Konkret Credo

Podobno nie ma głupich pytań, tylko głupie odpowiedzi. Czasami jednak bywa odwrotnie: nowa książka Szymona Hołowni aż roi się od głupich pytań stawianych w perspektywie wiary, religii i Pana Boga. Na głupie pytania Hołownia daje jednak mądre, błyskotliwe, czasami zabawne, a na pewno - bardzo osobiste odpowiedzi.

26.06.2007

Czyta się kilka minut

Autor, który się wyłania z kart "Tabletek z krzyżykiem", to nie tylko człowiek oczytany i - choć amator w tym fachu - biegły w teologii. To przede wszystkim człowiek niezwykle zaangażowany, który pisze o wierze jak o rzeczywistości naprawdę najważniejszej w życiu.

Zderzenia językowe

Książka Hołowni jest kontynuacją poszukiwań nowego języka religijnego, zapoczątkowanych już w jego debiucie, "Kościele dla średniozaawansowanych". Język ten rodzi się na styku, a właściwie - w zderzeniu między tradycyjnym dyskursem religijnym i sakralnym a potocznością i popkulturą. Hołownia odważnie sięga do współczesnych kategorii popkulturowych, by opisać biblijną rzeczywistość, tak bardzo odległą geograficznie, czasowo i kulturowo. Owszem, momentami daje to efekt komiczny, ale - jak się zdaje - jest to efekt zamierzony, skoro autor opatruje wiele wyrażeń cudzysłowem. Dowiadujemy się np., że Jeremiasz wylądowałby dzisiaj w Tworkach, że Józef zajmował się obróbką materiałów twardych, pieniądze w świątyni wymieniali cinkciarze, a Piłat był aparatczykiem. Czytamy, że Pan Bóg będzie nas składał po śmierci do kupy, a w raju delikatnie sugerujemy Panu Bogu, żeby się od nas odczepił...

Liczne zapożyczenia ze stylu potocznego i wyrażenia kolokwialne sprawiają, że książka odznacza się lekkością stylu i wartkością narracji. Co więcej, "Tabletki z krzyżykiem" bawią, co przecież nie jest powszechne w przypadku książek traktujących o religii. Ważne jest tutaj jednak nie tylko nowatorstwo formalne. Zaproponowane przez autora "zderzenia językowe" sprawiają, że otwierają się przed czytelnikiem nowe perspektywy interpretacyjne. To, co niezrozumiałe, dzięki zastosowanemu obrazowi czy zapożyczeniu z popkultury staje się nagle oczywiste, jasne, objawiające. Można oczywiście postawić autorowi zarzut braku teologicznej precyzji (nie wszyscy pewnie zgodzą się z definicją mówiącą np., że "grzech jest jak wietnamska podróbka"), ale tu pomóc mają umieszczone w ramkach cytaty z Katechizmu Kościoła Katolickiego.

Dama z dorszem

Hołownia mówi w pewnym miejscu, że jest "chałupniczym egzegetą". Egzegeza ta jest jednak owocem obfitej kwerendy i lektury książek w większości wciąż w Polsce niedostępnych. Ich wspólnym mianownikiem jest nieco odmienny od naszego sposób uprawiania teologii, który bardziej zbliża się do eseju, publicystyki niż do dyskursywnego traktatu.

Pod płaszczem publicystycznego tonu kryje się jednak nader często ważki sens. Tytułowe pytania, które brzmią zrazu banalnie, a nawet - powiedzmy szczerze - idiotycznie (Czy w potopie utonęły też ryby? Jak znoszą ogień piekielne robaki? Czy niebo to wieczny orgazm?), prowadzą do szukania wyjaśnień bardzo ważnych, a jednocze-

śnie zawiłych i trudnych teologicznie kwestii dotyczących rzeczy ostatecznych, które w książce Hołowni zajmują chyba najwięcej miejsca. Autor podejmuje kwestie aktualnie dyskutowane, by przywołać problem zbawienia dzieci nieochrzczonych, nadziei na puste piekło czy współczesnych koncepcji śmierci i kłopotów z transplantologią. W ten sposób "Tabletki z krzyżykiem" stają się nowoczesnym, choć oczywiście niemetodologicznym wykładem Credo. Co więcej, jest to Credo sprowadzone do konkretu, teoretyczny dogmat ukazany w kontekście codziennej egzystencji. Dzięki temu Hołowni udaje się rzecz bardzo ważna: autor "Tabletek z krzyżykiem" pokazuje, że Pan Bóg i nasza do niego relacja (czyli wiara) to nie jest przedmiot teoretycznej spekulacji, ale rzeczywistość bezpośrednio dotykająca naszego życia.

O wszystkim tym Hołownia nie pisze "na klęczkach" czy z jakimś fałszywie pobożnym namaszczeniem. Chrześcijaństwo jest według niego kwestią - owszem - poważną, ale nie ponurą. Autor rozprawia się przy tym z wieloma fałszywymi propozycjami religijnymi czy pseudoreligijnymi, stosując metodę reductio ad absurdum, doprowadzając tym samym wiele popularnych tez do oczywistej niedorzeczności. Wystarczy przeczytać rozdział poświęcony "Kodowi da Vinci". Hołownia cytuje w nim niejakiego Deepaka Choprę, który sugeruje, że rozwiązanie kodu nie jest związane z "Ostatnią Wieczerzą", lecz z obrazem "Dama z gronostajem", a gronostaj to nie gronostaj ani też łasica, tylko dorsz (!) w przebraniu, gdyż cod po angielsku znaczy tyle co "dorsz", a ten - jako ryba - oznacza przecież chrześcijaństwo.

Z kościelnego na świeckie

Szymon Hołownia wie, że odbiorcy jego książki czytają gazety, oglądają telewizję, karmią się różnego rodzaju plotkami z wyższych sfer, spędzają godziny w supermarketach, łowią religijne cudowności. Zna i liczy się z ich językowym i mentalnym uniwersum. Nie krytykuje jednak, nie wyzywa, nie mnoży nagan, nie mówi o hedonizmie, sekularyzmie, laicyzmie i wielu jeszcze innych -izmach, od których gęsto w mniej czy bardziej pobożnych książkach i kazaniach. Hołownia nie walczy z bezbożnym światem, katolickim rytualizmem i naiwną dewocją; Hołownia to wszystko wyśmiewa. Przebija nadęte, także kościelne, balony.

Ta książka na pewno nie będzie się podobała wszystkim. Ciekaw jestem zwłaszcza opinii moich kolegów po fachu, czyli księży. Próbki tekstu, które niedawno dałem studentom w sutannach, niestety ich nie zachwyciły. Brakowało im - jak mówili - "głębi". Zapewne wielu będzie Hołowni zarzucało podwójną niekompetencję, bo to ani teolog, ani ksiądz. Ale ten rzekomy brak kompetencji jest moim zdaniem największym atutem autora. Nieskażony teologicznym żargonem i zdogmatyzowanym dyskursem Hołownia mówi o Bogu tak, jak się mówi o wszystkim innym, tzn. po ludzku. "Ten mur, który nawet w języku postawiliśmy między światem wiary i codziennością, dobrze byłoby wreszcie zburzyć" - pisze Hołownia w rozdziale o żartach, dowcipach i świętości. Jego książka jest znaczącym wyłomem w tym murze.

"Tabletki z krzyżykiem" to wreszcie lektura obowiązkowa dla wszystkich obecnych i przyszłych kaznodziejów. Niech może podpatrzą, jak przesłanie o "ontologii moralnej odkupienia" można powiedzieć inaczej, prościej - jak pisze Hołownia - "tłumacząc to na świeckie".

SZYMON HOŁOWNIA, "Tabletki z krzyżykiem. Pierwsza pomoc w lękach związanych z Bogiem, końcem świata, czyśćcem i duchami", ZNAK, Kraków 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2007