Kością w gardle

Koneserom psiego mięsa z Korei Południowej coraz trudniej zjeść w spokoju. Targi i restauracje stają się celem Koreańczyków, którym nie podoba się ta część ich dziedzictwa kulturalno-kulinarnego.

10.07.2017

Czyta się kilka minut

Początki kampanii przeciw „psiemu przemysłowi”, Seul, lipiec 2010 r. Transparent głosi „Psy odczuwają ból jak ludzie”.  18 lipca to tradycyjny dzień spożywania psów – mają m.in. pomagać znosić upały. / LEE JIN-MAN  / AP PHOTO / EAST NEWS
Początki kampanii przeciw „psiemu przemysłowi”, Seul, lipiec 2010 r. Transparent głosi „Psy odczuwają ból jak ludzie”. 18 lipca to tradycyjny dzień spożywania psów – mają m.in. pomagać znosić upały. / LEE JIN-MAN / AP PHOTO / EAST NEWS

Bosintang to rodzaj gulaszu. Jak to w Korei bywa, podawanego na ostro. Potrawa popularna, w Seulu osiągalna zwykle w zasięgu 10 minut. Tak przynajmniej twierdzi popularna tu wyszukiwarka Naver.

Gulasz jak to gulasz: nie byłoby w nim nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że ta klasyczna koreańska potrawa sporządzana jest z mięsa psów. Stąd przez Koreańczyków czasami zwana jest „meongmeongtang”, czyli „zupa hau hau”. To także najsłynniejsze koreańskie danie na bazie psininy. Przypisuje mu się nawet właściwości zdrowotne.

Popularna jest też inna potrawa, jeongol: tu mięso gotuje się z warzywami (inaczej niż „zupa hau hau”, do jeongol można wykorzystać nie tylko psininę). Może być podawana również na zimno lub na surowo, niczym polski tatar.

W restauracjach obu potrawom nierzadko towarzyszy przystawka: grzanki z psiej skóry.

Tak, w Korei – jak w wielu krajach Azji – je się mięso psów. Kiedyś było pożywieniem biedoty. Dziś nie należy do tanich: ceny wahają się od 10 do 25 dolarów. Jak na Koreę, niemało. Turysta z Europy nie musi się bać, że przez przypadek zamówi taki posiłek.

„Obcokrajowcy mogą mówić, co chcą, ale mięso z psa jest pyszne i zdrowe! Najpierw spróbuj, potem oceniaj!” – zwykli argumentować koreańscy smakosze psiego mięsa. Jednak dziś koneserom coraz trudniej jest zjeść swój posiłek w spokoju. Farmy hodowlane, restauracje i targi oferujące psie mięso coraz częściej stają się celem tych Koreańczyków – działaczy organizacji prozwierzęcych – którym zupełnie nie podoba się ta część ich kultury i kuchni.

A w Korei kuchnia bywa tematem naprawdę zażartych debat...

Specjalny status

Profesor psychologii Jonathan Haidt, prowadząc badania nad moralnością homo sapiens, przedstawiał grupom kontrolnym sytuację, w której śmiertelnie potrącony pies był zjadany przez swych właścicieli. Praktycznie wszystkie grupy oceniły to postępowanie jako jednoznacznie moralnie niewłaściwe. Wyniki badań mogłyby wyglądać jednak bardziej zróżnicowanie, gdyby prowadzono je w Azji – w Korei wciąż zdarza się, że rodzina zjada swego pupila na obiad.

Owszem, nasi przodkowie prawdopodobnie posilali się psim mięsem często. Ale ze względu na rosnącą zamożność społeczeństwa i popularność posiadania czworonożnych przyjaciół, zwłaszcza w Europie, spożywanie psów stało się tu tabu (choć mało kto wie, że w dwóch kantonach Szwajcarii wciąż można legalnie skonsumować taki posiłek).

Za to w Azji – od Indii po Indonezję – jedzenie psów jest powszechne. O ile więc, według szacunków, na świecie rocznie spożywa się 25 mln psów, to najwięcej (10 mln) konsumuje się w Chinach. Ale więcej od liczb powiedzą tu proporcje: w wielokrotnie mniej ludniej niż Chiny, bo 50-milionowej, Korei spożycie sięga aż 2,5 mln.

I właśnie w Korei konsumpcja psów jest pod wieloma względami wyjątkowa. Podczas gdy w wielu krajach Azji mięso psie spożywa się z powodu biedy, w bogatej Korei ma ono specjalny status i jest spożywane w różnych postaciach (np. popularny jest „leczniczy” psi tonik).

Porównując konsumpcję na mieszkańca, Korea przegrywa jedynie z Wietnamem. Przy czym są to dane rządowe – w­edług organizacji walczących o prawa zwierząt, nie uwzględniają one koreańskiej szarej strefy. Korea jest też jedynym krajem świata, w którym funkcjonują psie farmy. Nawet w Chinach praktycznie wszystkie psy, które lądują w garnku, pochodzą z ulicznych łapanek.

Psie piekło

Według organizacji prozwierzęcych w Korei przemysł ten cechuje się wyjątkową brutalnością. Pamiętam koreański film „Adres nieznany” (w reżyserii Kim Ki Duk, z 2001 r.), w którym jeden z bohaterów był psim rzeźnikiem. Jedna sekwencja pokazywała brutalny proceder zabijania psów przez podwieszenie i bicie metalową pałką.

Fabuła filmu rozgrywała się w latach 70. XX wieku. Jednak grupa Koreandogs donosi, że mimo prawnego zakazu w „Kraju Spokojnego Poranka” psy są często przed śmiercią torturowane. Dzieje się tak z powodu folklorystycznych wierzeń, iż w ten sposób mięso nabiera smaku. W Korei istnieje nawet powiedzenie „Zostać zbitym jak pies w dniu uboju”... Strona internetowa Koreandogs.org wypełniona jest przerażającymi zdjęciami i filmami, które pokazują psie piekło.

Gdy rozmawiam na ten temat z grupką koreańskich przyjaciół, dostrzegają problem, ale zdania mają podzielone. – Brutalność musi się skończyć, ale nie ma specjalnej różnicy w jedzeniu świni czy psa. Zbyt często obcokrajowcy mówią nam, co mamy robić – słyszę od Hyeon-jin.

Uderza to w czuły punkt, bo sam wielokrotnie zadawałem sobie pytania na temat tabu żywieniowego i uniwersalnej etyki żywieniowej. Zapewne gdyby Hindusi protestowali przeciw ubojowi świń w Polsce, też bylibyśmy zszokowani.

Jednak nie wszyscy Koreańczycy myślą tak jak Hyeon-jin. – Bosintang jest najsłynniejszą potrawą z psa, ale to potrawa sezonowa. W Korei je się ją w lecie, podczas upałów, bo mówi się, że to dobra zupa na wzmocnienie. Ale osobiście nigdy psa nie spróbowałem – mówi Taek-jung.

Z kolei w Chinach uważa się, że psie specjały należy spożywać zwłaszcza w zimie, ze względu na właściwości rozgrzewające. Na dwoje babka wróżyła... W każdym razie – psie mięso otacza tu szereg ludowych mądrości i magia.

Wierzenia i badania

Badania prowadzone przez Han Gil w 2016 r. pokazują, że większość osób decydujących się na jedzenie psiego mięsa w Korei robi to głównie z powodów zdrowotnych lub sugestii znajomych (obie odpowiedzi uzyskały po 23,7 proc.).

Tymczasem w badaniach nad właściwościami psiego mięsa panuje chaos. Część z nich mówi, że może być toksyczne. Inna część, że jest zdrowe. Nie może być inaczej: między aktywistami prozwierzęcymi a przemysłem psiego mięsa trwa otwarta wojna. Obie strony oskarżają się o finansowanie fałszywych badań.

Z pewnością psie mięso zawiera mniej protein niż wieprzowina czy wołowina. Żadne poważne badania również nie wskazują, by posiłek z psa miał wpływać zbawiennie np. na problemy z męskością. Tymczasem z takim przekonaniem można się spotkać w całym regionie.

Chcąc dowiedzieć się więcej, spotykam się z AJ Garcią, Wenezuelczykiem, który spędził ponad rok, jeżdżąc po psich farmach i dokumentując panujące w nich warunki. To wydarzenie go odmieniło. Dziś jest weganinem i wraz ze swą koreańską żoną przewodzi organizacji Coexistence of Animal Rights on Earth. W Korei zasłynął z 9-dniowej głodówki przy wejściu do seulskiego zoo, która była protestem przeciw procederowi sprzedawania egzotycznych zwierząt do rzeźni (sic!).

Garcia, którego ramię zdobią tatuaże (głównie kwiaty), ku mojemu miłemu zaskoczeniu nie próbuje mnie indoktrynować. – W rzeczywistości torturowanie psów zdarza się rzadko. Na dużej farmie po prostu nie ma na to czasu – mówi. Po czym dodaje: – Niestety z powodu ludowych przekonań czasami rzeźnicy dostają specjalne zamówienie...

Gdy wyrażam wątpliwości, czy jako przybysz z zewnątrz Garcia może być przekonujący dla Koreańczyków, odpowiada: – Koreańczycy są niezwykle dumni ze swej kultury i lubią to manifestować przy obcokrajowcach. Staramy się głównie racjonalnie informować. Nie ma żadnych dowodów, by mięso psie miało jakieś specjalne właściwości zdrowotne. Psy również nie nadają się do hodowli, bo mają inny temperament niż krowy. Trzymane całe życie w małych klatkach wariują. Ranią sobie łapy o kraty, gryzą się nawzajem. Dochodzi do kanibalizmu. To spektakl cierpienia.

Jego żona jest jeszcze bardziej stanowcza: porównuje kulturowe jedzenie psów do krępowania stóp kobietom i do niewolnictwa.

Mając świadomość, jak w wielu miejscach w Seulu można dostać psie mięso, pytam Garcię, gdzie jest najbliższa farma. Odpowiada: – Godzinę drogi od Seulu. Chcesz zobaczyć?

Sympatyczny hodowca

Kontrasty w Korei potrafią wywołać zawrót głowy. Tak było i tym razem, gdy jadąc wzdłuż nowoczesnych blokowisk, nagle zjechaliśmy w górską drogę i naszym oczom ukazała się zupełnie inna część kraju: chaotyczna, miejscami zagracona, z rozpadającymi się chatkami.

Psia farma leżała na uboczu. Nie ma się co dziwić: ujadanie było słychać z daleka. Nikt nie chciałby mieszkać w pobliżu.

Im bliżej farmy, tym silniejszy był też obezwładniający, ciężki smród psich odchodów i czegoś, co mogło być zgniłym jedzeniem. Psy upchane były w klatki po 4-6 sztuk. Na tej farmie była ich może tylko setka. A przecież na niektórych są ich tysiące! Chmary much dodawały wrażenia horroru. Wśród wszystkiego uwijał się krępy, może 60-letni mężczyzna.

Pan Park okazał się bardzo sympatyczną osobą. Już sam fakt, że zgodził się udzielić wywiadu i bez problemu wpuścił nas na farmę, jest wyjątkowy. Przemysł mięsny w ostatnich latach darzy obcokrajowców wyjątkową podejrzliwością. Nic dziwnego... Na swym ślubie Garcia otrzymał nawet kwiaty od „hodowców psów”. Taka groźba w stylu: „Wiemy, kim jesteś, uważaj”.

Pan Park mówił, że kiedyś zajmował się pracą w górach, ale ponieważ zdrowie mu nie dopisało, wrócił do rodzinnego biznesu. Psami zajmuje się od ponad 20 lat. Gdy pytam, czy nie myślał o alternatywie, z rozbrajającą szczerością odparł, że nic innego nie umie robić.

Przypomniał mi się po raz kolejny film „Adres nieznany”, gdzie rzeźnik wykonuje swą profesję, bo nie ma alternatywy. Jest na dole drabiny społecznej i ledwo łączy koniec z końcem. Film raczej krytykuje społeczeństwo, które zezwala na taką brutalność.

– Większość rzeźników robi to nie dlatego, że są złymi ludźmi. Zwykle to rodzinna tradycja lub wykalkulowany biznes. Ludzie, których nazwałbym złymi, którzy odnajdywali przyjemność w okrucieństwie, nie stanowili więcej niż 5 proc. wszystkich, których spotkałem – tłumaczył mi potem Garcia.

Skoro są ludzie, którzy chcą jeść psie mięso, zawsze znajdzie się ktoś, kto je dostarczy.

Gdy nie ma schronisk

Garcia powiedział też, że farma Parka jest jedną z lepszych.

Ciężko w to uwierzyć. Choć widać, że same klatki są dość czyste, mimo że pod nimi biegają szczury. Aby ulżyć psom, Park puszcza im radio. Gotuje im jedzenie na bazie odpadów, gdy większość farmerów nie robi nawet tego. – Z tym jedzeniem jest mnóstwo problemów, nieprzegotowane często bywa trujące. Wiesz też dobrze, jak ostra bywa koreańska kuchnia. Tymczasem psy nie mogą jeść np. papryczek chili – komentował mój ekotowarzysz.

Dowiedzieliśmy się też, że psy na farmie pochodzą z trzech źródeł: rozrodu, kupna i łapanek. Niemniej w Korei do dziś można jeszcze czasem usłyszeć też historie o kradzieży psów. John – to typowe imię dla psa w Korei – był, Johna nie ma. Ale takie sytuacje należą podobno do przeszłości... Choć Garcia nie jest takim optymistą.

Zaskoczeniem był dla mnie fakt, że na farmie Parka były psy wielu maści. Tymczasem Hyeon-jin zapewniała mnie, że Koreańczycy spożywają specjalną rasę przeznaczoną na ubój. W każdym razie na tej farmie większość stanowiły tzw. żółte psy i jindo (choć można było dostrzec nawet teriery).

– Zamawiając posiłek z psa, nigdy nie wiesz, z jakiego dostaniesz posiłek. Możesz trafić na pudla – powiedział Garcia.

Każdy, kto był w Seulu, zapewne widział sklepy, gdzie na wystawach są szczeniaki; zwykle widowisku towarzyszą okrzyki nastolatków. Sklepy te nie mogą jednak trzymać takiego pieska w nieskończoność... Okazałeś się za mało słodki? Przykro, bracie. Podobnie sprawa wygląda z właścicielami, którzy zmuszeni są oddać psa – tymczasem schronisk dla zwierząt w Korei brak.

Na granicy prawa

Przemoc wobec psów to niejedyny problem „psiego” przemysłu.

Film dokumentalny „The Dog Meat Professionals” z 2017 r. (reżyseria: James Hyams i Tae-Hoon Lee), który udało mi się obejrzeć na przedpremierowym pokazie, obnaża bezradność rządu w kontroli tego biznesu. Choć istnieje prawo o ochronie zwierząt, nawet w obliczu dowodów urzędnicy nie są w stanie podjąć akcji. Przemysł nie jest uregulowany przez rząd i funkcjonuje na granicy prawa.

Uderzyło mnie, że jeden z rzeźników w tym filmie mówi do psa, że musi go zabić, ale ma nadzieję na jego dobre przyszłe wcielenie. Paradoksalnie, buddyści w Korei – choć czasem deklarują inaczej – nie są specjalnie zaangażowani w walkę z biznesem psich farm. Jak na ironię, pierwsze wszczęte postępowanie karne z powodu znęcania się nad zwierzętami dotyczyło buddyjskiego mnicha (zabijał psy nożem). Europejscy buddyści byli zdumieni, gdy podczas zeszłorocznej 28. międzynarodowej konferencji buddyjskiej, która odbywała się w Seulu, zabrakło dla gości wegetariańskiej kuchni. – Brak wsparcia ze strony buddystów wciąż mnie zdumiewa – mówił mi Garcia.

Kościół katolicki w Korei też nieczęsto zabiera głos w tej sprawie. Spożywanie psiego mięsa ma w nim długą tradycję, sięgającą ponoć prześladowań w XIX wieku. Ukrywający się katolicy z powodu biedy mieli ratować się właśnie psininą. Jeden z portali walczących o prawa zwierząt przytacza nawet historię pewnego biskupa, który ma znajdować przyjemność w częstowaniu niecodziennym przysmakiem zagranicznych księży. Zszokowanym daje wykład o zdrowotnych właściwościach psiego mięsa.

Korea nie lubi odstawać

Walka o prawa zwierząt ma w Korei krótką historię, nie dłuższą niż 20 lat, a takie idee dotarły tu przez świat Zachodu.

Instytucja Han Gil przeprowadzała badania na ten temat dwukrotnie. W 2011 r. sprzeciw wobec konsumpcji psininy wyraziło tylko 30 proc. Ale w 2016 r. już ponad 57 proc. było przeciw (26 proc. za, reszta się wstrzymała). Według nowszych badań aż 60 proc. ankietowanych twierdzi, że nigdy nie próbowało psiego mięsa. Prawie jedna trzecia badanych wyraziła obawy co do metod uśmiercania zwierząt i zachowanych środków czystości na farmach oraz w rzeźniach. Choć większość badanych potwierdza, że jedzenie psów jest częścią koreańskiej kultury, to aż ponad 63 proc. sądzi, że przemysł ten szkodzi wizerunkowi Korei.

Przy tym wszystkim – paradoksalnie – przemysł ten cały czas się rozwija. Małe farmy są zamykane, ale biznes się monopolizuje i duże farmy rosną w siłę.

Kilka miesięcy temu media donosiły, że największy koreański targ psininy Moran został zamknięty. W rzeczywistości funkcjonuje dalej, choć nie dokonuje się już więcej uboju psów na miejscu. – Nam nie chodzi o to, by cały świat przeszedł na wegetariańską dietę, jedynie o wprowadzenie humanitarnych warunków. Psy to tylko jedna z wielu spraw. Sprzeciwiamy się rytualnemu ubojowi halal, grzebaniu żywcem zwierząt, u których wykrywa się choroby, albo kociemu mięsu. Wierzymy, że młode pokolenie zajmie się tymi problemami z większym współczuciem – mówi Garcia.

Chciałbym mu wierzyć. Z jednej strony cała dziecięca popkultura, wszechobecne zabawki, zwierzątka i emotikony w komunikatorach powinny mieć jakiś wpływ na wrażliwość w społeczeństwie. Z drugiej, czy nie są jedynie strategią ucieczki od prawdziwych problemów?

Coś jednak w Korei może się zmienić, bo zmienia się otoczenie. W kwestii praw zwierząt w regionie prowadzi Japonia. W kwietniu Tajwan zakazał sprzedaży i uboju psów oraz kotów. Tymczasem Korea nie lubi być w tyle. Nowy prezydent Moon Jae-in zapowiedział już, że zamierza symbolicznie zaadoptować psa z rzeźni, co byłoby ewenementem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2017