Kościół bez duchowieństwa?

Wśród pierwszych chrześcijan nie było wyróżnionej grupy kapłanów. Jakie to może mieć znaczenie dla przyszłości katolickiej wspólnoty?

29.06.2020

Czyta się kilka minut

 / EZRA ACAYAN / GETTY IMAGES
/ EZRA ACAYAN / GETTY IMAGES

Pandemia i spowodowane przez nią zmiany nie pozostają bez wpływu na życie religijne. Wciąż nie wiadomo, jak głęboki będzie ów wpływ i na czym będzie konkretnie polegał. W przypadku katolicyzmu z pewnością dotyczył będzie funkcjonowania wspólnoty i roli, jaką w niej pełnią tzw. duchowni – biskupi, księża, diakoni. Ciekawą analizę tej kwestii przedstawił ks. Andrzej Draguła w tekście „Kapłańska futurologia” („TP” nr 25/2020). Zatrzymał się jednak – by tak rzec – w pół drogi.

Przemiany społeczne

Ks. Draguła zaczyna od odniesienia się do licznych głosów, że rozmaite pandemiczne ograniczenia zakwestionowały panoszący się w Kościele katolickim klerykalizm. Zauważa przy tym, że nie jest oczywiste, „czy to jest kuracja z klerykalizmu, czy może z kapłaństwa”. I dodaje: „To istotne rozróżnienie”. Przywołuje badania socjologiczne, z których wynika, że ponad 35 proc. uczniów i studentów z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nie widzi konieczności istnienia księży w Kościele, 38 proc. nie ma zdania w tej kwestii, a tylko niecałe 26 proc. uznaje konieczność pośrednictwa duchownych w zbawczym działaniu Kościoła.

Kluczowe wydaje się tu pojęcie pośrednictwa. Draguła opiera się w swoich rozważaniach na myśli ks. Janusza St. Pasierba, który pisał, że współczesny człowiek, w odróżnieniu od wcześniejszych epok, uważa, że „może sam (...) załatwiać swe sprawy z Bogiem”. „Czyżby dzisiejszy kryzys kapłaństwa to wypadkowa braku zapotrzebowania na pośredników między ludźmi a Bogiem?” – pyta.

Autor „Kapłańskiej futurologii” słusznie krytykuje silnie obecną wśród polskiego kleru – ale także bardziej tradycjonalistycznie nastawionych świeckich – koncepcję, wedle której ksiądz zajmuje względem Boga jakoby bardziej uprzywilejowane miejsce, przez co zanoszone przez niego modlitwy miałyby być bardziej skuteczne. Elementem takiej koncepcji jest teologia liturgii, zwłaszcza Eucharystii, wedle której to ksiądz odprawia mszę dla ludzi i reprezentuje wiernych przed Bogiem.

Draguła z aprobatą przywołuje interpretację dokumentów soborowych, wedle której „kapłan mszy nie sprawuje »dla ludzi«, ale »z ludem«, bo właściwym podmiotem odprawiającym mszę jest całe zgromadzenie, któremu on przewodzi”. W konsekwencji ars celebrandi zamienia się w ars praesidendi, sztuka celebrowania w sztukę przewodniczenia.

Wizja kapłaństwa przejęta przez Dragułę od Pasierba zawiera jednak w samym centrum ideę pośrednictwa pomiędzy Bogiem a ludźmi – choć w zamyśle obu autorów ma to być pośrednictwo pozbawione względem człowieka dystansu i związanego z nim sztucznego autorytetu. Zdaniem Pasierba, Bóg „pragnie spotykać się z ludźmi przez człowieczeństwo, by Jego straszliwy majestat był jakby ograniczony przez słabość wybranego człowieka”. To za pośrednictwem człowieka chce zmniejszyć transcendentny dystans, dlatego „potrzebuje zwykłych ludzkich nóg, żeby iść do ludzi, potrzebuje ludzkich rąk, żeby ich dotknąć, pogładzić, podnieść, potrzebuje ludzkich ust, żeby mówić do ludzi zrozumiałym dla nich językiem”.

