Korepetycje z wdzięczności

Idea budowy warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej nie porwała społeczeństwa. Niewiele wcześniej z jego ofiar zbudowano gigantyczną bazylikę w Licheniu, szybko powstała bazylika Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, a na Polach Wilanowskich widok rozpoczętej budowli długo straszył przejeżdżających.

03.06.2008

Czyta się kilka minut

Miało się wrażenie, że nic się tam nie dzieje, choć luksusowe osiedla rosły wokół jak grzyby po deszczu. Brakowało pieniędzy. Polacy, kiedy są do jakiejś sprawy przekonani, potrafią być ofiarni. Jakoś nie przemawiała do ich wyobraźni uchwała Sejmu Czteroletniego (sprzed ponad 200 lat) o wzniesieniu ponadwyznaniowej Świątyni Opatrzności, łączącej ludzi wszystkich stanów. Świątynia miała być wyrazem dziękczynienia "najwyższemu losami narodów rządcy" za uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Inicjatywę podjął polski parlament w 1921 r., ale wtedy nie została zrealizowana. Zrealizować ją odważnie postanowił Ksiądz Prymas. Kiedy w 2002 r. skierował wezwanie do wszystkich Polaków, odzew był jednak mniejszy, aniżeli oczekiwano. Dlaczego?

To pytanie musiał zadawać sobie następca Prymasa, abp Kazimierz Nycz. W jego działaniu budowa świątyni została przesunięta na dalszy plan. Arcybiskup zrozumiał, że wotum wdzięczności nie zbudują ludzie, którzy zapomnieli, co to znaczy wdzięczność, którzy - przynajmniej jako społeczeństwo - oduczyli się sztuki wdzięczności. Jego inicjatywa "Dnia wdzięczności" jest głęboko ewangeliczna. Bo wdzięczność jest wyrazem miłości. To miłość podpowiada najpiękniejsze słowa wdzięczności: "dobrze, że jesteś".

Wdzięczność polega na umiejętności dostrzegania treści znaku, którym jest to, za co dziękujemy. A do tego też potrzebna jest miłość. Kiedy przedszkolak, zapytany, za co najbardziej jest wdzięczny mamie, ze zmarszczonym czołem odpowiada: "Za to, że mi podaje kubek...", każdy rozumie, że nie chodzi o kubek, ale o wszystko, co wyraża jego podanie: troskliwość, czułość, poczucie bezpieczeństwa.

Tam, gdzie nie ma miłości, nawet jeśli jest maskujący jej brak konwenans, każdy dar jest "inkasowany" jako coś oczywistego i zamiast wdzięczności pojawiają się dalsze roszczenia i pretensje, że to nie tak, że nie dosyć. Miłość jest potrzebna nie tylko, by dawać, ale i żeby z wdzięcznością przyjmować.

Bo nie każdy umie nieść ciężar wdzięczności. By się od niego uwolnić, człowiek natychmiast chce się "ekwiwalentnie rewanżować" i tylko ten, kto potrafi dawać bezinteresownie, jest w stanie uwierzyć w cudzą (także Bożą) bezinteresowność.

Czy zaproponowane przez Arcybiskupa Nycza korepetycje z wdzięczności się powiodą? Czy dziś, kiedy nieustannie kalkulujemy, kiedy podstawowym pytaniem jest: "co nam to da?" i "czy się to opłaca?", będzie nas jeszcze stać na wdzięczność Bogu i ludziom?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2008