Konsekwencja kolekcjonera

Uprzedmiotowiony, podglądany człowiek cierpi, ale utracił już zdolność świadomego przeżywania własnego cierpienia. Kto wie, czy najlepiej nie rozumie dziś tego osadzona w tradycji ekspresjonizmu, szybko odbudowująca prestiż Berlina sztuka niemiecka?.

Po przeczytaniu recenzji Piotra Sarzyńskiego w “Polityce" (nr 24) doszłam do wniosku, że widzieliśmy dwie różne wystawy. To, co jego rozczarowało, dla mnie okazało się odkryciem.

Najpierw zwracają uwagę dwa portrety kobiece, zawieszone na przeciwległych krańcach długiego korytarza. Mówią o tym samym - o zmęczeniu, rezygnacji, dramacie codziennej egzystencji. Posługują się jednak dwoma różnymi językami. Dziewczyna, którą namalował Karl Schmidt-Rottluff w 1914 roku, jest apoteozą niemego krzyku: mocne kontury dzielą twarz na abstrakcyjne części, plamy barwne są ostro skontrastowane.

Kobietę z obrazu Johannesa Grützke dzieli od tamtej kilka pokoleń. Powstała w 1979 roku, ale wydaje się pozbawiona kontekstu czasowego. Hieratyczna postać bez wieku ma na sobie różową halkę, głowę przechyliła tak, że podbródek uległ podwojeniu, na rękach o nieproporcjonalnych dłoniach widać nierówności opalenizny, stopy owinięte są bandażami.

W pierwszym obrazie objawia się lęk przed uprzedmiotowieniem, a nawet całkowitą dezintegracją, w drugim - tęsknota za spójnością. Te tak różne, lecz równie ekspresyjne prace zapowiadają temat krakowskiej wystawy, stawiającej w centrum człowieka i jego XX-wieczną, być może przegraną, walkę o zachowanie tożsamości. Tytuł wystawy - “Oto człowiek" - czytelnie nawiązuje do wątku biblijnego. I choć krakowska prezentacja siłą rzeczy jest wybiórcza, choć obejmuje zarówno dzieła wspaniałe, jak i takie, które pozostaną tylko dokumentami epoki, stanowi zapis kolejnych etapów tej walki.

Okazuje się (i to wrażenie najmocniej może zapada w pamięć), że symptomy niepokoju, obecne w ekspresjonizmie niemieckim początku XX wieku, powracają. Że wyszminkowana, tragicznie karykaturalna twarz modela sfotografowanego w 1973 roku przez Jürgena Klauke różni się od twarzy tancerki kabaretowej z narysowanego kredką na papierze “Wielkiego miasta" Otto Dixa (1926) techniką, ale nie treścią. Może współczesny lęk jest nawet bardziej pozbawiony nadziei - osamotnienie nie objawia się już bowiem w odniesieniu do anonimowego tłumu, ale w pustce, w której jedynym obcym jest własne, rozgorączkowane “ja".

Człowiek, próbując przetrwać, poszukuje wyjścia z rozpaczy. I kto wie, czy jako memento nie powinna znaleźć się na wystawie jakaś praca reprezentująca Nazikunst, tę nieudaną, bo poddaną niebezpiecznej ideologii próbę odnalezienia w klasycyzmie drogi wyjścia z dekadencji?

Powojenne zapowiedzi nowej katastrofy powracają na wystawie w pracach Eugena Schönenbecka albo Horsta Antesa, artystów urodzonych w 1936 roku. Nie ma racji Piotr Sarzyński pisząc, że “oglądając te prace, często odnosi się wrażenie, jakby opowieść o blokersach ktoś snuł językiem Mickiewicza". Docenienie możliwości nowych mediów w sztuce wcale nie musi oznaczać śmierci dawnych. Dowodem choćby potworkowate kształty z obrazów Antesa, jakby poddane eksperymentom genetycznym. O kolekcjonowaniu (a przecież chodzi o wystawę kolekcjonerską) happeningu albo body art, na które to gatunki powołuje się krytyk, trudno przecież mówić.

Pytanie, czy próbą ratunku przed katastrofą nie były z założenia postmodernistyczne gry Petera Holla, który bohaterów swoich obrazów - jakby wyciętych z kolorowych pism - umieszcza w historycznych wnętrzach. A jeśli tak, to czy próba ta się udała. Bo przeskalowane postaci gimnastyczek albo murzynów w białych płaszczach są w tych pracach równie nudne, jak wnętrza katedr i pałaców, wyretuszowane niczym na reklamach biur podróży.

Drogą wyjścia wydają się raczej prace Josepha Beuysa, choćby “Szkic dziewczyny do brązu" z 1954 roku: zanikająca, czy może wyłaniająca się z tła, dyskretna, niemal abstrakcyjna, a przecież pełna emocji - prawdziwa postać. Wcześniej podobny charakter, choć uzyskany zupełnie innymi środkami, miały dzieła Käthe Kollwitz. Jej “Kobieta siedząca na ławce" z 1905 roku ukryła twarz w cieniu. O tym, kim jest, mówi ciężar ciała i szerokie ramiona, odbijające się światłem od węglowej czerni ławki. Artystka pisała: “Chcę narysować osobę, która widzi cierpienie świata. Nie ruszy ona ręką ani nogą, ale wie o tym cierpieniu".

Portrety stanowią zarówno otwarcie, jak i zamknięcie wystawy: powrócą w fotografiach Thomasa Ruffa. Tyle że choć na zdjęciu rozpoznać można każdy szczegół postaci, nie może już być mowy o jakiejkolwiek indywidualności. Urodzony w 1958 roku artysta tak pisze o portretowanych postaciach: “Ponieważ osoba została poniekąd »uprzedmiotowiona«, nie masz przed sobą prawdziwego vis-ŕ-vis, lecz jedynie obraz człowieka, a wtedy znikają bariery, wtedy patrzy się chętnie i przygląda z bliska".

Ten uprzedmiotowiony, podglądany człowiek cierpi, ale utracił zdolność świadomego przeżywania własnego cierpienia. I to stanowi źródło jego największej tragedii. Kto wie, czy najlepiej nie rozumie dziś tego osadzona w tradycji ekspresjonizmu, szybko odbudowująca prestiż Berlina sztuka niemiecka?

Cykl Stephana Balkenhola, zrealizowany na przełomie lat 80. i 90. w różnych technikach (rysunek, rzeźba, relief) - nabiera w tym kontekście przełomowego znaczenia. Anonimowe, a zarazem klasyczne postacie mężczyzn w białych koszulach pozostają - jak mówiła podczas wernisażu Anda Rottenberg - podwójnie wyobcowane: wobec samych siebie i wobec sztuki. Ale, dodać by można, alienacja na nowo staje się tu krzykiem, a to, jak na obrazie Schmidta-Rottlufa sprzed dziewięćdziesięciu lat, stanowi drogę do wyzwolenia.

Dlatego wbrew temu, co czytam w “Polityce", cieszę się, że Deutsche Bank nie pokazał w Krakowie znajdujących się w jego zbiorach dzieł Ernsta, Arpa albo Matisse’a. Bardziej niż “przebojowych" nazwisk potrzebujemy w Polsce lekcji dobrego kolekcjonerstwa i dobrego wystawiennictwa. Ekspozycja w MCK ma spójny scenariusz, a przedstawiony tu fragment zbioru niemieckiej sztuki XX wieku dowodzi konsekwencji kuratorów i umiejętności podejmowania nie tylko biznesowego ryzyka. To przykład nie tylko dla polskich banków, ale i muzeów.

“OTO CZŁOWIEK. DZIEŁA Z KOLEKCJI DEUTSCHE BANK", Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie. Wystawa, której towarzyszy katalog, czynna będzie do 19 września; autorzy i kuratorzy: dr Ariane Grigoteit, Friedhelm Hütte; polski kurator: dr Monika Rydiger.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2004