Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Sudanie zdarzyło się coś zupełnie wyjątkowego. Wojskowi, którzy przed miesiącem dokonali zamachu stanu, niespodziewanie wypuścili z aresztów domowych cywilnych ministrów i premiera.
Pół wieku temu wojskowe zamachy stanu były w Afryce prawdziwą plagą i często jedynym sposobem wymiany rządzących elit. Na przełomie wieków, w epoce rozkwitu liberalnej demokracji, wojskowe pucze wyszły z mody. Ostatnio, wraz z kryzysem, wracają, ale ani dawniej, ani dziś nie zdarzało się, żeby przejmując władzę, żołnierze po miesiącu oddawali ją swoim poprzednikom.
Tymczasem w niedzielę przywódca zamachowców gen. Abdel Fattah Burhan kazał wypuścić z aresztu premiera Abdallaha Hamdoka, ogłosił, że przywraca go na stanowisko i powierza mu misję utworzenia nowego rządu, który przeprowadzi kraj do końca okresu przejściowego i wolnych wyborów latem 2023 roku.
Okres przejściowy zaczął się w Chartumie wiosną 2019 roku, kiedy uliczna rewolucja doprowadziła do upadku trwającej 30 lat dyktatury samozwańczego marszałka polnego Omara al-Baszira. Dyktatora odsunęli od władzy jego towarzysze broni, generałowie. Uznając, że dawny dobrodziej zagraża ich interesom i wpływom, postanowili uprzedzić rewolucjonistów i dokonali puczu. Później, rzekomo w geście dobre woli i wsparcia dla rewolucyjnej idei, zgodzili się podzielić władzą z przywódcami ulicznej rewolty. Na czele rządu stanął Abdallah Hamdok, 65-letni ekonomista z doświadczeniem pracy w ONZ, a najwyższą władzą tymczasową w państwie została Rada Suwerenna, w skład której weszli generałowie i cywile, a jej pierwszym przewodniczącym – przywódca puczu gen. Burhan.
CZYTAJ WIĘCEJ
STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →
W listopadzie, Burhan miał przekazać przewodnictwo Rady któremuś z cywilów, ale generałowie dokonali kolejnego puczu, zdymisjonowali premiera i jego ministrów, i osadzili ich w areszcie domowym. Obiecali, że powołają nowy rząd, też cywilny, tyle, że składający się z fachowców, a nie polityków i przywódców rewolucji. Zapowiedzieli też, że dotrzymają słowa i latem 2023 roku urządzą w Sudanie wolne wybory.
Na wojskowy przewrót chartumska ulica odpowiedziała nowym buntem. Na ulicach miasta znów pojawiły się barykady, a na mostach nad Nilem wojskowe posterunki. W demonstracjach i pochodach brały udział dziesiątki tysięcy ludzi. W ulicznych starciach zginęło ponad 40 osób, a kilkaset zostało rannych. Zachód, który po odsunięciu od władzy al-Baszira, zniósł sankcje dla Sudanu, zagroził wstrzymaniem pomocy i nowym bojkotem.
Zaskoczeni oporem i przestraszeni groźbą nowej, ulicznej wojny, generałowie zrobili krok wstecz. Zwrócili wolność i posadę premiera Hamdokowi, a on zgodził się stanąć na czele nowego, cywilnego rządu, do którego ma sobie wybrać fachowców, a nie polityków.
Cena kompromisu w Chartumie
Przywódcy rewolucji sprzed dwóch i pół roku oskarżyli Hamdoka, że zdradził rewolucję i pozwolił zrobić z siebie marionetkę wojskowych. Zarzucili mu, że współpracując z generałami legitymizuje dokonany przez nich zamach stanu. Hamdok przekonuje, że jego rząd będzie niezależny, a posadę premiera przyjął tylko po to, żeby ratować kraj przed rozlewem krwi i bankructwem.
Nie przekonał jednak swoich niedawnych zwolenników, którzy żądają, by wojskowym zakazać zajmowania się polityką, a winnych puczu postawić przed sądem za zdradę zamiast układać się z nimi w sprawie podziału władzy. Ci sami, którzy jeszcze kilka dni temu domagali się, by wojskowi zwrócili Hamdokowi wolność i władzę, dziś narzekają, że idąc na ugodę z generałami, ich ulubieniec popełnia polityczne samobójstwo i zapowiadają dalsze antyrządowe wystąpienia.
Badacze sudańskiej polityki obawiają się, że Hamdok straciwszy dotychczasowe poparcie ulicy, stanie się dla wojskowych tylko popychadłem i figurantem, posyłanym na spotkania z zagranicznymi dyplomatami i bankierami. „Będzie przypominał ekspedienta sprzedającego za ladą mydło i powidło podczas gdy na zapleczu, jego przełożeni, gangsterzy w mundurach dobijać będą prawdziwych targów” – ostrzega Alex de Waal, znawca Sudanu i Rogu Afryki. – „Kompromis był koniecznością, a nawet ten, zawarty przez Hamdoka można jeszcze poprawić, ale to on i tak poniesie największe koszty”.
Cena kompromisu w Tbilisi
Na ugodę z politycznymi wrogami w Gruzji poszedł także Micheil Saakaszwili, przywódca „rewolucji róż” z jesieni 2003 roku. Saakaszwili oddał władzę w 2013 r., po dwóch kadencjach prezydenckich. Stery Gruzji przejęli jego polityczni wrogowie z ugrupowania „Gruzińskie marzenie”, obwiniający byłego prezydenta o przegraną wojnę z Rosją z 2008 roku, dyktatorskie zapędy, pychę i arogancję. Saakaszwili wyjechał z Gruzji, najpierw do Holandii, gdzie mieszka jego żona (właśnie się rozwodzą), potem do Ameryki, a w końcu na Ukrainę, gdzie rewolucjoniści z Majdanu powierzyli mu posadę rządzie w Kijowie. Saakaszwili przyjął też ukraińskie obywatelstwo, czym, automatycznie, pozbawił się gruzińskiego.
Pod koniec września, tuż przed wyborami samorządowymi, Saakaszwili skazany zaocznie w dwóch procesach na sześć i trzy lata więzienia, niespodziewanie wrócił do Gruzji, przekonany, że to pomoże jego partii zwyciężyć w wyborach. Nie pomogło, a sam Saakaszwili został natychmiast aresztowany i osadzony w więzieniu w Rustawi. Tam od razu zaczął głodówkę protestacyjną, a kiedy podupadł na zdrowiu, zażądał przewiezienia do cywilnego szpitala. Gruzińskie władze początkowo zbywały żądania Saakaszwilego szyderstwami, a służby więzienne publikowały w prorządowych telewizjach nakręcone ukrytymi kamerami filmy, dowodzące, że były prezydent wcale nie głoduje, ale pije zakupione w areszcie soki, je dziecinne zupki, kaszki i papki ze słoiczków. Potem, podstępem, oznajmiając Saakaszwilemu, że zostanie przeniesiony do szpitala, przewiozły go do więziennego szpitala w Tbilisi, gdzie kary odsiadują przywódcy przestępczego świata, których jako prezydent bezwzględnie zwalczał. W Gruzji zaczęła wzbierać rewolucyjna fala, a zwolennicy Saakaszwilego coraz liczniej wychodzili na ulice domagając się uwolnienia ich idola, a także unieważnienia wyborów, zarówno ostatnich samorządowych jak i parlamentarnych z zeszłego roku.
W zeszłym tygodniu 53-letni Saakaszwili stracił przytomność i dopiero wtedy, po 50 dniach głodówki, władze zgodziły umieścić go w wojskowym szpitalu w Gori, a były prezydent – przerwać głodowy protest. Lekarze twierdzą, że jego zdrowie się poprawiło, a pacjent zaczął nabierać sił. Rehabilitacja potrwa kilka tygodni, a potem Saakaszwili, przy pomocy psychologów ma się zacząć leczyć ze stresu pourazowego.
„Powrót do kraju, aresztowanie i więzienna głodówka sprawiły, że drugi miesiąc Saakaszwili jest znów głównym tematem toczonych w Gruzji politycznych dyskusji” – uważa Gia Nodia, jeden z najbardziej szanowanych badaczy gruzińskiej polityki. - „Można być pewnym, że teraz zrobi wszystko, by pozostać w centrum zainteresowania, kiedy stanie przed sądem i będzie domagać się uczciwego i niezależnego procesu”.
Saakaszwili ma w Gruzji więcej zażartych przeciwników niż zagorzałych zwolenników. Poza dwoma prawomocnymi wyrokami, na które już został skazany, ciążą na nim jeszcze inne zarzuty o nadużycia władzy z czasów prezydentury oraz o nielegalne przekroczenie gruzińskiej granicy. Pani prezydent Salome Zurabiszwili już w październiku zapowiedziała, że Saakaszwilego nie ułaskawi.