Kapitulacja prewencyjna

Stała się rzecz niesłychana, rzecz wyjątkowa, rzecz bez precedensu. Niewielką pociechą pozostaje to, że wywołała falę krytyki - w Niemczech, Europie, nawet świecie.

02.10.2006

Czyta się kilka minut

Co się wydarzyło? Na pozór nic szczególnego: Opera Berlińska, instytucja kulturalna o renomie światowej, skreśliła ze swego programu graną od lat operę Mozarta "Idomeneo, król Krety". Dlaczego? Ze strachu. Tak jest: ze strachu przed muzułmańskimi fanatykami. Prewencyjnie. Owszem, był jeden anonimowy telefon z groźbami, ale o konkretnym zagrożeniu nie było mowy.

Mimo to Mozart został poświęcony. Już nawet nie na ołtarzu jakiejś "politycznej poprawności", ale w imię nowego appeasementu: ustępowania fanatykom, i to zanim jeszcze zażądają jakiegoś ustępstwa. Dyrekcja opery nazwała to dyplomatycznie "eliminowaniem ryzyka, które trudno skalkulować". A dlaczego padło na Mozarta? Bo tematem opery, którą mistrz napisał we wczesnym okresie swej twórczości, są religie, w tym islam i Mahomet.

Wieść o tym, co uczyniła Opera Berlińska, rozeszła się po świecie lotem błyskawicy. W Niemczech trafiła na pierwsze strony gazet. Reakcje (zachodnie, rzecz jasna) są najczęściej niesłychanie krytyczne. Niemieccy politycy mówią o "zwykłym tchórzostwie" i "padnięciu na kolana przed terrorystami". Głos zabrała nawet Angela Merkel. "Autocenzura spowodowana strachem jest czymś niedopuszczalnym" - powiedziała kanclerz, która niedawno, jako jeden z niewielu europejskich polityków, wzięła w obronę Benedykta XVI.

Nie tylko politycy komentują poświęcenie Mozarta z niezrozumieniem i oburzeniem. Wiedeński dziennik "Standard" nazywa decyzję Opery Berlińskiej "usłużnym posłuszeństwem", które uderza w całą niemiecką (by nie rzec: europejską) sztukę i kulturę - i porównuje ją do przerwania tamy przez powódź. "New York Times" ocenia, że to reakcje muzułmanów na wystąpienie Benedykta XVI w Ratyzbonie najwyraźniej wystraszyły berlińską scenę artystyczną. "Los Angeles Times" ironizuje: "Mozart przetrzymał już i wspaniałych dyrygentów, i abstrakcyjne inscenizacje - ale nigdy jeszcze libretta do jego oper nie zainteresowały fanatycznych muzułmanów, a tym bardziej nie skłoniły ich do tego, aby wysyłać groźby pod adresem nadwrażliwych dyrektorów".

Inscenizacja "Idomeneo", której autorem jest znany teatralny prowokator Hans Neuenfels, wystawiana była w Operze Berlińskiej od 2003 r. Wywoływała, owszem, kontrowersyjne opinie, ale dotyczyły one artystycznego sposobu, w jaki Neuenfels przekształcił operowe tworzywo, nikt zaś nie oburzał się z powodu krytycznych akcentów dotyczących tej czy innej religii. W inscenizacji Neuenfelsa bohater opery, król Krety Idomeneo, pojawia się na scenie z okrwawionym workiem, z którego wyciąga obcięte głowy Posejdona, Jezusa, Buddy i Mahometa, unosząc je triumfalnie w górę.

Niezależnie od tego, co się sądzi o estetycznym czy etycznym aspekcie prezentowania obciętej głowy Mahometa, Jezusa czy Buddy, to właśnie ów kontekst - fakt, że krytyka odnosi się nie tylko do islamu, ale także innych wielkich religii świata - sprawia, że nawet przy dużej dozie złej woli trudno byłoby mówić o jakichś antyislamskich resentymentach.

Skąd zatem panika? Henryk M. Broder, pochodzący z Katowic żydowsko-niemiecki publicysta i autor książki "Hurra, poddajemy się!", który od dawna ostrzega przed fanatycznym islamem jako nowym totalitaryzmem i krytykuje uległość Europy, pisze tak: "Zdjęcie Mozarta z afisza to szokujący symptom prewencyjnej kapitulacji. Doszliśmy do tego, że nie trzeba już nawet konkretnych gróźb ze strony islamskich fanatyków. Do zastraszenia świata naszej kultury starczy wyobraźnia, która podsuwa coraz to nowe wizje zagrożenia".

Nic dodać, nic ująć. Najpierw bezradność i bezsilność Europy w obliczu awantur o karykatury, potem błyskawiczne przeprosiny Benedykta XVI za to, że ktoś w świecie islamskim fałszywie (i być może świadomie fałszywie) zrozumiał jego ratyzbońskie przemówienie (w którym Papież apelował w końcu o to, aby religie wyrzekły się przemocy), następnie brak reakcji (z paroma wyjątkami) ze strony europejskich rządów na ataki na Papieża, wreszcie teraz berlińska autocenzura... Wszystkie te wydarzenia można zinterpretować jako symptomy wiele mówiące o kondycji europejskich społeczeństw, które nie ufają same sobie i ustępują "prewencyjnie" pod naciskiem islamskich fundamentalistów.

W latach 30. takie ugodowo-ustępliwe postępowanie Europy wobec hitlerowskich Niemiec nazwano polityką appeasementu - uspokajania, łagodzenia, godzenia... Czyli, w efekcie: ustępowania, krok po kroku. Mądry Churchill tak zdefiniował wówczas tę politykę: "Karmimy krokodyla, bo mamy nadzieję, że będzie o tym pamiętać i nas zje dopiero na końcu". Metafora sarkastyczna, ale trafna. Także dzisiaj.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2006