"Jestem radosny, wy też bądźcie"

10.04.2005

Czyta się kilka minut

Tygodnik Powszechny 16/2005 - str. 10 /  / archiwum Tygodnika Powszechnego
Tygodnik Powszechny 16/2005 - str. 10 / / archiwum Tygodnika Powszechnego

W poniedziałek, dwa dni po śmierci Jana Pawła II, pojawiły się pogłoski, że PKP uruchomi specjalne pociągi do Rzymu na piątkowy pogrzeb Papieża. We wtorek było to już pewne. Na pół godziny przed północą przed kasami stanęli pierwsi chętni. Na ich otwarcie czekali do środowego południa. Nie była to pierwsza próba cierpliwości podczas tej podróży.

Tekst pochodzi z "Tygodnika Powszechnego" nr 16/2005

Tygodnik Powszechny 16/2005 - str. 10

Anna i Szymon, 20-letni studenci Akademii Ekonomicznej, pierwsi pojawiają się pod kasą na dworcu Kraków Główny. Spodziewali się tłumów. Są sami. Koleje obiecały 5 tys. miejsc w sześciu pociągach (czterech z Warszawy, dwóch z Krakowa). Sprzedaż biletów ma ruszyć o ósmej rano. Media straszą milionem chętnych. Tymczasem do świtu pojawia się zaledwie garstka oczekujących.

O ósmej robi się tłok, ale kasy zamknięte. Podobno PKP wciąż pertraktuje z przewoźnikami z Czech, Austrii i Włoch. Ale Michał Wrzosek, rzecznik kolei, uspokaja przez telefon, że pociągi pojadą. Sprzedaż przesuwa się na dziesiątą. Zaczynają się nerwy. Zwłaszcza, gdy trzeci raz bez kolejki podchodzi do okienka kasy międzynarodowej kolejna pracownica dworca prosząc, by odłożyć jej kilka biletów “pod ladę". Szymon się irytuje: - Przecież nie jedziemy do Hiszpanii na wakacje, tylko pożegnać Papieża. Można by to uszanować.

Niepełnosprawny Paweł z Tarnowa, który zajął kolejkę zaraz po Szymonie, ostatni raz widział Jana Pawła II w Toronto na Światowym Dniu Młodzieży. Wspomina: - Wtedy powiedział nam: “Jesteście potrzebni". Teraz On potrzebuje nas.

Godzinę później po Pawła przyjeżdża matka, z biletem na autobus z Tarnowa do Rzymu.

Szansy poza kolejką szuka Stefan, emerytowany kolejarz: - Mam 74 lata. Nie należy mi się? - pyta, złoszcząc oczekujących.

Ale później nikt nie będzie o nim mówić inaczej niż “nasz dziadek".

Na kilka minut przed otwarciem kas początek kolejki zachowuje się już jak grupa starych znajomych. Gdy okazuje się, że każdy bilet wymaga wystawienia faktury, a sporo czekających nie pamięta swoich numerów identyfikacji podatkowej (NIP), Krystyna zapisuje kilku osobom dane swojej firmy.

Mija południe. Anna i Szymon pozują reporterom włoskiej telewizji RAI, podnoszą triumfalnie bilety z numerem 1, jak kupony loterii.

Polska-Rzym

Środa, godzina 19.20. Pociąg intercity z żółtą tablicą “Kraków-Roma-Kraków" rusza ze stacji. - Marnie byłoby bez tych pociągów. Pytałem po parafiach i żadnych biletów już nie mieli. Tylko te drogie, na samolot - cieszy się “dziadek" Stefan. Był elektromechanikiem w PKP. Gdy kardynał Wojtyła jeździł na swoje imieniny do kaplicy św. Karola Boromeusza w Niepołomicach, zajeżdżał zawsze do parafii Stefana, w podkrakowskiej wsi Podłęże.

Pół godziny po wyjeździe radio podaje, że strefa wokół Watykanu zostaje zamknięta. Nie wiadomo, czy dotrzemy do stacji San Pietro, skąd byłoby blisko do Watykanu. Krysia i jej pięcioro przyjaciół (30-letni “ludzie sukcesu") przyjmują to spokojnie: - Wystarczy, że znajdziemy jakiś plac z telebimem.

Poznali się jeszcze w harcerstwie. Po drodze będą wspominać studenckie czasy. Dziś mają dobre posady i rodziny. Rzucili wszystko, żeby pojechać na ostatnie spotkanie z Papieżem. Pamiętają jego wybór w 1978 r., inaczej niż większość pasażerów tego pociągu.

Także w sąsiednich przedziałach wspomina się papieskie pielgrzymki, rozmawia o ostatnich wydarzeniach, czyta wzajemnie sms-y z najnowszymi wieściami: o testamencie, konklawe, tłoku w Rzymie. “Dziadek" opowiada, jak podczas każdej pielgrzymki do Polski jeździł za Papieżem. Był też w Rzymie i Lourdes. - Cuda mnie spotkały - mówi. Gdy w Sandomierzu zamiast do Łowicza wsiadł w autobus do Łomży, a kierowca odmówił wysadzenia go, autobus zaraz złapał gumę...

Jedyne osoby duchowne w pociągu to cztery siostry felicjanki: Irmina, Alina, Samuela i Bernadetta. Pierwsza wspomina audiencję generalną, gdy udało się jej ująć Papieża za rękę.

W kolejnym przedziale Mateusz, kibic “Cracovii", opowiada o “Mszy pojednania", na której w zeszły poniedziałek byli razem szalikowcy przeciwnych klubów. - Niedobrze tylko, że w homilii faworyzowani byli nasi - zauważa.

W nocy na peronie w Břeclaviu, ostatniej stacji przed austriacką granicą, czekają zaciekawieni niecodziennym pociągiem fotoreporterzy. Czechy śpią.

Czwartek, 7.52. Za oknem austriacki Klagenfurt leniwie budzi się do życia. Pociąg mija miasto powoli, jakby nie chcąc zaburzać jego snu. W tle Alpy.

O 10 rano w Tarvisio włoscy celnicy. Żadnej odprawy. Pytają tylko w korytarzu: tutti Polacci?

Tak, prawie wszyscy pasażerowie są z Polski. Oprócz Katariny Stoltz, szwedzkiej fotoreporterki Reutersa, która z zaciekawieniem przygląda się pielgrzymom przez obiektyw. Na dworcu we włoskim Udine fotografuje ludzi w odblaskowych kamizelkach. To włoska obrona cywilna rozdaje wodę mineralną. Trwa tu mobilizacja. Pociąg żegna Włochów gromkim “grazie!".

Fotoreporterkę Reutersa dziwi pogodny nastrój wśród pasażerów. - Przecież jadą tu ludzie wierzący - tłumaczy siostra Irmina. - A wierzący nie powinni rozpaczać. Wiemy, że Jan Paweł II jest z nami, więc trudno się smucić.

Kaja, która studiuje turystykę w Katowicach, patrzy przez okno: we Włoszech wiosna w pełni, kwitną drzewa. Przedział dzieli z Moniką, dawną koleżanką z podstawówki. Kilka dni temu spotkały się przypadkiem i umówiły na wyjazd. - Urodziłam się tego samego dnia i miesiąca, co Papież - opowiada Kaja. - Chodziłam do liceum im. Jana Pawła II, byłam kiedyś na audiencji. Teraz jadę go pożegnać.

Wielu pasażerów mówi, że to kolejna pielgrzymka. Jej nastroju nie burzy wiadomość, którą w południe przynosi konduktor: nie dojedziemy na San Pietro. Pociąg zatrzyma się na stacji Roma Ostiense, oddalonej od Watykanu o cztery kilometry. - Staram się mówić, że to nawet lepiej, bo z tej stacji będziemy wracać. Będzie od razu wiadomo, jak trafić.

Szymon komentuje: - Można się było spodziewać. Ważne, żeby być w Rzymie. Im nas więcej, tym bardziej będzie widać, jak go kochaliśmy. Jesteśmy takimi chodzącymi zniczami.

- Wszystko mi jedno, gdzie trafię w Rzymie. Liczę się nawet z tym, że zostanę w pociągu. Wtedy wyjdziemy na dach. Mamy transparenty i flagi, zaśpiewamy Papieżowi “Barkę" - zapewnia Ola, kobieta w średnim wieku, z czarnymi włosami splecionymi w gąszcz warkoczyków. Jej mąż Jurek: - Jadę na swoją ostatnią pielgrzymkę. Raz udało mi się widzieć czubek ołtarza, za drugim razem papamobile, a na przedostatniej pielgrzymce zobaczyłem, jak Papa patrzy mi w oczy, jakby krzycząc: “Człowieku, zrób coś ze sobą". Ola dodaje: - Nigdy wcześniej tak głęboko w siebie nie zajrzałam.

- Teraz jadę w ostatnim wagonie - głos Jurka się łamie. - Ponoć w ostatnim pociągu...

Ola i Jurek wydają w Bielsku podręczniki o ruchu drogowym i organizują szkolenia dla dzieci. Gdy usłyszeli o pociągu, spakowali się w kilka godzin, pożyczyli pieniądze. Flagę szyli ręcznie, już w przedziale. - Rozmawiałam z synem, maturzystą - mówi Ola. - Uczył się polskiego, pytał, kiedy skończy się współczesność. Powiedziałam: teraz. Teraz zaczyna się nowa epoka.

Mąż podchwytuje: - Ruszamy na autostradę, na której są drogowskazy i znaki ostrzegawcze. Ale nie ma znaków nakazu. Papa tylko prosił.

Katarina Stoltz znajduje jedno z najlepszych, swoim zdaniem, ujęć tego dnia: Ola splata z węzełków różaniec. - Fotoreporter musi oddzielać pracę od emocji, inaczej nie jest profesjonalistą - tłumaczy. - Pomaga mi to, że nie jestem ani Polką, ani katoliczką. Mam więcej dystansu.

Od Florencji po przedmieścia Rzymu Włochy wydają się opustoszałe. Każdy ma przed oczami tłum, widziany w telewizji przed wyjazdem. Ale “dziadek", który ruszył w podróż z jedną reklamówką, nie obawia się. - Dla mnie to nie pierwszyzna - zapewnia. - Dziś już nie będę jadł, a na jutro mam dwie kanapeczki. Z masełkiem i dżemem, bo piątek.

Około 19.30 pociąg wjeżdża na Roma Ostiense.

Rzym

Witają nas funkcjonariusze obrony cywilnej. Nie pozwalają się zatrzymać, natychmiast przepędzają do podstawionych autobusów. - Jedziecie na Circo Massimo - wyrokują. Po chwili jeden z legendarnych rzymskich kierowców dowozi nas pędem na plac, gdzie starożytni urządzali wyścigi rydwanów. Czekają tam potężne telebimy, szpital polowy i woda. Rzym zmaga się z rzeszą pielgrzymów. Będzie ich tu kilka milionów, nieco mniej niż szacowano w mediach.

Szybko zapada decyzja: nie zostajemy tutaj, idziemy tak blisko Watykanu, jak się da.

Anna i Szymon w czerwonych koszulkach z orłem i z flagą w dłoni prowadzą pochód szybkim krokiem wzdłuż Tybru. Próbują intonować “Barkę". Wokół mnóstwo grup z polskimi flagami. Z naprzeciwka maszerują w zwartej formacji żołnierze z Białobrzegów. - Wyszliśmy jako grupa rekonesansowa, a nagle się okazało, że przez kolejne bramki karabinierzy nas przepuszczali - mówi podekscytowany major Henryk Kowalski. - A gdy dotarliśmy na plac, ochroniarz zaprowadził nas pod sam katafalk.

Grupa z Krakowa rozpada się w gęstniejącym tłumie. Dojścia do via della Conciliazione zablokowane. Może uda się przez tunel samochodowy wychodzący opodal Porta Cavalleggeri (bocznego wejścia za mury Watykanu).

Jest 21.40, za dwadzieścia minut policja ma zamknąć cały obszar Watykanu. Próbujemy wejść. Po chwili oglądamy zewnętrzną stronę lewego skrzydła Kolumnady Berniniego.

Całą aleję Pawła VI okalającą to skrzydło zajmuje kilkunastotysięczny tłum. Szymon ciągnie grupę jak najbliżej policyjnej bariery. Wokół gwar we wszystkich językach. Włosi pod żółtym transparentem z napisem “Tu sei Pietro" śpiewają po polsku refren “Abba Ojcze". Każdy metr kwadratowy bruku przykrywają karimaty śpiących pielgrzymów. Przeważa młodzież.

- Myśleliśmy, że do Watykanu w ogóle nie można się dostać. A udało się nam nawet wejść do Bazyliki Św. Piotra - mówią Karolina i Artur, studenci polonistyki z Krakowa, spotkani w zamkniętej już strefie, u wylotu Placu. - Wpuścili nas, gdy pokazaliśmy... znaczki z herbem Krakowa.

W spokojniejszym zaułku przysiadają Monika i Andrzej, “solidarnościowi" emigranci z Visp w szwajcarskim kantonie Wallis. Przyjechali po południu. Jeszcze sto kilometrów od Rzymu mówiono im na stacji benzynowej, że nie da się wjechać do miasta. Oni też dostali się do Bazyliki. - Czekaliśmy tylko trzy godziny, to prawie nic - opowiada Andrzej. Obiecywali sobie przyjechać na niedzielę Miłosierdzia Bożego. Nie zdążyli: - Jesteśmy tu, by pożegnać Ojca.

Siostry felicjanki po krótkim odpoczynku w swoim domu generalnym idą skoro świt na Plac. Wpuszczono je, ku ich zdumieniu, bez problemu. Znalazły miejsce blisko Bazyliki.

Kai i Monice pomógł Emil, wolontariusz Gwardii Narodowej, Polak z pochodzenia. Poradził, by poczekały pod barierką. Spały tej nocy pół godziny, ale dostały się na Plac.

“Dziadek" Stefan dotarł do Watykanu za grupą młodych. Cierpliwie czuwał przez całą noc. Zajął miejsce pod samym oknem papieskim.

Ola i Jurek oraz Krystyna z przyjaciółmi zostali w Circo Massimo. Anna i Szymon poddali się, gdy policja zaczęła odsuwać tłum od Kolumnady Berniniego. Wrócili do Circo Massimo. Gwardia Narodowa rozdawała tu koce i gorącą herbatę. W nocy, gdy trzęśli się z zimna, ktoś okrył ich dodatkowym pledem.

Późną nocą wzdłuż Tybru idzie Małgorzata Bocheńska. Na plecach niesie wielką “Księgę Trzeciego Millenium", do której zbiera wpisy ludzi myśli, kultury i nauki. Swoje przesłanie na nowe tysiąclecie zostawił w niej już Dalajlama; była z nią na Synaju i na otwarciu Biblioteki Aleksandryjskiej w Kairze. Miała obiecany wpis Jana Pawła II. - Mam poczucie, że granice świata zostały otwarte - mówi. - Przyjechałam pożegnać człowieka, który otworzył nam Rzym.

