Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na chwilę nieważne stały się stosunki prezesa z prezydentem i wszyscy, którzy mogli, próbowali się ogrzać w blasku drużyny Adama Nawałki – na trybunach Stadionu Narodowego był nie tylko Andrzej Duda, ale nawet nieznana dotąd z sympatii do futbolu Julia Przyłębska.
Przyznajmy: jest się przy kim grzać. Wielu reprezentantów Polski to gwiazdy czołowych klubów Europy, niejeden regularnie występuje w Lidze Mistrzów. O klasie Roberta Lewandowskiego, który w trakcie tych eliminacji pobił rekord Lubańskiego i stał się najskuteczniejszym piłkarzem w dziejach drużyny narodowej, piszą najważniejsze gazety kontynentu. Regularność, z jaką Polacy wygrywają, musi robić wrażenie – nawet jeśli grupa, w której walczyli o awans, należała do najłatwiejszych.
Ale moment na radość jest dobry także dlatego, że jest to radość... przemijalna. Mecz z Czarnogórą pokazał po raz kolejny, że Polacy mają kłopoty z grą bez piłki, gubią się przy rzutach rożnych, a prowadzenie osłabia ich koncentrację – na mundialu, gdzie najpierw rozgrywa się trzy mecze, trudniej to naprawić niż w eliminacjach, gdzie spotkań jest 10. Poza tym kadra Nawałki pozostaje wciąż samotną wyspą, zarówno na tle polskiej „ekstraklasy”, której poziom jest zastraszający, jak niedawnej kompromitacji młodzieżówki na Euro U-21. Dla symboli reprezentacji – 30-letniego w trakcie mistrzostw Lewandowskiego, 33-letniego Jakuba Błaszczykowskiego i jego rówieśnika Łukasza Piszczka – to może być jedyny mundial w życiu, a wielu następców nie widać.
Jeśli wszędzie dookoła słyszycie, że do Rosji jedziemy po medal, złóżcie to na karb szampana, którym opijano awans. Na trzeźwo widać czekający ich ogrom pracy – którą na szczęście Nawałka i Lewandowski uwielbiają.