Kino pod specjalnym nadzorem

Eksplozja talentów, wysyp międzynarodowych nagród, bliskie spotkanie z rodzimą publicznością trwały w przypadku czeskiej Nowej Fali zaledwie kilka lat – były to jednak wspaniałe lata.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

„Pali się, moja panno” w reżyserii Miloša Formana / MATERIAŁY PRASOWE
„Pali się, moja panno” w reżyserii Miloša Formana / MATERIAŁY PRASOWE

Zazdrość – to uczucie ogarnia polskiego czytelnika, kiedy zagłębia się w prywatną historię czeskiego kina przez Josefa Škvoreckiego spisaną. Nasze kino nie doczekało się kronikarza tak wybornego i tak organicznie zżytego z rodzimą twórczością filmową w czasach jej największego rozkwitu. Podobną rolę mógł u nas spełnić chyba tylko Tadeusz Konwicki: naoczny świadek i aktywny uczestnik peerelowskiej kinematografii. Jego auto­biograficzna proza dawała przedsmak tego, czym mogłaby być książka „Wszyscy ci wspaniali chłopcy i dziewczyny”, gdyby powstała w Polsce.

Niechaj nie zwiedzie nas jej gawędziarski chwilami ton. Twórca „Fajnego sezonu” opowiada o „najfajniejszym sezonie” czeskiego filmu, jakim była Nowa Fala, stając się historykiem, antropologiem kultury i anegdociarzem w jednym. Książka złożona z wykładów prowadzonych przez pisarza na Uniwersytecie w Toronto niedługo po wyjeździe z kraju, a więc powstała głównie z myślą o czytelniku zachodnim, staje się minitraktatem o sprawach wagi ciężkiej. „Czeska tragedia”, jaką było w sierpniu 1968 r. stłumienie Praskiej Wiosny przez „bratnią pomoc”, oznaczała dla Škvoreckiego nie tylko zniszczenie wyjątkowo urodzajnej i promieniującej w różnych kierunkach kultury, znaczonej nazwiskami Miloša Formana, Jiříego Menzla czy Věry Chytilovej. Przyniosła nie tylko zakneblowanie czy banicję twórców tudzież zamknięcie na lata kopii filmowych w sejfach wytwórni Barrandov, ale także fatalistyczne wypełnienie odwiecznego środkowo­europejskiego losu. Pisarz tropi więc ów los w rozlicznych życiorysach, w odpryskach wielkiej historii i drobnych zdarzeń, w wypisach z książek i filmów.

Okazuje się, że u progu lat 60. XX w. nie byliśmy jedynym wesołym barakiem w obozie. Jeszcze nad Pragą górował niczym King Kong gigantyczny pomnik Stalina, a już w klubach bawiono się w rytmie jazzu i swingu, powstające niezależnie teatry małych form rozbrzmiewały absurdalnym humorem, czytano podziemnego Hrabala. „W dodatku ich rewolucyjność, chyba po raz pierwszy w historii, polegała na całkowitej apolityczności” – wspomina Škvorecký ówczesną liberalizację, odtwarzając klimat narodzin jednego z najważniejszych zjawisk europejskiego kina. Sam był jednym z jego ojców chrzestnych. Jako syn dyrektora kina w miasteczku Náchod dzieciństwo spędził na oglądaniu filmów. Nie ukończył jednak legendarnej szkoły filmowej FAMU, a jego głównym żywiołem pozostawała literatura. Pozwoliło mu to zająć pozycję insidera i outsidera jednocześnie. Pisał scenariusze, grywał niewielkie rólki (według Formana był zbyt inteligentny na naturszczyka), biesiadował, podpowiadał i doradzał. Przede wszystkim jednak bacznie obserwował.

Twórcę „Miłości blondynki” poznał jeszcze jako małego chłopca, który przesiadywał wśród beczek z kapustą w sklepie swego wuja – po tym, jak ojciec Formana został omyłkowo aresztowany przez hitlerowców i zamordowany w Buchenwaldzie, a matka w Auschwitz. Škvorecký patrzy na jego kino właśnie przez pryzmat tamtych doświadczeń: podszyte groteską okrucieństwo życia w takich filmach jak „Czarny Piotruś” wyrasta, jego zdaniem, z dziecięcych traum. Najważniejsze dla reżysera stało się opowiadanie „zabawnych historii”, jakby w nich, co wiedział już Charlie Chaplin, odbijał się najwierniej tragizm naszego życia. Stało się to znakiem rozpoznawczym nie tylko samego Formana, ale całej czeskiej Nowej Fali. Jedynie ówczesnemu prezydentowi Antonínowi Novotnemu nie było do śmiechu. Kiedy w „Pali się, moja panno” podczas sceny balu w remizie ktoś kradnie salceson, strażacki sąd nad złodziejem natychmiast skojarzy się decydentom ze stalinowskim procesem Rudolfa Slánskiego, a oburzeni fatalnym wizerunkiem czechosłowaccy strażacy odmówią gaszenia pożarów.

Podobnie zawadiacka nuta przebija z gawędy Škvoreckiego na każdym kroku. Wtedy, gdy wspomina o aferze zwanej „urologiczną nocą”, kiedy to dwójka piosenkarzy, Eva Pilarová i Waldemar Matuška, została oskarżona o sikanie w Karlowych Warach z balkonu hotelu Pupp na delegację robotników (obecny na miejscu przestępstwa Karel Gott miał im śpiewać swój przebój „Gdzie szumi rzeki nurt”). I wówczas, gdy wspomina o niekończących się korowodach z cenzurą w przypadku własnych projektów: adaptacji powieści „Tchórze” czy ekranizacji scenariusza „Eine kleine Jazzmusik”. W czeskim kinie zajął ostatecznie pozycję mistrza drugiego planu, choć jego zasługi, podobnie jak podczas emigracji w Kanadzie na niwie wydawniczej, pozostają nie do przecenienia.

Autor „Przypadków inżyniera ludzkich dusz” w kinie cenił nade wszystko pracę zespołową. Pisząc o sukcesach Formana, dostrzegał wpływ, jaki odcisnęli na nim bliscy współpracownicy: Ivan Passer czy Jaroslav Papoušek – i vice versa. Pierwszy z nich, twórca wybitnego filmu „Intymne oświetlenie” z 1965 r., nazywany przez autora filozofem kina, trochę mimochodem zdefiniował fenomen czeskiej Nowej Fali: „Lubię małe filmy, które jakby przypadkiem są ważne”. Nic dodać, nic ująć. Z kolei u twórcy filmów o rodzinie Homolków doceniał Škvorecký przede wszystkim odwagę, by pokazać w zwierciadle bezwzględnej satyry „małego czeskiego człowieka”, który wraz ze swoim piwem i kiełbaskami stanowi doskonały „obiekt dla manipulatorów i dyktatorów”. Nie jest to jedyny moment, kiedy polski czytelnik uśmiechnie się pod nosem.

Dowiadujemy się też sporo o tworzących Nową Falę „wspaniałych dziewczynach”, jakkolwiek z autorką „Stokrotek”, Věrą Chytilovą, miał autor z początku pewien problem. Irytował go jej „bojowy feminizm” („bardziej mi się podobała Věra niż jej scenariusz”), lecz doceniał pionierską postawę. W czasach, kiedy w obowiązującym słowniku krytyczno-filmowym istniało jeszcze socrealistyczne określenie „zwyrodniały formalizm”, Škvorecký dostrzegł w młodszej koleżance rewolucjonistkę formy i kibicował jej kolejnym przedsięwzięciom.

Jednak prawdziwą heroiną filmowych wspomnień pisarza jest mało u nas znana Ester Krumbachová, najbarwniejszy z ptaków ówczesnej praskiej bohemy: polityczna awanturnica, fanatyczna miłośniczka kotów, pisarka, scenarzystka i autorka kostiumów do sztandarowych filmów Nowej Fali. Bez takich kobiet historia kina byłaby jedynie płaską czytanką. To Krumbachová podczas sylwestrowej nocy 1967 r. przepowiedziała z Biblią w ręku sierpniową inwazję wojsk Układu Warszawskiego. Jej związek z Janem Němcem przyniósł jeden z najważniejszych tytułów filmowego nurtu – „O uroczystości i gościach” (1966), który do dziś stanowi przeszywające studium „aksamitnego terroru”.

Prócz pikantnych dykteryjek czytelnik znajdzie także w książce nieliczne polonica. Jan Němec podczas studiów na FAMU nakręcił w ramach pracy rocznej adaptację opowiadania Marka Hłaski „Najświętsze słowa naszego życia”, ale ponieważ cała akcja filmu rozgrywała się w łóżku, nie mogło się to skończyć dobrze: negatyw filmu został skradziony. A byłaby to pierwsza w pełni rozbierana scena w czechosłowackim kinie od czasu słynnej „Ekstazy” Gustava Machatego z 1933 r. Škvorecký przywołuje także nazwisko Andrzeja Wajdy, kiedy porównuje atmosferę w Czechosłowacji po 1968 r. do epoki maccartyzmu. Zastanawia się, na ile propozycja roli wysłana dekadę później przez polskiego reżysera Pavlowi Landov­skiemu (nie podaje, niestety, o jaki film chodziło) spowodowana była jego dysydenckim życiorysem. Po zdławieniu Praskiej Wiosny wszystko nagle stało się podwójnie podejrzane.

Co chwila słychać w tej opowieści nostalgiczne to se né vratí. Eksplozja talentów, wysyp międzynarodowych nagród, bliskie spotkanie z rodzimą publicznością trwały w przypadku Nowej Fali zaledwie kilka lat, za to następujący potem kulturalny zastój przeciągnął się na dwie dekady. Niektórzy z dawnych „rewolucjonistów” złożyli samokrytykę, by móc dalej pracować, inni wyjechali, jeszcze inni, jak Evald Schorm, do czasu Aksamitnej Rewolucji będą mieć duży problem z kręceniem i pokazywaniem swoich filmów w ojczyźnie. Czy to przypadek, że ten właśnie reżyser, znany z niezłomnej postawy, w filmie „O uroczystości i gościach” zagrał jedynego na przyjęciu idealistę, który nie pozwala gospodarzowi uczynić się na siłę „szczęśliwym”?

W książce znajdziemy wiele podobnych przykładów nonkonformizmu, zadających kłam stereotypowym wyobrażeniom na temat ugodowych „Pepików”. Taki na przykład Jiří Menzel zrezygnował z jurorowania na festiwalu filmowym w Locarno – „w proteście przeciwko temu, że przyjęto do konkursu filmy krajów, które nas okupowały i które powiedziały światu, że wiedzą, czego chcą narody Czechosłowacji, lepiej od nich samych”. Za to Jaromil Jireš, reżyser m.in. „Żartu” (1969) według powieści Milana Kundery, jak mało który filmowiec z tej części Europy zdołał uchwycić prawdziwy dramat artysty walczącego z systemem. Jego słowa – „Okres, w którym główną wartością artystyczną jest odwaga, to wiek ciemności” – brzmią dzisiaj jak gorzki przyczynek do polskiego kina moralnego niepokoju i wszelkiej twórczości zaangażowanej.

Ale Škvorecký cytuje również takie głosy: „Istnieje przedziwna sprzeczność pomiędzy dojrzałością człowieka jako jednostki a infantylizmem człowieka jako stworzenia społecznego. (...) W każdym procesie, każdej uroczystości, każdym mundurze i – proszę o wybaczenie – w każdej konsekwentnej realizacji idei filozoficznych odczuwam większą czy mniejszą dozę infantylizmu”. Czy to Gombrowicz? Nie, to wspomniany Ivan Passer. Równie znajomo brzmi zdanie innego nowofalowca, Antonína Mášy: „Pomiędzy godardowskim romantyzmem a tym z czeskich filmów jest taka różnica, że (...) oprócz pewnej słowiańskiej ociężałości mamy (...) jeszcze tę wadę (czy zaletę), że chcąc nie chcąc z większą miarą odpowiedzialności myślimy wciąż o losach swego narodu”. Lektura Škvoreckiego dostarcza wielu passusów jakby wyjętych wprost z naszych głów. Okazuje się, że nawet polska „Seksmisja” mogła nie być dziełem w stu procentach polskim: w 1966 r. Jan Schmidt nakręcił film „Koniec sierpnia w hotelu Ozon”, wymyślony ponoć już wiele lat wcześniej i z opisu fabuły jako żywo przypominający głośną komedię Juliusza Machulskiego z 1983 r.

Bo mieliśmy – i mamy – z Czechami wiele nieoczywistych połączeń, choć to właśnie w kinie zaznaczały się najdobitniej dzielące nas różnice. „Pociągi pod specjalnym nadzorem” (1966) Menzla czy nowelowe „Perełki na dnie” (1965) są najlepszym dowodem na to, że nie byłoby czeskiej Nowej Fali, tak jak nie byłoby Szkoły Polskiej, bez bliskiego spotkania kina i literatury. Z drugiej strony, o czym przypomina Andrzej Werner w posłowiu zatytułowanym „Czeskie pytania”, jakże inny był ton naszych i ich antyheroicznych obrachunków, jakże inaczej opisywano i wartościowano w filmach zwykłe ludzkie życie. Warto też się zastanowić, na ile dziś w kinie naszych sąsiadów żywa jest owa mityczna ciągłość pokoleniowa z Nową Falą, przypisywana jeszcze niedawno kinu Sašy Gedeona, Jana Hřebejka czy Jana Svěráka. Czy najmłodsze pokolenie również potrafi „kochać ludzi” – co według Menzla było tajemnicą sukcesu jego wczesnych filmów?

Dziś w Polsce, równo 50 lat po wydarzeniach określanych przez pisarza mianem „finis Bohemiae, kraju o kulturze zachodniej”, można czytać książkę Škvoreckiego miejscami jak proroctwo. Historia w tej części Europy lubi bowiem niebezpiecznie się powtarzać i posiada bardzo ironiczne poczucie humoru. Weźmy choćby przywołaną przez autora sztukę niejakiego Vratislava Blažka pod tytułem „Tragedia kornika”, powstałą tuż po wojnie. Walka brygad socjalistycznych z leśnym szkodnikiem przynosi nieoczekiwane zakończenie: kornik „zjada nie tylko las, lecz również wszystkich członków brygady, łącznie z gajowym”. To mogli wymyślić tylko Czesi – ale może znajdzie się dzisiaj u nas ktoś, kto by to sfilmował...? ©

Josef Škvorecký, WSZYSCY CI WSPANIALI CHŁOPCY I DZIEWCZYNY, przeł. Andrzej S. Jagodziński, Pogranicze, Sejny 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018