Komorowski faulował i wygrał

Andrzej Duda wyglądał na zaskoczonego. Dotąd to on w tej kampanii tryskał energią.

17.05.2015

Czyta się kilka minut

Debata prezydencka. Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Fot: EastNews/AP/FOTOLINK /
Debata prezydencka. Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. Fot: EastNews/AP/FOTOLINK /

Na początku trudno było mi uwierzyć, że to ten sam Komorowski, którego oglądałem tydzień temu na Stadionie Narodowym. Wówczas zupełnie zbity z pantałyku, ledwie trzymający fason, czmychający przed dziennikarzami. Teraz pełen werwy, dobrze wytrenowany i prący do konfrontacji.

Andrzej Duda wyglądał na zaskoczonego. Dotąd to on w tej kampanii tryskał energią, Komorowski zaś usypiał publiczność. Tego wieczoru jakby zamienili się rolami. Duda był zbyt miękki i zbyt ugrzeczniony: „Panie prezydencie to, panie prezydencie tamto”. Zaś jego przeciwnik – agresywny jak bokser, wychodzący do walki o mistrzostwo.

Początek Komorowski miał łatwy: armia, bezpieczeństwo, polityka zagraniczna, wszystko to dziedziny, w których czuje się jak ryba w wodzie. Duda mówił o straconej szansie na tarczę antyrakietową? PBK ustawił go szybko w narożniku: „dziś wydajemy na modernizację armii 8 mld rocznie, w czasach PiS połowę tego”.

„PiS, rządy PiS, czasy PiS” – w wypowiedziach Komorowskiego powracały jak bumerang. To nie był przypadek, ale plan. W końcu Duda zareagował na przylepianie mu partyjnej łatki. PBK jakby na to czekał: „czy wspominanie PiS kandydat uznaje za przytyk?”

Duda się gubił. Nie potrafił zmieścić się z wypowiedziami w wyznaczonym czasie. Najczęściej „przewalał”, ale czasem zostawało mu kilka sekund – co robiło wrażenie, jakby nie miał niczego do powiedzenia. Prezydent zaś trafiał idealnie.

Kolejne rundy dotyczące bezrobocia, spraw społecznych, wieku emerytalnego powinny być trudniejsze dla Komorowskiego. To on w końcu reprezentuje obóz władzy i ma za co dostawać po grzbiecie. Jednak PBK umiejętnie schodził z linii ciosu: „za czasów PiS za granicę wyjeżdżało 500 tysięcy Polaków rocznie, teraz 60 tysięcy”. Albo atakował personalnie: „mówi pan o bezrobociu, a przecież pan od 9 lat blokuje etat na uczelni”.

Komorowski zdobywał punkty w każdym pytaniu. I coraz częściej faulował – przerywał Dudzie, wybijał go z rytmu, dogadywał: „Czy jest pan członkiem PiS”, „Proszę odpowiedzieć na proste pytanie”. Konkurent nie był na to przygotowany. Wyraźnie go to złościło.

Także w pytaniach, które zadawali sobie pretendenci – jednoznacznie zwyciężył Komorowski. Miękko przeszedł nad tym, że w ciągu trzech dni zmienił zdanie w sprawie noweli konstytucji. Pytany o Jedwabne, wygłosił piękną tyradę o tym, że silny naród jest w stanie zmierzyć się z przeszłością, a swą wypowiedź poparł jeszcze autorytetem Lecha Kaczyńskiego. Przyznawał: „byłem radykałem”, „siedziałem w więzieniu”, ale to było w czasach walki z komuną. Zaś maglowany o obietnice wyborcze PO znów celnie kontrował: „Zgoda, że nie wszystkie obietnice da się zrealizować”, ale „pan naobiecywał już na ponad 200 mld zł”, „albo podniesie pan podatki, albo oszukuje pan ludzi”.

Komorowski miał bardzo konkretny plan. Na podstawie starych wypowiedzi Dudy chciał wykazać, że jego konkurent zmienia poglądy w najistotniejszych sprawach: dopłaty do rolnictwa, górnictwo i emisja CO2, karanie lekarzy za in vitro. A gdy Duda się bronił: „Nigdy tego nie mówiłem”, Komorowski maszerował w jego kierunku z kartką z cytatem. Dziennikarze protestowali, że nie wolno chodzić po studiu i że nie taka była umowa. No ale kto zatrzyma prezydenta? Komorowski poszedł, widzowie to zapamiętali.

I tak w końcu, tuż przed finałem, mógł zapytać: który Duda jest autentyczny. Kiedy Duda mówi prawdę, a kiedy oszukuje? I po to był cały ten wywód!

Komorowskiemu szło tak dobrze, że przestał się pilnować. Ostatni punkt debaty – oświadczenia kandydatów – przegrał. Zapomniał podziękować Dudzie, widzom, dziennikarzom. Wygłosił średnie, zbyt agresywne przemówienie, w dodatku znów posiłkował się kartką. Straszył PiS-em, co dotąd w tej kampanii nie działało: „Ja nie mam żadnego prezesa”. Duda zaś mówił z energią do tych, którzy mają nadzieję na zmianę. To było dobre wystąpienie – co nie dziwi, bo AD powtarza je – w różnych wariantach – na swoich wiecach.

Końcówka była więc Dudy, ale debata – jak na mój gust – ewidentnie Komorowskiego. Sztab PiS chyba nie myślał, że PBK jest w stanie się tak szybko i skutecznie pozbierać. Obie strony mają nad czym główkować. TVN 24 zaprasza na czwartek. Komisje wyborczena niedzielę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej