Krajobraz z wieżami

Oto pięć rzeczy, które powinny zostać w pamięci po lekturze stenogramu z Jarosławem Kaczyńskim w roli głównej.

29.01.2019

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński /  / fot. Piotr Molecki / East News
Jarosław Kaczyński / / fot. Piotr Molecki / East News

1. PiS jest partią wodzowską także dlatego, że jej szef ściśle nadzoruje sprawy prawno-biznesowe podmiotów gospodarczych, które formalnie nie mają z nią żadnych związków. Są to maszynki do zarabiania pieniędzy na rozleglejszą działalność polityczną, niż na to pozwala zgodny z prawem majątek partii, pochodzący głównie z państwowych dotacji. Albo na przetrwanie, jeśli tych dotacji nie ma.

Oczywiście jest to niezgodne z prawem (ustawa o partiach politycznych pozwala im co najwyżej sprzedawać koszulki z logo, a lokale użyczać tylko swoim posłom i radnym). Oczywiście jest to tolerowane – spółka Srebrna działała w najlepsze przez cały okres rządów Platformy (choć nie podejmowała inwestycji za miliard), pisały o niej media, traktowano ją jako oczywiste zaplecze finansowe ówczesnej opozycji. Wszystkie wady systemu – w którym partia szuka dodatkowych źródeł pieniędzy dla siebie lub używa dobrze płatnych posad zależnych od państwa jako sposobu na lepszą pensję dla działaczy – nie powstały ani wczoraj, ani po ostatnich wyborach. PiS działa w tej dziedzinie szybciej, intensywniej, bardziej otwarcie naginając prawo albo depcząc resztki przyzwoitości, ale tego nie wymyślił dla siebie.


Czytaj także:


Niektórzy twierdzą, że lekarstwem na to może być zwiększenie dotacji na partie i wyższe wynagrodzenia dla polityków pełniących funkcje publiczne. Być może. Trudno jednak wierzyć, że każda z wielkich partii umiałaby w pewnym momencie powiedzieć: już dość nam daliście, tyle a tyle pieniędzy już nam starczy.

2.

Bo ile to jest „dość”? Obie główne partie dostają po około 20 mln zł dotacji. Czy ktoś zadał sobie kiedyś trud, by oszacować skuteczność i jakość wydatkowania takiego budżetu? Czy istnieją jakieś skale porównawcze – np. duże ogólnopolskie organizacje? Wydaje się, że przejrzysty audyt kosztów bieżącego prowadzenia polityki jest marzeniem ściętej głowy. Zakładając jednak, że owe 20 mln zł to jest na naszym rynku politycznym pewien standard dla dużej partii, ewentualny sukces deweloperski przy Srebrnej – czyli dodatkowe środki dla powiązanych z PiS firm idące w setki milionów – mógł istotnie zachwiać równowagą.

W tym sensie projekt mógł być istotnie poważnym ciosem w demokrację, nawet jeśli by formalnie nie naruszał zapisów ustawy, a austriacki podwykonawca dostałby zapłatę za swoje usługi. Dlatego też torpedowanie inwestycji przez warszawski ratusz – zarówno formalna odmowa wydania decyzji o warunkach zabudowy, jak i cytowane na taśmach „niczego tu nie wybudujecie” pewnego posła PO – można potraktować nie tylko jako urzędniczą złośliwość i wykorzystanie samorządowej władzy dla zepsucia krwi PiS-owi, lecz też jako elementarny odruch bronienia przez Platformę minimum proporcji w siłach obu rywali.

O ile oczywiście Platforma nie prowadzi – tyle że dyskretniej i skuteczniej – biznesu wartego podobne sumy.

3.

Wielkie inwestycje w centrach metropolii są zawsze „wrażliwe” politycznie z powodu zwyczajnych dla każdego miasta kontrowersji (społecznych, ekologicznych, urbanistycznych) i sprzecznych interesów różnego typu mieszkańców oraz firm i inwestorów. W Warszawie tym bardziej, z powodów zabagnionych stosunków własnościowych (kłania się dzika reprywatyzacja) i powiązanych z tym ogromnych zaległości w tworzeniu planów zagospodarowania przestrzennego. A także miękkości samorządowej władzy, która te plany tworzy lub modyfikuje pod naciskiem różnych zewnętrznych czynników.

Przykład czegoś takiego pada zresztą na taśmie – mowa jest tam o budowie prowadzonej przez spółkę z udziałem Kościoła na kościelnej działce przy ul. Emilii Plater. To tak zwana „Nycz Tower”, wysoka prawie tak, jak chciał budować prezes przy Srebrnej, a przeciwko której ruchy miejskie i organizacje społeczne wysuwały sporo merytorycznych argumentów. Co ciekawe, wraz z tym wieżowcem warszawscy radni – solidarnie z PO i z PiS – zgodzili się na inne cztery, jednak mianowany przez rząd wojewoda unieważnił prawie całą uchwałę. Prawie całą, bo akurat kościelny wieżowiec może powstać.

Kiedy Jarosław Kaczyński mówi bez ogródek, że odkręcenie blokady z pozwoleniem na budowę byłoby możliwe tylko w razie wygranych wyborów (czytaj: nasi radni grzecznie klepną, co chcemy), to jego słowa traktujemy jako coś oczywistego i ta nasza zgoda na takie służebne traktowanie samorządu, postponowanie jego podmiotowości, jest paradoksalnie jedną z najważniejszych rewelacji tych taśm.

4.

Jest więc w nas jeszcze jedno bierne, ciche przyzwolenie: z coraz mniejszym zaskoczeniem patrzymy, jak Roman Giertych wykazuje coraz śmielszą inicjatywę polityczną, działając jednocześnie poza jakimkolwiek zakresem choćby ułomnej kontroli i wymogów przejrzystości, którym są poddani politycy. Przeciwnie, wykonując zawód adwokata korzysta z należnego mu i niekwestionowanego przez nikogo prawa do tajemnicy zawodowej.

Z tego oczywiście powodu nawet nie wolno nam spekulować, czy to on poradził swojemu klientowi, żeby zaniósł swoje nagrania do redakcji gazety. Ale trudno się nie zdumieć, jak pięknie układają się pewne zbiegi okoliczności. Złośliwym domysłom mogłoby położyć kres jedno proste zdarzenie: jeśli dostarczenie redakcji nagrań było niekonsultowane i sprzeczne z linią obrony, którą mecenasi Giertych i Dubois przyjęli dla swojego klienta, to należałoby się spodziewać w najbliższych dniach, że mu wymówią pełnomocnictwo.

Wątek prawniczy uzupełnia jeszcze krótka wzmianka o ważnej międzynarodowej kancelarii: „to nie można wszystkiego na rachunku, tak jak Baker McKenzie, że miał do zrobienia osiem ustaw”. Warto by sprawdzić, jakie to były ustawy i czy fakt, że kancelaria liczy sobie 300 euro za godzinę pracy oznacza, że ich tekst nie był aż takim bublem legislacyjnym, jakich pełno, kiedy za pisanie prawa biorą się posłowie i działacze.

5.

Prezes Kaczyński stracił mir ascety i człowieka niemającego pojęcia o twardym biznesie i dużych pieniądzach. Ale za to umocnił wizerunek poczciwego i kulturalnego dziadunia oderwanego nieco od życia. Nie przeklina i dziwi się, że kobieta może chodzić w naddartych spodniach.

Za to nawet da się go lubić.


Czytaj także:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej