Kooperacja zamiast konfrontacji

Monika Jędrzejewska, mediator rodzinny: Przez kilka lat trwania dramatu pięcioletniego Piotrusia nikt nie wpadł na pomysł, by rodzicom pomógł specjalista od konfliktów rodzinnych.

19.07.2011

Czyta się kilka minut

/ fot. Juha Soininen / sxc.hu /
/ fot. Juha Soininen / sxc.hu /

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Kim jest mediator rodzinny?

MONIKA JĘDRZEJEWSKA: Osobą, która pomaga w rozwiązywaniu konfliktów i wypracowaniu wspólnych rozwiązań, kiedy strony nie potrafią same dojść do porozumienia. Ponieważ mediacje - również te kierowane przez sądy - są dobrowolne, strony mogą na mediatora wybrać kogokolwiek. Kiedy konflikt nie jest zbyt zaogniony, można skorzystać z pomocy osoby, której obie strony ufają, np. kogoś z rodziny. Warto jednak pamiętać, że emocje to materia bardzo delikatna i profesjonalista zna sposoby radzenia sobie z nimi. Zawodowy mediator zwróci uwagę na szczegóły zawieranego porozumienia i ewentualnie przygotuje dokument, który będzie można przedstawić w sądzie.

Pracę mediatorów reguluje ustawa, która m.in. daje sędziom możliwość kierowania spraw do mediacji. Na listach, którymi dysponują sądy, są mediatorzy rekomendowani przez stowarzyszenia dbające o profesjonalizm.

Idea mediacji nie jest jeszcze w Polsce rozpowszechniona. Kojarzy się zwykle z psychoterapią, tymczasem to coś zupełnie innego...

Różnica jest prosta. Mediacja nie ingeruje w motywacje, system wartości i przekonania. Jej zadaniem nie jest zmiana którejkolwiek ze stron. Umożliwia za to zrozumienie, a przede wszystkim usłyszenie partnera i tego, co jest dla niego ważne. Mediator pomaga w  rozwiązaniu konkretnego problemu, np. dotyczącego warunków rozstania lub opieki nad dzieckiem po rozwodzie. Stwarza sytuację, w której emocje zostaną na tyle wyciszone, by obie strony mogły się wypowiedzieć i znaleźć wspólne rozwiązanie.

Mediator musi zachować bezstronność. Jedyna strona, po której może, a nawet powinien się opowiedzieć, to strona dziecka. Dziecko zwykle najbardziej cierpi, ponosząc konsekwencje sytuacji, na którą nie ma wpływu. Tymczasem mediacje z udziałem dzieci są w Polsce prowadzone bardzo rzadko.

Nie doszło do nich w głośnej ostatnio sprawie Piotrusia i jego rodziców: Barbary L. i profesora psychologii J. Czy w ich przypadku byłyby dziś możliwe jakiekolwiek mediacje? W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się z mediów, że rodzice nie zgadzają się nawet co do tego, jak dziecko ma na imię...

Państwo L. i J. są, jak się zdaje, na takim poziomie negatywnych emocji, że mediacje się już do niczego nie przydadzą. Zaszły drastyczne wydarzenia: otwarta sprawa o znęcanie się profesora J., ojca dziecka, nad matką, oddzielenie chłopca od kobiety, zgłoszenie przez nią porwania po tym, jak J. zniknął z synem... Nie sądzę, by po tym wszystkim ci państwo byli gotowi do jakiejkolwiek współpracy.

Porozumienia nie osiągnięto również wcześniej, choć spór trwa od wielu lat, właściwie od urodzenia dziecka.

Państwo J., kiedy byli małżeństwem, nie wypracowali skutecznych sposobów komunikacji. Rozwody są w dzisiejszych czasach czymś częstym, tyle że ludzie rozstają się w różnym stylu. Byłam zszokowana, że sprawa dotyczy psychologów, w tym znanego profesora uniwersytetu. Wydawać by się mogło, że od kogoś zawodowo zajmującego się emocjami można oczekiwać większych umiejętności interpersonalnych. A jeśli sytuacja okaże się trudniejsza, świadomości, gdzie szukać pomocy.

Co państwo J. mogli zrobić wcześniej? I co mogą w podobnej sytuacji zrobić - o ile nie doszło jeszcze do jakichś drastycznych wydarzeń - rozwodzący się i posiadający dzieci rodzice?

Państwo L. i J. mogli skorzystać z terapii rodzinnej, indywidualnej lub mediacji. Mogli znaleźć kogoś do zaakceptowania przez obie strony. Pan J., przypomnijmy, miał prawo do odwiedzin dziecka, tyle tylko, że Piotruś tych widzeń nie chciał. Możemy tylko spekulować, dlaczego. Prawdopodobnie ojciec przychodził do miejsca, w którym czuł się niepewnie, którego nie lubił. Dodatkowo, Piotruś nie był do tych widzeń przyzwyczajony, a matka, choć tego również możemy się tylko domyślać, nie pomagała specjalnie dziecku w zaakceptowaniu ojca.

