Kino rozwalcowane

Hiszpanie, zarówno ci związani z branżą, jak i zwykli kinomani, dalecy są od zachwytu nad filmami powstającymi dziś w ich kraju. Osobie postronnej może się to wydać dziwne - przecież mają Pedro Almodóvara, Carlosa Saurę, Javiera Bardema, Penelopę Cruz i innych artystów światowego formatu. Jeżeli jednak przyjrzymy się bliżej hiszpańskiej kinematografii, okazuje się, że sukcesy odnosi wąska grupa twórców, zaś olbrzymia większość niemałej przecież produkcji to filmy przeciętne.

04.05.2003

Czyta się kilka minut

Dotyczy to w szczególności kina artystycznego, wymagającego oryginalności i bezkompromisowości. To paradoks, że kultura hiszpańska, znana z wielkiej kreatywności, na polu filmu radzi sobie najlepiej w formach realistycznych i komercyjnych.

Almodóvar - i co dalej?

Pedro Almodóvar jest bez wątpienia jedną z największych osobowości kina europejskiego. Z artysty niezależnego i skandalizującego w latach 80. stał się dziś ulubieńcem masowej publiczności, zachowując szacunek i uznanie bardziej wymagających widzów. Podobnie jak inni giganci filmu, zdołał stworzyć własny świat niepodobny do wszystkiego, co przed nim w kinie wymyślono. Poza mistrzostwem w operowaniu językiem filmowym, widzów na całym świecie uwodzi przede wszystkim oryginalność jego opowieści. Almo-dóvar przekształca i tak już atrakcyjną hiszpańską rzeczywistość w nieprawdopodobne a zarazem wiarygodne historie, w których poprzez świat ekscentryków i wykolejeńców poznajemy bogactwo kultury hiszpańskiej.

Oryginalność Almodóvara nie jest jednak reprezentatywna dla współczesnego kina hiszpańskiego. Wręcz przeciwnie, hiszpańskie filmy cierpią na chroniczną przeciętność. Kiedy ogląda się je w większej ilości, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że przejechał po nich walec, który wyrównał poziom i styl. Niewiele jest wprawdzie filmów złych, nieudolnie zrobionych, ale brakuje dzieł wyjątkowych, niepowtarzalnych.

Moi hiszpańscy rozmówcy twierdzą, że w dużej mierze winien jest system wspierający krajową produkcję. Jak wszędzie w Europie, hiszpańska kinematografia zależna jest od funduszy publicznych, co w połączeniu ze środkami komercyjnymi pozwala na produkowanie ponad 100 filmów pełnometrażowych rocznie. To sporo, ale biurokratyczne procedury i wymogi powodują, że filmowcy muszą rezygnować z oryginalności na rzecz solidnych i bezpiecznych projektów. Niewielu hiszpańskich twórców ma możliwość realizacji prawdziwie autorskich obrazów - są to przede wszystkim uznani filmowcy, rzadko debiutanci.

Carlos Saura jest z pewnością wielkim reżyserem, jednak jego ostatnie filmy nie spotkały się z dobrym przyjęciem. Pokazywana na zakończenie 49. MFF w San Sebastian pełna efektów specjalnych superprodukcja „Bunuel i stół króla Salomona”, zapowiadana jako dzieło jego życia oraz pożegnanie z mistrzem i przyjacielem Luisem Bunuelem, została uznana za wybitnie nieudaną, wręcz grafomańską. Saura kręci także ekranizacje spektakli muzycznych (ostatnio „Salome”), co spotyka się z odbiorem tak krytycznym, jak w przypadku najnowszych ekranizacji lektur szkolnych autorstwa naszych polskich reżyserów.

Inny weteran, Vicente Aranda, także obrał bezpieczną drogę i choć jego fresk historyczny „Joanna Szalona” jest filmem interesującym, nie wnosi jednak nic świeżego do współczesnego kina. Nie jestem pewien, czy reżyserowi uda się to osiągnąć również w ekranizacji „Carmen”, nad którą obecnie pracuje.