Postanawia wędrować od dziś do 2010 r.: - Objadę cały świat, żeby spotkać każdego, kto w imię solidarności wspólnoty ludzkiej zapragnie pozostawić swoje przesłanie jako dokument epoki. Zrozumiałam, że prawdziwe pielgrzymowanie zaczyna się dziś.

Msza

Piątkowy poranek. Pod ruinami starożytnego Palatynu, w Circo Massimo Ola i Jurek wraz z ludźmi z pociągu, wzorem Włochów i Hiszpanów, tworzą rozśpiewany krąg. Rozpoczyna się Msza. “Dziadek" Stefan nie rozumie włoskiego, modli się: - Pięć tajemnic różańca i litanie wszystkie cztery za naszego Ojczulka Świętego.

Kaja płacze, gdy kardynał Ratzinger okadza trumnę. Wzruszają się wszyscy, trzymający flagi Polski, Włoch, Francji, Chorwacji, Dominikany, Nigerii...

Wszyscy zauważą też, jak wiatr kartkuje Ewangeliarz złożony na trumnie.

A potem pielgrzymi siadają na posiłek, ruszają na spacer po Rzymie. Niektórzy młodzi chwytają kartony i zjeżdżają na nich po zboczu wzgórza nad placem Circo Massimo. Przecież usłyszeli: “Jestem radosny, wy też bądźcie".

Na Placu Św. Piotra śpiewa i tańczy młodzież ze Szczecina w czerwonych koszulkach z napisem “Jestem z pokolenia JP II". Przyłączają się do nich sanitariusze w pomarańczowych kurtkach.

Szczecinian jest setka, przyjechali z księżmi Adamem i Piotrem. Pierwszy poważnieje, gdy opowiada: - Spłacam dług wobec Papieża. W zeszłym roku przyjechaliśmy tu z przyjaciółmi z roku kapłańskiego. Jan Paweł II był już bardzo chory, a mimo to przyjął nas na audiencji. Każdy z nas potem przyznawał, że powinniśmy byli już dawno dać mu spokój. A on zawsze znajdował dla nas czas.

W piątkowe, leniwe już popołudnie nad Rzymem zaczyna padać deszcz.

Rzym-Polska

Pociąg wyjeżdża z Roma Ostiense o 23.00.

- Zostawiliśmy świece i znicz, który dała nam do zapalenia sąsiadka - zamyśla się Jurek. - Różaniec, który zrobiła mi z węzełków Ola, był na Placu. Dostanie go mój ośmioletni synek.

- Chcemy studiować jego nauczanie - obiecują sobie Ania i Szymon. - Słuchać jeszcze raz nagrań jego homilii, czytać pisma.

Dla Kai ważne było miejsce: - To jest nieporównywalne, znaleźć się tam, gdzie odbywa się ceremonia. Widzisz to i słyszysz, cała energia koncentruje się na Placu.

- Niesamowite też, jak ludzie łatwo nawiązywali kontakt - dodaje Monika. - W tym wielkim tłumie dzielili się jedzeniem, byli życzliwi.

Siostry felicjanki mówią, że będą się modlić, żeby wszystko to przetrwało. - Media też mają swoje zadanie - dodają. - Przecież pamiętamy to z pielgrzymek: gdy się kończyły, wszystko cichło. A jeśli media będą do tego wracać, przypominać, to może przynieść owoc na dłużej.

Późny wieczór. Przed nami jeszcze dzień jazdy. Większość śpi. Zbyszek, jeden z przyjaciół Krystyny, siedzi w korytarzu: - Już dawno zastanawiałem się, jak to będzie, gdy Papież będzie odchodził. To może źle zabrzmi, ale jestem naprawdę zbudowany tym, jak było, co po sobie zostawił.

Krystyna czyta w przedziale “Tryptyk Rzymski". Zatrzymuje się przy ostatnim zdaniu: “Zapamiętaj to miejsce, kiedy stąd odejdziesz, / ono będzie oczekiwać na swój dzień".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej