Kandydat aresztant. Nowojorska prokuratura postawiła Trumpa przed sądem

Nowojorska prokuratura dopięła swego i postawiła Trumpowi zarzuty karne. Ale to nie jest sprawa, w której łatwo będzie go skazać. Łatwiej za to będzie mu teraz walczyć o Biały Dom.

07.04.2023

Czyta się kilka minut

Donald Trump wchodzi do gmachu sądu na Manhattanie. Nowy Jork, 4 kwietnia 2023 r.  / ED JONES / AFP / EAST NEWS
Donald Trump wchodzi do gmachu sądu na Manhattanie. Nowy Jork, 4 kwietnia 2023 r. / ED JONES / AFP / EAST NEWS

Jest wtorek 4 kwietnia, godzina 13.24 czasu lokalnego. Amerykańska stacja CNN pokazuje ujęcie kamery z helikoptera, na którym widać, jak Donald Trump wychodzi z czarnego samochodu i zmierza do manhattańskiego sądu.

Gdy przestępuje próg budynku, musi złożyć odciski palców i odpowiedzieć na szereg pytań funkcjonariuszy. Od tego momentu formalnie jest aresztowany. Jako były prezydent może jednak liczyć na taryfę ulgową: funkcjonariusze nie każą mu pozować do zdjęcia do kartoteki, nie pobierają próbek DNA i pozwalają wejść na salę sądową bez kajdanek.

Trasa, jaką pokonuje, jest wyjątkowo krótka: otoczony agentami Secret Service mija reporterów na odcinku zaledwie półtora metra. Ma też święty spokój na sali rozpraw, gdyż prowadzący sędzia nie zgodził się na obecność kamer. Zaledwie pięciu wyselekcjonowanych fotografów miało kilka minut na zrobienie zdjęć jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia. Świat musi zadowolić się niemal identycznymi kadrami z gniewnym Trumpem siedzącym w towarzystwie czterech prawników.

Według relacji obecnych na sali, był jak na siebie wyjątkowo spokojny. Ponoć zachował milczenie nawet, gdy sędzia Juan Merchan pouczył go, by w mediach społecznościowych powstrzymał się od prowokacyjnych wpisów na temat postępowania – co robi zresztą stale.

Słaba sprawa

Donald Trump wypowiedział w sądzie jedynie dwa słowa: „Not guilty” (niewinny). Nie przyznał się do 34 zarzutów fałszowania dokumentów biznesowych, co według aktu oskarżenia służyło zatajeniu przed wyborcami kompromitujących informacji na finiszu kampanii prezydenckiej w 2016 r.

Sprawa powiązana jest z płatnościami za milczenie dla gwiazdy porno Stormy Daniels (otrzymała 130 tys. dolarów) i modelki „Playboya” Karen McDougal. Obie twierdzą, że miały z Trumpem romans. Pieniądze dostał też odźwierny nowojorskiego wieżowca Trump Tower, twierdzący, że Trump ma nieślubne dziecko. Płatności za milczenie dokonał ówczesny prawnik Trumpa Michael Cohen, któremu zwrócono potem pieniądze pod pozorem wynagrodzenia za usługi prawne.

Według prawa stanu Nowy Jork fałszowanie dokumentów biznesowych może być zakwalifikowane jako przestępstwo, a nie tylko wykroczenie, jeśli zostało dokonane w celu ukrycia innego czynu zabronionego. Prokuratura nie podała w akcie oskarżenia, jaki to czyn. Dopiero na konferencji prasowej nowojorski prokurator Alvin Bragg wyjaśnił, że chodzi m.in. o złamanie prawa dotyczącego finansowania kampanii wyborczych. Zdaniem ekspertów prokuratura może chcieć dowieść, iż Trump popełnił przestępstwo, nie zgłaszając i nie księgując płatności dla byłych kochanek jako kampanijnych wydatków. A tak można teoretycznie kwalifikować te płatności, skoro służyły ukryciu kompromitujących informacji przed wyborcami.

Tak postawiona teza może być jednak trudna do dowiedzenia, co zapewne wykorzystają prawnicy Trumpa. Mogą twierdzić, że ich klient zataił niewygodne informacje, by chronić dobro swojej rodziny, a nie po to, by ukryć je przed wyborcami. David Orentlicher, cytowany przez CNN profesor prawa z University of Nevada, wskazuje, że taka linia obrony jest atrakcyjna także z innego powodu: kandydaci nie mogą wydawać kampanijnych funduszy na cele prywatne, więc teoretycznie można uznać za zasadne, iż Trump nie zaraportował płatności dla obu kobiet jako kampanijnych wydatków.

