Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Radość, że po długich zabiegach dostojnik zgodził się na rozmowę, nieco przyćmiewa to, iż żąda dostarczenia wcześniej pytań. Potem odkrywa się, że co bardziej błyskotliwe skreślił. Taki może być początek. Najciekawsze jest dopiero potem. Np. robię wywiad z pewnym kardynałem. Najpierw długo i ciekawie rozmawia ze mną o sprawach, których dotyczyć ma wywiad. Potem pozwala włączyć dyktafon. Od tej chwili na konkretne pytania odpowiada ogólnikami, czasem banałami. Rozmowa jest nudna jak flaki z olejem. Inny kardynał mówi wyłącznie zdaniami ze swojej niedawno wydanej książki. Od lat go lubię i podziwiam, ale wywiadu nawet nie spisałem i nie przetłumaczyłem. Jaki sens może mieć powtarzanie – ujętej w pytania i odpowiedzi – książki. Innym razem – arcybiskup. Ten w ramach autoryzacji nie zgodził się na opublikowanie ani jednego słowa z tego, co powiedział. Poczuł się dotknięty pytaniami. To podstawowe nieporozumienie. Dostojnik nie przyjmuje do wiadomości, że dziennikarz, stawiając przykre pytania, dobrze wykonuje swoją pracę. Moim obowiązkiem była konfrontacja tego, co się powszechnie mówiło i pisało o arcybiskupie, z nim samym. Byłem przekonany, że arcybiskupowi podaję koło ratunkowe, dając mu możliwość odpowiedzi, wyjaśnienia czy dementi. A on się obraził; może sam nie wierzył w siłę swoich odpowiedzi. Tak, mam na koncie kilka drętwych wywiadów z kościelnymi dostojnikami. Wcale nie jestem z nich dumny.
Na szczęście byli i są w Kościele dostojnicy, którzy mówią to, co myślą, jak nieodżałowany bp Tadeusz Pieronek. Jemu nawet zdarzało się potem kogoś przepraszać lub prostować to, co w ferworze rozmowy mu się wyrwało.
Ważny jest tu także dziennikarz. Specyfika materii rozmów o Kościele pozwala szybko zorientować się, czy ma się do czynienia z poważnym dziennikarzem, czy z ignorantem. A ignoranci odbierają chęć do poważnej rozmowy.
Wspominam o tych doświadczeniach, bo one pozwoliły mi docenić wydarzenie, którym jest rozmowa Edwarda Augustyna z ,,kościelnym dostojnikiem” arcybiskupem Charlesem Scicluną. Po niedawnej wizycie w Polsce kogoś, kto z mandatu papieża zajmuje się sprawą pedofilii księży, spodziewano się spektakularnych działań, których nie było, bo być nie mogło. W wywiadzie wyjaśnia to, ale cała rozmowa dotyczy sytuacji Kościoła w Polsce. Scicluna, jak wiadomo, wysoko ocenił dokument Konferencji Episkopatu o zwalczaniu pedofilii, a tymczasem dziennikarz przedstawia mu wątpliwości i oczekiwania polskiej opinii publicznej. Arcybiskup pozytywnej oceny dokumentu nie cofa, tylko dopowiada, że „nawet najlepsze dokumenty nie wystarczą, potrzeba zmiany mentalności, kultury”. Spotkał jednak – powiada – w polskim Kościele ludzi, którzy rzetelnie pracują nad tą zmianą, i tej wiedzy żadna manipulowana opinia publiczna nie podważy.
Rozmowa jest o Kościele w Polsce. Kiedy dziennikarz mówi o mobilizacji sił Kościoła do walki z „ideologią LGBT”, w której biskupi widzą źródło pedofilii i innych moralnych nieszczęść, rozmówca reaguje stanowczo: „Nie wolno wiktymizować jakichkolwiek grup społecznych. To najgorsza rzecz prześladować czy kryminalizować tę czy inną kategorię ludzi. Albo straszyć ideologią. Strach jest wrogiem nadziei”.
Klarowna, ważna rozmowa. Oby styl wywiadów z naszymi dostojnikami kościelnymi wszedł w taką fazę. ©℗
Czytaj także: Proces - rozmowa Edwarda Augustyna z abp. Charlesem Scicluną