Kicz i okrucieństwo

Wojciech Plewiński, fotograf: Każda fotografia jest dokumentem. I to jest ważne. A nie to, czy zrobiłem świetne zdjęcie. Rozmawiała Magdalena Rybak.

08.04.2008

Czyta się kilka minut

Pejzaż polski /fot. Wojciech Plewiński /
Pejzaż polski /fot. Wojciech Plewiński /

Magdalena Rybak: Kielecczyzna?

Wojciech Plewiński: "Wierna rzeka" Żeromskiego, Łośna na Kielecczyźnie. Czerwiec, przełom lat 70. i 80. Spędzałem tam weekend z dziewczyną. Siedzieliśmy na górce. Przez obiektyw patrzyłem na zawijasy rzeki rozlanej wśród łąk. Nagle zobaczyłem krowę, która spokojnie schodzi w dół i pije wodę. Pomyślałem, że bardzo to sielskie, i w tym momencie zbiegło z góry w gumiakach dojrzewające dziewczę. I zaczęło tę pijącą krowę okładać drągiem. Miałem długi obiektyw i po wywołaniu filmu okazało się, że sfotografowałem to w sposób udany. Zdążyłem to zauważyć i pochwycić. To zdjęcie bardzo cenię. Przypomina mi słowo "pastwisko", które pochodzi od "pastwienia się". Jest doskonałym obrazem stosunku człowieka do zwierzęcia, do świata w ogóle. W tej sielskości kryje się duża dawka agresji.

Pejzaż mentalności polskiej?

Myślę, że tak. Gdyby pani zapytała mnie o książkę, którą sobie najbardziej cenię, wskazałbym na "Szkice piórkiem" Bobkowskiego. Cenię jego obserwacje i ocenę świata. Pisze przenikliwe i z dużą dozą goryczy.

To, co "uchwycone"?

Zauważone. Mam teczkę i folder zatytułowane "Zauważone". Tam wrzucam takie pojedyncze zdjęcia. Fotografia to sprawa refleksu. Niechętnie o tym mówię, ale przyznam się, że wynoszę to z myślistwa: rozpoznać i trafić; trzeba być przygotowanym i zdecydować się natychmiast.

Instynkt myśliwego?

Nie obnoszę się z tym, ale wiem, że tak jest. Są oczywiście tacy, co świetnie polują i nie fotografują, lub odwrotnie. W moim indywidualnym doświadczeniu te dwa bieguny się spotykają. To sprawdza się i w teatrze, i w reportażu. Jeśli na scenie toczy się akcja, ja wiem, na co się zanosi, i staram się być we właściwym miejscu. W życiu podobnie. Wszystko jest płynne. Oni są w ruchu i ja jestem w ruchu. Czasem mam wrażenie, jakby z góry jakiś reżyser tym kierował.

Kwestia czujności?

Skupienia. Idealne warunki stwarza wyjazd. Kompletne wyrwanie się z otoczenia i czasu, w jakim człowiek musi służyć różnym sprawom. Mam aparat, sam sobie narzucam sposób działania. I myślę tylko o tym, że muszę zauważyć, zamknąć w ramki. To może być martwa natura, pejzaż albo jakieś maksymalnie ruchliwe rzeczy. Teraz byłem nad Pacyfikiem w Kalifornii. Widziałem pelikany, które z lotu gwałtownie nurkują. Niespodziewanie składają się i idą w wodę jak pocisk. Starałem się to zanotować. To była zabawa. Tak żeby zdążyć. Jakby sprawdzian techniczny.

Zauważyć, zanotować…

Potem wybrać. Teraz już nie ma filmów i ciemni. Teraz wszystko dzieje się na ekranie komputera. Nauczyłem się tak pracować, ale wolę odbitki papierowe. Są bardziej osobiste. Mogę je układać w cykle, zestawy i różnie montować. Same tworzą znaczące ciągi.

Teatr to była lekcja zauważania?

Lekcją jest bycie w ruchu, w nowych środowiskach. Wtedy pojawia się największe napięcie. Oglądanie tej samej sztuki po raz drugi czy trzeci osłabia to skupienie. Dlatego wolałem fotografować sztukę bezpośrednio po jej obejrzeniu. W teatrze wszystko rozgrywa się na wielkiej przestrzeni, aktorzy przerzucają się słowami po parę metrów. Żeby zrobić zdjęcia oddające istotę przedstawienia, wszystko musiałem przereżyserować. To był ogromny wysiłek i wielka radość twórcza. Bardzo cenna była przy tym współpraca reżyserów. Zwłaszcza gdy mieli wykształcenie plastyczne lub byli wizjonerami takimi jak Andrzej Wajda, Józef Szajna, Jerzy Grzegorzewski. Porozumienie było fundamentem pracy. Chodziło o to, by powstał dokument z wydarzenia.

Na ile świat teatru przenosi Pan w świat fotografii zewnętrznej?

Spostrzegawczość i skupienie, które pozwalają więcej dostrzec z niejakim wyprzedzeniem - to się z teatru wynosi. To się przydaje w wyczuciu światła i relacji międzyludzkich. Ot, choćby niedawno zdarzyło mi się na przykład brać udział w zebraniu Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy. Zebranie we wspaniałych muzealnych salach. Wiekowi mężczyźni, świetne twarze, rasowe typy. I ja robię zdjęcia dla siebie. Portrety. Tu się na pewno doświadczenie z teatru przydało. Życie to teatr i na odwrót.

Co jest pierwsze - przeczucie czy zauważenie?

Gotowość. Potem jest spostrzeżenie, trochę poza świadomością. I jeżeli jestem bez sprzętu, a sytuacja jest godna zdjęcia, pozostaje żal, że ono nie powstało. Taka wrażliwość, taki rozpęd zawodowy. Po pracy w "Przekroju" pozostało mi wyczulenie na pewien typ kobiet na ulicach i do tej pory nieświadomie zdarza mi się przelotne stwierdzenie: "O, przeszła dziewczyna z okładki". Nie fotografuję jej, oczywiście.

A nad tą rzeką miał Pan przeczucie?

Nie miałem. Dziewczę zbiegło nagle. Ale była to na tyle szczęśliwa sytuacja, że miałem aparat w ręku

Pejzaż jest dla Pana ważny…

Pejzażu się człowiek ciągle uczy. Każdy jako dziecko jest związany z jakimś otoczeniem. Wtedy świat zamyka się dokoła w takiej, a nie innej formie. Myślę, że ludzie z Małopolski za ładny pejzaż uznają góry, świerki i skaliste potoki. Ludzie z Mazowsza - łąki, łany zbóż, duże przestrzenie. To człowiek w sobie nosi. Ogromnym przeżyciem jest dla mnie wyjazd i zmiana krajobrazu. Zwłaszcza coś zupełnie nowego, jak ostatnio w Ameryce Wielki Kanion albo wybrzeże Pacyfiku. Ale mnie wzrusza każdy pejzaż. Bardzo ważne jest dla mnie życie w naturze. I notowanie, nie tylko fotograficzne, jej urody lub jej braku urody. Małopolska np. jest strasznie zapaskudzona złą nową architekturą. A już na Dolnym Śląsku wieś jest wsią, miasto miastem, a pola polami. To jest zupełnie inny porządek, historyczny wynik innego prawa zabudowy.

To jest Pana pejzaż?

Mieszkałem w wielu miejscach i dużo jeździłem po kraju. Mam sentyment do odmienności pejzaży. Bliskie są mi Góry Świętokrzyskie, ale też Podhale, Sądecczyzna, Pieniny, Dolny Śląsk i Karkonosze. I rozlewiska Biebrzy. I Mazury.

Pan widzi architekturę natury i naturę jako architekta.

Może trochę przez wykształcenie, a przede wszystkim przez wrażliwość na otoczenie. A w ogóle wolałbym mieszkać na wsi niż w mieście. Człowiek miasta ma w głowie mapę miasta - tu jest plac, a dwie ulice dalej kościół. Ja w lesie pamiętam, że jak minę cztery buki, świerk między nimi, to dojdę do polany. To inne odczuwania tego świata.

A dlaczego Pan ten pejzaż kielecki wybrał?

Bo w nim jest gorycz. Kiczowato-sentymentalna uroda tego miejsca i brutalny akcent ludzkiego działania na dole.

Gorycz to suma wszystkich smaków.

To faktycznie fragment syntetyczny. Kicz i okrucieństwo. To jest w nas wszystkich. We wszystkich nakazach judeo-

-chrześcijańskich. Roślina, zwierzę, wszystko ma służyć człowiekowi. I człowiek tego używa. Człowiek to drapieżnik inteligentny i często okrutny. Zresztą ja też nim jestem, polując. Nie ma się nic na swoją obronę, jak się odbiera życie. I doskonale sobie zdaję sprawę, że to nie jest w porządku. Ale nie ma innego świata. Rzeźnik zabija zwierzęta, a my je jemy. To wszystko tak samo śmierdzi. Śmiercią śmierdzi.

Fotografia jest przedłużeniem życia?

Mam do tego dystans. Fotografuję, to jest mój zawód. Ocena tego, co robię, nie należy do mnie. Ale tak na boku, to nazwa "artysta fotografik" mnie drażni. Albo ktoś fotografuje, albo nie. Albo mu to wychodzi, albo nie. Mam do tego za duży dystans. Powinienem zrobić dużo więcej, niż zrobiłem. Mam wszystkie dane i nie w pełni je wykorzystuję. Ta świadomość mi ciąży.

Czyli to jest tylko fotografia?

W moim odczuciu, każda fotografia jest dokumentem. I to jest ważne. A nie to, czy zrobiłem świetne zdjęcie. Ono świadczy o mnie, ale też o świecie dokoła mnie. O tym, jak ja go widzę.? h

ROZMAWIAŁA MAGDALENA RYBAK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]