Popłoch wśród wrogów

Jeszcze zanim ujawniono publicznie treść zarzutów wobec Trumpa, sceptycy nazywali nowojorskie postępowanie „sprawą zombie”. Kwestionowali wiarygodność Cohena, który ma być kluczowym świadkiem w procesie sądowym, choć już raz złożył fałszywe zeznania przed Kongresem USA. Zwracano też uwagę na fakt, że nowojorska prokuratura przez długie lata ociągała się z postawieniem zarzutów Trumpowi, a gdy już to zrobiła, dała pole do wątpliwości, czy sprawą nie powinny zająć się federalne organy ścigania.

Na nowojorskim akcie oskarżenia suchej nitki nie zostawiają najbardziej zagorzali przeciwnicy Trumpa w republikańskich szeregach. John Bolton, kiedyś doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego w administracji Trumpa, wypalił na antenie CNN, że „treść aktu oskarżenia jest słabsza”, niż się spodziewał. „Dla mnie jako dla kogoś, kto bardzo nie chce, by Trump zdobył nominację w prawyborach republikańskich, dokument ten budzi popłoch” – mówił Bolton. Jeszcze mocniejszych słów użył senator z Utah Mitt Romney, jedyny republikański polityk, który dwukrotnie głosował za ­impeachmentem Trumpa. Napisał w oświadczeniu, że prokuratura kieruje się pobudkami politycznymi, chcąc udowodnić na siłę, że były prezydent dokonał przestępstwa, a nie wykroczenia.

Obawy związane z nowojorskim postępowaniem mają też Demokraci. Amerykański serwis Axios cytuje anonimowego kongresmena, który przestrzega, że Trump może skorzystać na zarzutach, ustawiając się w roli ofiary. Ponoć kongresmeni z tej partii otrzymali instrukcje, by nie dolewać oliwy do ognia i w najbliższych tygodniach stronić od wypowiedzi na temat byłego prezydenta. Zamiast tego Demokraci mają skupić się na mówieniu o dokonaniach administracji Bidena i atakować Republikanów za budzące emocje propozycje cięć budżetowych w planie na przyszły rok fiskalny.

Koszulka za 47 dolarów

Były prezydent od początku dawał sygnały, że wykorzysta swoje problemy prawne do podkręcenia kampanii. Sztabowcy Trumpa podają, że w ciągu 48 godzin po decyzji nowojorskiej prokuratury o postawieniu mu zarzutów zebrano rekordowe 5 mln dolarów. Fanów Trumpa bombardowano apelami o wpłatę nawet, gdy ten czekał w sądzie na odczytanie zarzutów. W mailu rozesłano zmontowane w Photoshopie czarno-białe zdjęcie rzekomo sfotografowanego do kartoteki Trumpa. Całość opatrzono wielkim napisem „NOT GUILTY”, oferując T-shirty z jego wizerunkiem w zamian za przekazanie na kampanię 47 dolarów.

Zbierający swój fundusz Trump nazywa działania nowojorskiej ­prokuratury „polowaniem na czarownice”, nad którym rzekomo czuwają ludzie Bidena – prezydenta i jego potencjalnego rywala w walce o Biały Dom.

Podczas przemówienia, które Trump wygłosił na Florydzie tuż po powrocie z sądu (jako podejrzany w sprawie karnej niższego kalibru prawdopodobnie nie musiał zapłacić kaucji), zaatakował też prokuratora Bragga i prowadzącego sprawę sędziego Merchana. Ten drugi już raz zaszedł za skórę Trumpowi tym, że w styczniu nałożył na jego firmę Trump Organization 1,6 mln dolarów grzywny za oszustwa podatkowe.

„Jedyną zbrodnią, jaką popełniłem, była nieustraszona obrona naszego narodu przed tymi, którzy chcą go zniszczyć” – perorował Trump w sali balowej swojej florydzkiej posiadłości. Otoczony zwolennikami w czerwonych bejsbolówkach z napisem „Make America Great Again” mówił też o prześladującej go „radykalnej lewicy” i atakował prokuratorów prowadzących inne śledztwa w jego sprawach.

Znów widzimy się w sądzie

Trump to pierwszy prezydent USA, który usłyszał zarzuty karne. I być może nie jest to jego ostatni raz: obecnie ważą się losy śledztwa w stanie Georgia, gdzie może potencjalnie usłyszeć m.in. zarzut złamania prawa wyborczego. To w związku z próbami nacisku na sekretarza stanu Brada Raffenspergera, aby ten „znalazł” dodatkowe głosy, dzięki którym Trump zyskałby w Georgii przewagę nad Bidenem w wyborach w 2020 r.

Oprócz tego federalni śledczy badają sprawę przetrzymywania przez Trumpa po zakończeniu kadencji tajnych dokumentów państwowych. Były prezydent zapewne nerwowo śledzi także śledztwo mające ustalić rolę, jaką odegrał przed szturmem swoich zwolenników na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Istotne w tej sprawie mogą okazać się zeznania pod przysięgą byłego wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Śledczy będą go dopytywać o rozmowy, podczas których Trump naciskał na niego, by pamiętnego 6 stycznia zakwestionował głosy elektorów podczas zatwierdzania zwycięstwa Bidena przez Kongres. Przesłuchiwani mają być też byli doradcy Trumpa, w tym ówczesny szef personelu Białego Domu Mark Meadows.

To nie koniec problemów byłego prezydenta: trzy tygodnie po tym, jak musiał stawić się w nowojorskim sądzie, być może będzie musiał zeznawać w procesie cywilnym wytoczonym mu przez pisarkę Jean Carroll, która oskarża go o gwałt. Zarzuty dotyczą lat 90., gdy Trump, wówczas biznesmen, miał ją zaatakować w przebieralni w luksusowym butiku na Piątej Alei w Nowym Jorku.

Gra na zwłokę

Problemy prawne Trumpa w krótkofalowym okresie podkręcą jego kampanię, a być może nawet ułatwią mu walkę o partyjną nominację w republikańskich prawyborach. W obliczu zarzutów kryminalnych skupił on bowiem wokół siebie republikański establishment, który jeszcze w marcu nie chciał udzielić poparcia dla jego kampanii. Teraz w obronie Trumpa stają nawet jego potencjalni rywale, jak Pence i gubernator Florydy Ron DeSantis, którzy boją się zadrzeć z jego elektoratem.

Jeśli wszystko pójdzie po myśli nowojorskiej prokuratury, proces sądowy w sprawie płatności za milczenie ruszy w styczniu 2024 r., czyli na kilka tygodni przed republikańskimi prawyborami w stanach Iowa i New Hampshire. Z jednej strony to szansa dla rywali Trumpa, który będzie miał mniej czasu na prowadzenie kampanii, ale z drugiej po raz kolejny może on skraść uwagę mediów i to na początku rywalizacji o partyjną nominację.

Obrońcy Trumpa nie spieszą się i wnioskują o rozpoczęcie procesu na wiosnę 2024 r. Należy się spodziewać, że będą kwestionować zasadność zarzutów, a także sięgać po każdy możliwy manewr: od wnioskowania o zmianę miejsca prowadzenia procesu, przez objęcie go jurysdykcją sądu federalnego, po wniosek o wycofanie się sędziego z uwagi na rzekomy konflikt interesów. Wszystko to ma na celu opóźnienie procedury, tak aby przeciągnęła się na sam środek kampanii wyborczej.

Według ekspertów gra na zwłokę jest szczególnie atrakcyjna w przypadku potencjalnego zwycięstwa Trumpa w prawyborach, a następnie w wyścigu o Biały Dom. A gdyby puścić wodze fantazji, i gdyby wyrok skazujący zapadł już po zaprzysiężeniu na kolejną kadencję, Trump – mając immunitet – mógłby uniknąć odpowiedzialności.

Przede wszystkim atak

A to wychodzi mu wyjątkowo dobrze, i to od wielu dekad. Już w 1973 r. jako młody biznesmen wraz z ojcem Fredem, właścicielem firmy deweloperskiej Trump Management, został pozwany przez Departament Sprawiedliwości – za to, że odmawiał wynajmowania mieszkań czarnoskórym Amerykanom. Po dwuletniej batalii sądowej doszło do ugody bez orzeczenia o winie. Donald Trump już wtedy wiedział, jak postępować z wymiarem sprawiedliwości: zamiast iść na cichą ugodę, przeszedł do ataku, składając przeciw rządowi federalnemu pozew o zniesławienie. Zażądał 100 mln dolarów zadośćuczynienia i wielokrotnie atakował śledczych, sugerując, że chcą zmusić go do wynajmowania mieszkań „ludziom na zasiłkach”.

Dziś Trump jest starszy o pięć dekad, a stawka jest znacznie wyższa. Były biznesmen jest znów oficjalnym kandydatem w wyścigu o Biały Dom, a zgodnie z amerykańskim prawem może kontynuować kampanię, nawet jeśli miałby na koncie wyrok skazujący.

Tymczasem według sondażu CNN z 4 kwietnia aż 79 proc. republikańskich respondentów uważa, że zarzuty karne postawiono mu niesłusznie. W przypadku zwolenników Demokratów jest na odwrót: 94 proc. z nich popiera postawienie Trumpa w akt oskarżenia. Wśród niezależnych wyborców odsetek ten utrzymuje się na poziomie 62 proc. W spolaryzowanej Ameryce cała nadzieja w tej ostatniej grupie, której głosy mogą potencjalnie przesądzić o wyniku wyborów prezydenckich w 2024 r.

Przynajmniej na tym etapie wygląda na to, że większość tych Amerykanów, którzy stronią od wojen plemiennych, nie chce mieć kandydata z zarzutami karnymi.©

Autorka jest dziennikarką „Press”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2023