Janosch zamiast Eriki

Wybory w Polsce i Niemczech oraz prawdopodobna zmiana ekip rządzących w obu krajach sprawiają, że w stosunkach polsko-niemieckich odżywa nieszczęsny wątek Eriki Steinbach i Centrum przeciw Wypędzeniom.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

Jedno wydaje się pewne: “Centrum" w Berlinie powstanie, a jeśli Angela Merkel zostanie kanclerzem (na co się zanosi), będzie ono wspierane przez rząd RFN. Pewne jest też, że inicjatywa międzynarodowego “Centrum" we Wrocławiu spełzła na niczym, a pomysł ponadnarodowej sieci współpracujących ze sobą instytucji zajmujących się szeroko rozumianą problematyką wypędzeń okazał się inicjatywą papierową, pozbawioną pomysłu i poparcia.

Należałam do tych obserwatorów stosunków polsko-niemieckich, którzy przed dwoma laty (“TP" nr 29/2003) ostrzegali przed spustoszeniem, które może w nich uczynić projekt Eriki Steinbach. Ale też, jeśli nie chcemy dalszej eskalacji polsko-niemieckich relacji - a faktycznie nie możemy sobie na nią pozwolić nie tylko my, ale także RFN, choćby z racji sytuacji, w której znalazła się dzisiaj polityka europejska - pozostaje nam dziś nie tylko lekceważenie pani Steinbach, ale - co ważniejsze - całkowite i konsekwentne zdystansowanie się strony polskiej do projektu berlińskiego “Centrum". Przynajmniej do chwili jego otwarcia.

Niech ci Niemcy, którzy go chcą (albo/i żyją z tego pomysłu) sobie to “Centrum" budują. Niech układają jego program zastanawiając się, jak prezentować proporcje wypędzenia Niemców do wcześniejszych zbrodni popełnianych przez Niemców na Żydach, Polakach, Czechach, Rosjanach, wśród których wypędzenia nie były bynajmniej najokrutniejszą z nich. Niech szukają miar, wedle których dokonają tych porównań. Niech główkują, jak przedstawić nazistowski program przesiedleń “aryjskich" Niemców na podbite tereny wschodnie w ramach germańskiego Lebensraum. Niech definiują kategorie niemieckich wypędzonych: czy należą do nich uciekinierzy, osadzeni przez III Rzeszę żołnierze, urzędnicy i ich rodziny, wraz z urodzonymi tam przypadkiem dziećmi? I do jakiego pokolenia należy liczyć wypędzenie? Itp. itd. Przyjdzie im też przedstawić politykę czterech aliantów, nade wszystko zaś obu państw niemieckich wobec tej grupy ludności. Oba tematy dyskutowane są rzadziej, a były problematyczne i do dziś budzą w Niemczech emocje i wiele pretensji.

Skoro CDU-CSU i FDP - koalicja, która zapewne przejmie rządy w Niemczech - popiera “Centrum" mimo protestów wewnętrznych i zagranicznych - to znaczy, że uznaje je za sprawę wewnątrzniemiecką i przyjmuje za nie polityczną odpowiedzialność. Oznacza to w szczególności odpowiedzialność za kształt ekspozycji przyszłego “Centrum" oraz za jego program, adresowany do Niemców i ich sąsiadów.

W tej sytuacji ważne jest, aby żadna polska instytucja i żaden polski historyk nie brali udziału w realizacji berlińskiej inicjatywy. Materiały archiwalne i opracowania historyczne, w tym polskie bądź wspólne, są znane i dostępne, można więc czerpać z nich przy tworzeniu ekspozycji “Centrum" (odpowiednio płacąc stronie polskiej za udostępnienie i prawa autorskie). Odmowy współpracy polskich historyków i muzealników w realizacji berlińskiego “Centrum" niemieccy komentatorzy nie będą mogli poddać krytyce innej niż demagogiczna, ponieważ Polacy nie mogą współuczestniczyć w realizacji idei, której bezstronność i historyczną uczciwość kwestionują.

Jeśli zrealizowana przez Niemców ekspozycja dowiedzie, że zastrzeżenia i wątpliwości były nieuzasadnione, polscy fachowcy i politycy zapewne chętnie przyznają się do grzechu małej wiary. Jeśli jednak obawy o relatywizację historii i “konkurencję ofiar" okażą się uzasadnione, wówczas rząd niemiecki zafunduje sobie problem, którego nie będzie mógł zignorować.

Warto skądinąd przyjrzeć się niemieckim muzeom i różnym instytucjom, utworzonym niegdyś dla kultywowania dziedzictwa kulturalnego niemieckich ziem utraconych (do których po zjednoczeniu dołączyło kilka nowych , założonych we wschodnich landach, jak Muzeum Śląskie w Görlitz czy Muzeum Pomorskie w Greifswaldzie), które dziś nie mogą, a coraz częściej także nie chcą funkcjonować bez współpracy z instytucjami i fachowcami z krajów ościennych, aby wiedzieć, że istnienie berlińskiego “Centrum przeciw Wypędzeniom" w dłuższej perspektywie i tak zależeć będzie od podobnej współpracy.

Bez niej stanie się ono bowiem albo skansenem (z uwagi na kurczenie się liczby uczestników, dla których zdarzenia sprzed 60 lat coś jeszcze znaczą), albo podejrzanym miejscem pielęgnowania resentymentów przez etatowych “wiecznych wypędzonych".

Zaś polskim politykom, którzy w toczącej się u nas kampanii wyborczej już zaczynają straszyć Eriką Steinbach proponuję, by zamiast robić jej ponowniepublicity , spełnili raczej prośbę Janoscha, przyznając mu polskie obywatelstwo i znajdując dlań mieszkanie w rodzinnym Zabrzu. Ten urodzony Ślązak, ulubiony autor dzieci w Niemczech i Polsce, mógłby dzięki temu wprawić w zdziwienie i rozbawienie spore grono dorosłych nad Szprewą i nad Wisłą. Jedno zaś jest bezdyskusyjne: zdrowy śmiech dobrze by nam wszystkim zrobił.

A gdybyż tak jeszcze kandydaci na prezydentów i posłów upomnieli się o los gmachu naszej ambasady oddalonego o kilkaset metrów od Bramy Brandenburskiej i rzekomo przebudowywanego od lat, który opuszczeniem i pustką straszy Berlińczyków i turystów niczym żenujący relikt polnische Wirtschaft...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005