Nie najlepiej wiedzie się także wielkiej nadziei Hiszpanów, Julio Medemowi, znanemu w Polsce dzięki „Kochankom z kręgu polarnego”. Jego ostatnie dzieło „Lucia i seks” nie należy do udanych, jednak reżyser nie rezygnuje z obranej przez siebie drogi i pozostaje nadzieja, że zaskoczy nas wkrótce kolejnym ciekawym filmem.

Wierny swoim obsesjom pozostaje także Bigas Luna, choć jego najnowszy film „Pieśń morza” nie wzbudził tylu emocji, co skandalizujące przed laty „Złote jaja” i „Bilbao”. Trudno powiedzieć, czy reżyser złagodniał, czy też inne powody powstrzymują go od kręcenia drastycznych produkcji erotycznych, które przyniosły mu sławę. Fakt, że jego ostatnie filmy nie odnoszą sukcesów, każe przypuszczać, iż rozgłos zawdzięczał on głównie wywoływanym przez siebie skandalom.

Alex de la Iglesia, kultowy reżyser obdarzony wielkim poczuciem (bardzo czarnego!) humoru, wyreżyserował ostatnio
„800 naboi”, film iście familijny. Oby nie była to zmiana na trwałe, bo fani na całym świecie oczekują filmów na poziomie „Dnia bestii” i „Perdity Durango”.

Braku konsekwencji nie można zarzucić Katalończykowi Venturze Pons, bardzo popularnemu reżyserowi, głównie filmów o tematyce gejowskiej. Jego ostatni film, anglojęzyczny „Pokarm miłości”, był jednym z najczęściej pokazywanych na światowych festiwalach.

Bez wątpienia największym międzynarodowym sukcesem kinematografii hiszpańskiej w ostatnich latach był dreszczowiec Alejandro Amenabara „Inni” z Nicole Kidman w roli głównej. Ten anglojęzyczny film okazał się kolejnym dowodem nato, że Hiszpanie doskonale odnajdują się w świecie ponadnarodowych produkcji. Antonio Banderas, Victoria Abril, Javier Bardem czy Penelope Cruz znani są kinomanom na całym świecie - głównie z ról w amerykańskich filmach. Hiszpańscy producenci chętnie pracują z zagranicznymi reżyserami, jak Portugalczyk Manoel de Oliveira, Brytyjczyk Ken Loach, Francuz Barbet Schroeder czy Peruwiańczyk Francisco Lombardii.

Festiwalowa posucha

Nie sposób przecenić roli, jaką Hiszpania odgrywa w kinematografii Ameryki Łacińskiej. Trudno jest znaleźć w tym regionie znaczącą produkcję, w której udziału nie miałby ten kraj. Od nominowanego do Oscara wyciskacza łez „Syn Panny Młodej” z Argentyny po mało przystępny debiut „Japón” z Meksyku, w prawie wszystkich sukcesach kina latynoamerykańskiego ostatnich lat ważną rolę odegrali producenci i filmowcy hiszpańscy.Natomiast mało znane za granicą i równie mało zachwycające są hiszpańskie filmy dokumentalne, chociaż powstaje ich wiele. Hiszpanie utrwalają w formie pełnometrażowych dokumentów głównie wydarzenia z własnej i światowej historii, portrety artystów (zanim odejdą z tego świata) i znikające elementy tradycyjnej kultury swojego kraju, który w ciągu ostatnich 30 lat zmienił się diametralnie.

Z kolei studiując listy filmów nagrodzonych ostatnio na najważniejszych festiwalach, trudno doszukać się tam dzieł hiszpańskich. Tylko nielicznym udaje się zakwalifikować do sekcji konkursowych w Cannes, Wenecji i Berlinie. Wyjątek stanowi oczywiście twórczość Pedro Almodóvara, ale on wydaje się tracić zainteresowanie współzawodnictwem z innymi filmowcami i pewnie dlatego nie zgłosił „Porozmawiaj z nią” na żadną z liczących się imprez. Rażący jak na tak dużą kinematografię brak sukcesów festiwalowych potwierdza dominującą w niej przeciętność.

To, co najlepsze w kinie hiszpańskim, można zobaczyć na dobrą sprawę tylko w Hiszpanii lub śledząc wyspecjalizowane imprezy filmowe. Bezkonkurencyjny pod tym względem jest MFF w San Sebastian obchodzący w zeszłym roku 50-lecie. Wprawdzie jest to festiwal międzynarodowy klasy „A”, na którym obejrzeć można filmy z całego świata, jednakże szczególne miejsce ma na nim zapewnione kino hiszpańskie. Tak jak filmy włoskie mogą liczyć na specjalne względy na MFF w Wenecji, a niemieckie na Berlinale, tak MFF w San Sebastian stara się promować rodzimą produkcję i pokazywać światu filmy, które inaczej nie miałyby szans zaistnieć za granicą. Zwycięzcą zeszłorocznej edycji tego festiwalu został ku ogromnejradości Hiszpanów film reżysera Fernando Leon de Aranoa „Poniedziałki w słońcu”. 35-letni León de Aranoa, autor nagradzanych przed kilku laty w Hiszpanii filmów „Rodzina” i „Dzielnica”, jest uważany za wielką nadzieję hiszpańskiej kinematografii. „Poniedziałki w słońcu” w pełni potwierdzają jego talent. Potrafił on z przygnębiającej opowieści o bezrobotnych stoczniowcach z galicyjskiego portu Vigo wydobyć szeroką gamę emocji, nie tylko negatywnych, dzięki czemu nie popadł w patos i udało mu się zjednać sympatię dla swych bohaterów. Główną rolę w filmie wspaniale zagrał Javier Bardem, którego grze aktorskiej Hiszpanie przypisują niemalże boskie atrybuty. Pomimo bezsprzecznych zalet „Poniedziałki w słońcu” nie zrobiły międzynarodowej kariery. Każdy kraj ma własne problemy i kino społeczne z zagranicy często nie przemawia do lokalnej publiczności.

Jeszcze bardziej hermetyczny jest film „W budowie” Jose Luisa Guerina nagrodzony Grand Prix Jury na 49. MFF w San Sebastian. Film powstawał równocześnie z nowym apartamentowcem budowanym w starej portowej dzielnicy Barcelony. Za pomocą obrazów dokumentalnych, w które wpleciona została fabuła, Guerin zdołał opisać zmiany, jakie powoduje naruszenie naturalnego porządku życia danej społeczności. Poprzez subtelne obserwacje zachowań starych mieszkańców osiedla wobec wprowadzających się „nowych” pokazywał nieodwracalność zaistniałych zmian. Entuzjazm jury i publiczności nie przełożył się jednak na sukces kasowy, choć film pokazywany był na wielu imprezach skierowanych do wyrobionej publiczności.

*

Spośród debiutów hiszpańskich reżyserów w ostatnich latach najciekawsze wydają się dwa: „Dzicy” Carlosa Molinero i „El Bola” Achero Manasa. Obydwa dotykają problemów społecznych współczesnej Hiszpanii i czynią to w realistycznej formie. Tytułowi „Dzicy” to skini z miasteczka na południu Hiszpanii, przegrana młodzież wychowywana przez przegranych i sfrustrowanych dorosłych. Film jest wart uwagi ze względu na doskonałą grę aktorów i bezkompromisowość, z jaką reżyser portretuje bohaterów. „El Bola” zaś to szokująco wiarygodna opowieść o znęcaniu się nad dzieckiem w pozornie normalnej rodzinie. Podobnie jak otoczenie chłopca, widzowie przez pierwszą część filmu mogą się tylko domyślać jego sytuacji.

Ale nawet tak ciekawe debiuty nie są w stanie zaprzeczyć smutnej diagnozie: Hiszpanie są nadal obecni w kinie światowym, lecz nie wyznaczają nowych trendów. Idą raczej przetartymi szlakami i zadawalają się współpracą z najlepszymi.

PIOTR KOBUS jest szefem Agencji Promocji Manana, zajmującej się promocją i rozpowszechnianiem kina iberoamerykańskiego w Polsce. Główne projekty Agencji to Festiwal Filmów Latynoamerykańskich, którego czwarta edycja odbędzie się w czerwcu tego roku, zajęcia Sztuka Filmowa Ameryki Łacińskiej w Centrum Studiów Latynoamerykańskich UW oraz cykl kina latynoamerykańskiego na Festiwalu filmowym NOWE HORYZONTY w Cieszynie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2003