Kiedy w październiku 2017 r. rezydenci zaczynali protest, pilnowali, by na ich sztandarach znajdowało się nie hasło podwyżek, ale zwiększenia nakładów państwa na system ochrony zdrowia (do 6,8 proc. PKB w 2020 r., obecnie to 4,7 proc.). Czyli „za wolność naszą i waszą”. Bo dofinansowanie systemu, poza wzrostem płac, oznacza skrócenie kolejek, lepszą wycenę świadczeń itp. Rezydenci podkreślali, że protestują dla dobra swoich pacjentów.
Dzięki takiemu podejściu młodzi lekarze zdobyli sympatię społeczną, potwierdzaną w sondażach, w wielu miastach wychodziły na ulice popierające ich manifestacje. W plebiscycie „Słowo roku 2017” zwyciężył „rezydent”. Temat działania systemu ochrony zdrowia zajął należne mu miejsce w debacie publicznej. Akcja wypowiadania klauzul opt-out (czyli zgody na pracę więcej niż dopuszczalne prawem 48 godzin tygodniowo) spotkała się ze sporą akceptacją – głównie ze względu na przekonującą narrację rezydentów, że przemęczony lekarz jest niebezpieczny dla pacjenta. Środowisko lekarskie uznało tę akcję za środek, który wymusi na rządzie reakcję, ponieważ sparaliżuje pracę szpitali.
8 lutego media obiegło zdjęcie uwieczniające chwilę, w której przywódcy rezydentów wręczają ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu znaczek z logo swojej organizacji, Porozumienia Rezydentów OZZL. Po czterech miesiącach protestu podpisali porozumienie – nazywając je sukcesem. Udało się wywalczyć podwyżki, choć dalekie od postulowanych; a jeszcze dodatkowe kilkaset złotych będzie można dostać za podpisanie zobowiązania do odpracowania dwóch lat w Polsce. Zamiast 6,8 proc. PKB do 2020 r. będzie 6 proc. do 2024, ponieważ „przyjmujemy do wiadomości realia budżetu”, jak powiedział jeden z lekarzy.
Tylko dlaczego wobec tego rezydenci jesienią zbierali podpisy pod obywatelskim projektem (swojego autorstwa!) zwiększającym nakłady na zdrowie do 6,8 proc. PKB w ciągu trzech lat? Czy wtedy nie należało się liczyć z realiami budżetu? I dlaczego jeszcze 22 stycznia na Twitterze PR OZZL można było przeczytać: „Najważniejsze jest dla nas szybkie zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, czyli 6,8 proc. w trzy lata”? Największe zaskoczenie wywołał apel do lekarzy, który padł z ust rezydentów, a nie ministra, by dla dobra pacjentów, jeśli czują się na siłach... „pracowali więcej”.
Dlaczego rezydenci zaczęli mówić językiem rządu? Kluczowa wydaje się zmiana ministra. Konstanty Radziwiłł traktował młodych lekarzy wyniośle. Łukasz Szumowski podszedł do nich z szacunkiem, chwalił ich zdolności negocjacyjne. I najwyraźniej zdobył ich zaufanie na tyle, że zrezygnowali ze wszystkich swoich postulatów. Po tym porozumieniu lekarzom trudno będzie zdobyć poparcie społeczne: walczyli o dobro wspólne, wywalczyli podwyżki dla siebie. Po raz kolejny okazało się, że dobrem pacjenta można podpierać zupełnie przeciwstawne postulaty. A hasło rezydentów „jeden lekarz – jeden etat” pobrzmiewa teraz trochę jak sławetne „nie oddamy nawet guzika”. ©℗
Czy mam prawo sądzić, że
taka przynajmniej jest teza autora tekstu, Marcina M.
Za każdym razem to samo.
jakość pracy w służbie zdrowia
jakość pracy w służbie zdrowia
Pazerność nie jest cnotą
▶miliardy od rządu◀ - dobre...
A miliony od Owsiaka ?
raczej głupota
Zauważyłem, już nie raz , że
Moja propozycja dla pana Melchiora
Ani mi prezio nie pasuje i
O wolność trzeba się bić
nie byłoby tu Pan z jego gromką agitacją
Większość społeczeństwa?
Warszawa to nie Hamburg
Wcześniejsze protesty
Nihil novi