. W gospodarce nie ma próżni: aby obsypać SB (i jej cywilnych pracowników) przywilejami, okradano każdego obywatela z części owoców jego pracy.

Sens ustawy "dezubekizacyjnej" polegał także na tym, żeby zlikwidować sytuację, w której system emerytalny wolnej Polski przez 20 lat powielał niesłuszne przywileje rodem z poprzedniego ustroju - i to znów kosztem innych obywateli. To nie ustawa "dezubekizacyjna" jest działaniem politycznym czy ideologicznym. Było nim natomiast zawyżanie przez władze PRL płac i emerytur swojej "kasty".

Z tego też powodu nie ma uzasadnienia, aby funkcjonariusze SB, którzy w 1990 r. zostali przyjęci do UOP, mieliby zachować swe przywileje z czasów PRL. Ich pozytywne weryfikacje "nie wymazują faktu podjęcia służby w organach bezpieczeństwa Polski Ludowej", zaś "organy bezpieczeństwa wolnej Polski nie stanowią kontynuacji SB i innych organów bezpieczeństwa Polski Ludowej" - czytamy w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego.

O ile więc polemika z politykami SLD nie ma sensu, o tyle polemizując z krytykami np. z "Gazety Wyborczej" warto odwoływać się nie tylko do kategorii moralno-historycznych, ale też materialnych: do historii społecznej okresu 1945-89.

Nie tylko SB i WRON

Ustawa "dezubekizacyjna" to mały krok ku normalności. Mały, gdyż - po pierwsze - parlament nie zdecydował się na zrównanie esbeckich emerytur do poziomu średniej emerytury (tak uczyniono w Niemczech z emeryturami funkcjonariuszy Stasi i części nomenklatury). "I tak za dużo im zostawili, średnia jest sporo wyższa niż zwykła emerytura" - autor tego komentarza do decyzji Trybunału na portalu Senior.pl miał rację: średnia esbecka emerytura to teraz 2,5 tys. zł, gdy średnia emerytura w Polsce to 1,6 tys. zł.

Po drugie: odbierając, poza esbekami, przywileje tylko członkom WRON, parlament ograniczył się do symbolu "państwa stanu wojennego". Nie zdecydował się na przegląd całej sfery przywilejów emerytalnych, obowiązujących w PRL wobec osób z tzw. nomenklatury partyjno-państwowej. Czyli tych, którzy pełnili różne funkcje w aparacie państwowo-partyjnym i dlatego mieli (mają) przywileje emerytalne. Uzasadnione wtedy tak samo: jako "premia".

Można domniemywać, dlaczego PO i PiS - autorzy ustawy "dezubekizacyjnej" - nie podjęli tego wysiłku. Przegląd całego problemu byłby skomplikowany. Musiałby zostać poprzedzony żmudną analizą: opisaniem systemów socjalnych PRL, a następnie określeniem, jakie przywileje, których skutki trwają do dziś, miały charakter nieuzasadniony i niesprawiedliwy. Można też założyć, że taki przegląd wywołałby jeszcze większy opór niż "dezubekizacja".

Jakiekolwiek były powody tego zaniechania, przeprowadzenie takiego przeglądu jest dziś mało realne - politycy PO z niechęcią odnoszą się nawet do poprawienia przepisów o WRON. Taki przegląd przeprowadzono natomiast w Niemczech: przywileje emerytalne odebrano tam nie tylko Stasi, ale też części nomenklatury. W Polsce pozostaje nadzieja, że historycy opiszą mechanizmy materialnego "wynagradzania" nie tylko esbeków.

Emerytury, czyli epoka

Na razie polityka socjalna okresu 1945-89 jest tematem słabo zbadanym, może dlatego, że wydaje się mało atrakcyjna. Ale to przekonanie błędne. Kwestie socjalne - czyli po prostu pieniądze - mówią wiele o czasach, gdy je tworzono i gdy obowiązywały. Opowiedz mi o przepisach emerytalnych w twoich czasach, a opowiem ci, jakie to były czasy... Gdyby Eva Braun nie popełniła samobójstwa wspólnie ze świeżo poślubionym mężem Adolfem Hitlerem i żyła po wojnie w RFN, mogłaby ubiegać się, jako wojenna wdowa, o "Opferrente" - dodatek do emerytur, przysługujący osobom traktowanym przez prawo RFN jako ofiary wojny. Przy czym specyfika "Ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym osób poszkodowanych przez wojnę" z 1950 r. sprawiała, że pojęcie "ofiara" miało niewiele wspólnego z tym, jak rozumiemy je dziś. Jeszcze w latach 90. w RFN "Opferrente" otrzymywali ludzie skazani za zbrodnie, a także członkowie Waffen-SS, o ile tylko odnieśli podczas wojny jakieś rany.

Uproszczeniem byłaby konkluzja, że w systemie emerytalnym widać "prawdziwe oblicze" tego, jak traktuje się przeszłość. Gdy mowa o współczesnych Niemczech, taka konstatacja byłaby też niesprawiedliwa: o ile w latach 50. przepisy emerytalne konstruowano świadomie (np. zapewniając ciągłość uposażeń byłym gestapowcom), o tyle w latach 90. trwanie "Opferrente" było skutkiem automatyzmu. Wolno postawić taką tezę, patrząc na reakcje polityków i opinii publicznej po tym, jak media przypomniały, że takie przepisy istnieją - i w 1997 r. ustawę o "Opferrente" znowelizowano tak, że miała być odbierana w całości lub częściowo osobom, które w latach 1933-45 "popełniły czyny przeciwko podstawom człowieczeństwa lub praworządności". Z drugiej strony mamy zaś Rosję - gdzie weterani NKWD, o KGB już nie mówiąc, do dziś mogą liczyć nie tylko na specjalne emerytury, ale też na uznanie ze strony władz państwa.

***

Trudno przyjąć, że elity wolnej Polski były nieświadome tego, jak wysokie świadczenia przysługują byłym esbekom. Fakt, że tę niesprawiedliwość usunięto dopiero teraz, jest grzechem zaniechania nas wszystkich, którzyśmy po 1989 r. nie uważali tego problemu za ważny.

Nie zdziwię się, jeśli za 30 lat jakiś profesor historii, urodzony po 1989 r. i badający dyskusje o PRL prowadzone w wolnej Polsce, zajmie się obecną debatą wokół ustawy "dezubekizacyjnej". I jeśli potraktuje ją jako rodzaj papierka lakmusowego. Tak, jak dziś historycy traktują regulacje socjalne powojennych Niemiec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010