Bez wątpienia chrześcijaństwo głosi, że relacja z Bogiem dzieje się w relacjach międzyludzkich. Tyle tylko że to, co Pasierb – i za nim Draguła – przypisują księdzu, można przypisać każdemu chrześcijaninowi. Owszem, i Draguła zauważa, że w okresie pandemii, gdy nie można było uczestniczyć w nabożeństwach w kościołach, „przypomnieliśmy sobie o Kościele domowym, o kapłańskiej funkcji ojców i w ogóle świeckich”. Nie idzie jednak za tą myślą do końca.

Powszechne kapłaństwo

Być może dzieje się tak, gdyż Draguła nie sięga dostatecznie daleko w przeszłość – ku pierwotnemu chrześcijaństwu. A przecież, pomimo rozwoju pojmowania objawienia, dla chrześcijaństwa spoglądanie na własne początki jest o tyle ważne, że pozwala rozróżnić, co jest dla chrześcijańskiej tożsamości konstytutywne, a co stanowi przestrzeń możliwej zmiany.

W kwestii kapłaństwa badacze są zasadniczo zgodni. Praktyka i teologia pierwszych pokoleń uczniów Jezusa była na tle zarówno tradycji Izraela, jak i pogańskich kultów ówczesnego świata niezwykle oryginalna. Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie nie posiadały wyróżnionej grupy ludzi, którzy mieliby być jakoś bardziej od innych bliscy sferze sacrum i którzy mieliby pośredniczyć pomiędzy Bogiem a wspólnotą, pełnić funkcje kultyczne, na przykład w imieniu pozostałych wiernych składać ofiary. Innymi słowy – wśród pierwszych chrześcijan nie było specjalnej grupy kapłanów.

Miano kapłana przysługiwało we właściwym sensie jedynie Jezusowi Chrystusowi – jedynemu pośrednikowi pomiędzy Bogiem a ludźmi. Ze względu zaś na powszechną, wewnętrzną, immanentną obecność Chrystusa w całej wspólnocie chrześcijańskiej i w każdej ochrzczonej i ochrzczonym – cała wspólnota była wspólnotą kapłańską. „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego robicie – róbcie na chwałę Boga” (1 Kor 10, 31) – pisał Paweł z Tarsu do Koryntian. Rzymian zaś prosił: „proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1). Apostoł używa tu terminów świątynnego kultu. Całe życie chrześcijańskie ma – w tej wizji – charakter kultyczny. Nie istnieje podział na sferę ­sacrum profanum.

W gronie uczniów Jezusa powinna panować równość: „Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus” (Mt 23, 8-10).

Fundamentalnej równości nie przeczy ustanowienie przez Jezusa grupy Dwunastu. Zdaniem wielu biblistów działanie to najlepiej odczytać jako symboliczny gest odnowienia Izraela. Dwunastu zajmuje więc miejsce synów Jakuba – protoplastów dwunastu pokoleń tworzących pierwotnie Lud Wybrany. Wedle tej interpretacji wszyscy członkowie kolejnych pokoleń uczniów Jezusa są ich spadkobiercami, a nie jakaś wybrana grupa. Adresatami Jezusowego wezwania z ostatniej wieczerzy – „To czyńcie na moją pamiątkę” – są wszyscy jego uczniowie. Takie właśnie rozumienie widać w nowo­testamentalnych tekstach opisujących gromadzenie się na Eucharystii i wyjaśniających tę czynność – to cała wspólnota gromadzi się i celebruje, wyrażając w tej celebracji „kapłańskie” zaangażowanie całego życia wszystkich swoich członków.

Pierwsze wieki

Oczywiście, jak każde grupy ludzkie, także wspólnoty chrześcijańskie posiadały pewne struktury. Na początku miały one w dużej mierze charakter charyzmatyczny, co nie znaczy, że pozbawione były pewnej „urzędowej” trwałości. Już w pierwszych Kościołach pojawiają się ludzie nazywani episkopoi, presbyteroi czy diakonoi (choć np. w pierwszej gminie w Antiochii są tylko prorocy i nauczyciele; por. Dz 13, 1). Pierwsze wspólnoty judeochrześcijańskie są kierowane przez kolegia „starszych” (­presbyteroi). Na czele wielu Kościołów wywodzących się z pogan stoją „zarządcy” (episkopoi). Pod koniec I stulecia te odmienne dotąd struktury zaczynają się mieszać i łączyć. Episkopoi presbyteroi przewodniczą zgromadzeniom eucharystycznym, ale nie pełnią w ich trakcie jakiejś bardziej kultycznej funkcji.

Jedynym miejscem Nowego Testamentu, gdzie „starszym” przypisuje się rolę, która może być skojarzona z kapłaństwem kultycznym, jest fragment Listu Jakuba, którego autor radzi: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi starszych Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 14-15). Być może właśnie przez takie skojarzenie w Biblii Tysiąclecia czytamy tutaj o „kapłanach”, co ma być – językowo zupełnie bezpodstawnie – przekładem greckiego presbyteros. W następnym wersie znajdujemy kolejną zachętę, którą można by powiązać z późniejszą praktyką sakramentalną: „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście byli uzdrowieni” (Jk 5, 16) – ale, co ciekawe, nie ma tu już wzmianki o wyznaniu grzechów prezbiterom, lecz sobie nawzajem.

Stopniowe zmiany

W następnych pokoleniach chrześcijan następowało stopniowe pomniejszenie znaczenia funkcji i posług charyzmatycznych, natomiast coraz większe znaczenie zyskiwali biskupi, prezbiterzy i diakoni. Jak jednak wskazują badacze, do końca II w. ich funkcję pojmowano nie tyle jako kapłańską, co administracyjną. Kapłaństwo – czyli przynależność do sfery świętej, rolę składania kultycznych ofiar – przypisywano nadal wszystkim chrześcijanom.

Porównując chrześcijaństwo do innych religii, Ojcowie Kościoła tamtego czasu wskazywali, że wszyscy chrześcijanie powinni być traktowani jak kapłani pogańscy – na przykład powinni być zwolnieni ze służby wojskowej. Można też w pismach tamtego okresu znaleźć wskazówki dotyczące celebracji Eucharystii: jeśli są obecni biskupi czy prezbiterzy, oni powinni przewodniczyć zgromadzeniu, lecz jeśli ich nie ma, zgromadzona wspólnota i bez nich może składać ofiarę.

Dopiero w III w. zaczynają się pojawiać teksty łączące biskupów, prezbiterów i diakonów z kapłanami Starego Testamentu. Radykalna zmiana nastąpiła zaś w IV w., z chwilą gdy Konstantyn uznał chrześcijaństwo za jedną z religii cesarstwa. W powszechnym mniemaniu, podzielanym przez władcę, każda religia powinna mieć swoją kastę kapłańską, nad którą pieczę sprawuje najwyższy pontifex, czyli sam cesarz. W przypadku chrześcijaństwa do kasty takiej zaliczono biskupów, prezbiterów i diakonów. Wiązało się to z określonymi przywilejami, jak zwolnienie ze służby wojskowej czy z pewnych podatków. Ta wygodna i chętnie zaakceptowana przez „duchownych” sytuacja została wzmocniona przez „opinię publiczną” – masowe, często politycznie motywowane nawrócenia pogan na chrześcijaństwo spowodowały, że coraz liczniejsi wierni zaczęli postrzegać biskupów czy prezbiterów na wzór pogańskich kapłanów.

Odrębność duchowieństwa jako osobnego stanu społecznego, poświęconego sprawom duchowym, umocniła się w feudalnym społeczeństwie średniowiecznym. Wyrazem takiej wizji był Dekret Gracjana z XII w., w którym czytamy o dwóch rodzajach chrześcijan – duchownych „poświęconych służbie Bożej” i zwykłych świeckich.

Dziś i jutro

Rozważając dzisiaj przyszłość Kościoła, nie można oczywiście pominąć reform Vaticanum II. Ostatni sobór do pewnego stopnia powrócił do teologii pierwszych wieków. Widać to np. w strukturze Konstytucji dogmatycznej o Kościele, w której najpierw mówi się o Ludzie Bożym – Kościele jako całości, a dopiero na tym tle przedstawione zostają poszczególne funkcje w służbie wspólnoty. Do takiej teologii wyraźnie nawiązuje ks. Andrzej Draguła. Niemniej, w świetle tego, jak wyglądała teologia i praktyka Kościoła pierwotnego – oraz biorąc pod uwagę współczesne przemiany społeczne i religijne – można postawić pytanie, czy reforma soborowa nie jest jedynie pierwszym krokiem dalej idących przemian.

Zauważmy, że to, co cytowany przez Dragułę ks. Pasierb pisze o roli księdza w przybliżaniu ludziom Boga, można w oczywisty sposób zastosować do wielu chrześcijan bez sakramentu święceń. Czyż ludzkie ręce, przez które Bóg dotyka, gładzi i podnosi ludzi, nie są np. rękami siostry Małgorzaty Chmielewskiej lub wolontariuszy Zupy na Plantach? Czyż nie mówi zrozumiałym dla ludzi językiem przez usta kobiet psycholożek odbierających telefony od zranionych w Kościele albo przez słowa świeckich charyzmatycznych katechistów czy nauczycieli modlitwy kontemplacyjnej?

Zjawiska takie jak rozwój nowych ruchów religijnych inspirowanych i prowadzonych przez świeckich, liczba i jakość teologicznie wykształconych publicystów, psychoterapeutów, coachów i przewodników duchowych sprawiły, że biskupi i księża stracili pozycję specjalistów od spraw religijnych i egzystencjalnych.

Jak pokazują badania historyczne, także ich pozycja – grupy specjalnie poświęconej kultowi – nie jest czymś, co należało od początku do istoty chrześcijaństwa, lecz raczej wynikiem jego sekularyzacji – upodobnienia się do „politycznych” pogańskich religii cesarstwa. Owszem, księża odgrywali kluczową rolę w chrześcijańskiej liturgii, ale wewnątrz wspólnoty, która cała ma charakter kapłański.

Można zatem postawić poważne pytanie: w jakim kierunku i jak dalece może zmienić się sposób funkcjonowania biskupów i księży? Zwłaszcza że istnieją jeszcze inne czynniki zmiany: kryzys instytucji kościelnych spowodowany skandalami pedofilii i jej ukrywania, coraz mniejsza liczba „powołań”, a także coraz powszechniejsza świadomość konieczności wypracowania innego niż dotąd modelu Kościoła – co ujawniło się podczas Synodu dla Amazonii.

Nadchodzi prawdopodobnie czas różnorodności – w różnych miejscach Kościoły lokalne będą wyglądały bardzo różnie. Całkiem jednak możliwe, że powoli dominować zacznie model, w którym przyjęcie sakramentu święceń nie będzie wiązało się z wejściem w żaden osobny „stan duchowny” ani nawet z wykonywaniem w pewnym sensie odrębnego zawodu. Paweł z Tarsu, by się utrzymać, szył namioty. Jego przyjaciele, małżeństwo Pryscylla i Akwila, gromadziło Kościół w swoim domu. Być może któreś z nich pełniło funkcję biskupa, Paweł radził bowiem, by biskupami zostawali ci, którzy umieli wychować swoje dzieci.

Biskupi, prezbiterzy, diakoni – którzy od początku byli w Kościele i pełnili kluczowe role w jego sakramentalnym życiu – nie znikną. „Duchowieństwo” – być może… ©℗

Korzystałem z: H. Bourgeois, B. Sesboüé SJ, P. Tihon SJ, „Znaki Zbawienia. Historia dogmatów t. III”, przeł. P. Rak, Wydaw­nictwo M 2001; W. Gajewski, „Charyzmat, urząd, hierarchia”, Wydawnictwo WAM 2010; J. Gnilka, „Jezus z Nazaretu”, przeł. J. Zychowicz, Znak 1997; J. Gnilka, „Pierwsi chrześcijanie”, przeł. W. Szymona OP, Wydaw­nictwo M 2004; H. Pietras SJ, „Od prezbiteratu do kapłaństwa: ewolucja pojęć i urzędu”, „Studia Bobolanum”, 3(2002); H. Pietras SJ, „Chrzest jako sakrament kapłaństwa” [w:] „Katechumenat i inicjacja chrześcijańska w Kościele starożytnym”, red. S. Drączkowski i in., Polihymnia 2011; É. Trocmé, „Pierwsze kroki chrześcijaństwa”, przeł. J. Gorecka-Kalita, ­Wydawnictwo WAM 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020