Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kandydaci coraz częściej przepytywani są z punktów programów, w których mowa jest o reagowaniu na katastrofę klimatyczną czy problem smogu. Ich uważna lektura pokazuje jednak, że to tematy wciąż traktowane ogólnikowo. Żadna z partii nie ma ani odwagi, ani wizji zaproponowania polityki, która ochronę przyrody traktowałaby serio. Nikt nie podnosi problemu drastycznego spadku bioróżnorodności i degradacji ekosystemów.
I tak PiS wciąż chce zrobić z Wisły i Bugu międzynarodową drogę wodną, mimo katastrofalnych skutków hydrologicznych, które ten ruch przyniesie. Autorzy programu partii rządzącej deklarują też, że w 2045 r. zalesienie kraju zwiększy się do 33 proc. Sęk w tym, że dokładnie taki udział lasów na połowę XXI wieku zaplanowano już w połowie lat 90. w krajowym programie zwiększania lesistości Polski. Deklaracja jest więc tylko potwierdzeniem stanu zastanego.
Żeby wyłączenie z gospodarki 10 proc. lasów miało sens (co proponuje Lewica), należy robić to z głową – przede wszystkim na dużych obszarach, z poszanowaniem dla korytarzy migracyjnych zwierząt. Koalicja Obywatelska chce zrobić z całej Puszczy Białowieskiej park narodowy, ignorując fakt, że decyzjami kolejnych ministrów instytucja parku narodowego powoli staje się wydmuszką. Z kolei dla PSL ochrona środowiska sprowadza się niemal wyłącznie do promowania odnawialnych źródeł energii. Konfederacja chce wypowiedzieć unijny pakiet klimatyczny.
Rówieśnicy Grety Thunberg często mówią, że jeśli politycy nie będą ich słuchać, zostaną rozpędzeni na cztery wiatry. Budzi to uśmiechy politowania. Ale za cztery lata większość dzisiejszych nastolatków nie będzie już w stosunku do władzy petentami, tylko elektoratem. To już ostatnie takie wybory. ©