Mediator mógłby się w tej sytuacji zastanowić wspólnie z rodzicami, dlaczego dziecko nie chce tych widzeń i co można zrobić dla unormowania sytuacji. Tymczasem zamiast kooperacji doszło do konfrontacji.

Pojawia się pytanie: o co chodzi w podobnych sporach rodzicom? Co chcą osiągnąć? Dobre stosunki z dzieckiem, czy postawienie za wszelką cenę na swoim? To bardzo ważne rozgraniczenie, na każdym poziomie relacji międzyludzkich. Jeśli chcę załatwić sprawę w urzędzie, a wiem, że urzędniczka jest niesympatyczna, to mam do wyboru dwie strategie postępowania: albo za wszelką cenę pokazać jej, gdzie jest jej miejsce, co może  spowodować, że zamknie przede mną drzwi o 15:03, albo dążyć do załatwienia sprawy, i tak ją podejść, by przybiła mi pieczątkę o 15:15, a jednocześnie nie miała poczucia przegranej. Ta pierwsza sytuacja może służyć poprawieniu mojej samooceny, pokazaniu, kto tu rządzi, ale w dłuższej perspektywie nie prowadzi do niczego dobrego.

Jak często w polskiej praktyce sądowniczej sięga się po instytucję mediatora?  

Mediacje to norma w orzecznictwie wielu krajów. W Norwegii są one obligatoryjne. Tymczasem tutaj nikt tego nie spróbował, mimo, że po tego rodzaju narzędzia sięga się już w Polsce coraz częściej. Oczywiście, sąd nie ma obowiązku rekomendować mediatora, ja jednak ubolewam, ze nie wykorzystano wszystkich możliwości, jakie przewidział ustawodawca.

Jak ocenia Pani zachowanie kuratorów sądowych? Na pokazywanym przez portal Radia Tok FM filmie widzimy, że pani kurator nie reaguje w sytuacji, w której ojciec, nie mogąc zrealizować prawa do widzenia syna, zaczyna w obecności dziecka krzyczeć na matkę.

Nie mam zaufania do tego rodzaju filmów, nie ma przecież pewności, kim są osoby widoczne  na filmie. Ale mogę skomentować pracę kuratorów podczas głośnej akcji odebrania dziecka. O tych wydarzeniach wiemy oczywiście tylko z relacji matki, ale nikt z przedstawicieli strony przeciwnej ich do tej pory nie zdementował, mamy więc prawo przypuszczać, że wersja matki nie odbiega zbytnio od prawdy.

To był ciąg działań podporządkowanych literze prawa, bez zwracania uwagi na sytuację konkretnych ludzi. Naprawdę wszystko można zrobić w różnym stylu: kurator mógł pomyśleć, że ta siódma rano to jednak za wcześnie. Policjant mógł machnąć ręką i powiedzieć: "Czy to nie przesada? Wypijmy kawę i dajmy chociaż się tym ludziom ubrać". Kiedy już doszło do dramatycznych wydarzeń, co przeszkadzało kuratorom pozwolić matce ubrać dziecko i dać mu jedzenie? Wejście o siódmej rano z udziałem policji przypomina bardziej akcję antyterrorystów niż interwencje kuratora rodzinnego. Mimo ogromnego dramatu, jaki się tam rozgrywał, kuratorzy nie potrafili doprowadzić do łagodniejszego przebiegu wydarzeń.

Z drugiej strony, można by zapytać, dlaczego instytucja miałaby być bardziej wrażliwa niż sami zainteresowani? Jestem zwolennikiem samodzielnego poszukiwania rozwiązań i przyjmowania odpowiedzialności za swoje działania. Oczywiście, możemy stwierdzić, że sędzia mógł skierować sprawę do mediacji lub skrytykować pracę kuratorów. Ale nie znamy wielu szczegółów. Może sędzia nie widział sensu kierowania mediacji na tym poziomie trudnych emocji? Może kurator próbował coś zrobić, ale było to zbyt trudne? Możemy oczekiwać, że kurator czy policjant powie: "niech Pani ubierze syna", ale dlaczego ma to przyjść do głowy wcześniej kuratorowi, niż ojcu dziecka? Skoro ojciec tego nie robi, dlaczego urzędnik ma być wrażliwszy? Takie podejście przekazuje odpowiedzialność za nasze losy instytucji. Tymczasem instytucje ze swej natury są bezduszne, bo muszą przestrzegać litery prawa. Jeśli ludzie nie potrafią sami zadbać o swoje sprawy, instytucja dokonuje rozwiązań arbitralnych, które czasem są brutalne.

Dlatego, moim zdaniem, zanim przekażemy nasz konflikt w ręce instytucji, warto wykorzystać wszystkie " miękkie" możliwości rozwiązania. Dają one większe szanse na kooperację zamiast konfrontacji.

*Monika Jędrzejewska jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych. Współpracuje z Ośrodkiem Terapii Poznawczej "Cogito" w Warszawie oraz z Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych "Itaka". Prowadzi stronę internetową www.mediacjerodzinne.com.pl .

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]