Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To już nie kryzys polityczny, lecz egzystencjalny: czy Izrael pozostanie bliskowschodnią demokracją, czy wkroczy na drogę reżimów antydemokratycznych?
Najbardziej prawicowy i ultraortodoksyjny rząd, jaki miało to państwo, podjął wiele kroków, by zmienić jego kształt. Największy sprzeciw budzi reforma sądów, która weszła w kluczowy etap: Kneset uchwalił prawo, które utrudnia, a nawet uniemożliwia krytyczne odniesienie się Sądu Najwyższego do decyzji rządu i parlamentu. Teraz możliwe będzie np. nominowanie na ważne funkcje osób prawomocnie skazanych – jest to w interesie wielu polityków prawicy i samego premiera. Równolegle rząd przesuwa setki milionów szekli na wspieranie ultraortodoksów i rozbudowę osiedli na Zachodnim Brzegu.
To wszystko budzi ogromny sprzeciw. W proteście przeciw reformie sądów tysiące rezerwistów zadeklarowały rezygnację ze służby; armia alarmuje, że w razie wojny może się znaleźć w stanie krytycznym. Wiele osób myśli o wyjeździe z kraju – to ci, którzy nie widzą tu już przyszłości dla liberalnych zsekularyzowanych Żydów. Pogłębia się też kryzys w relacji z USA. Jest obawa, że Stany ograniczą pomoc finansową i militarną, dla Izraela kluczową.
A wywiad ostrzega przed kolejną wojną. Dla wrogów słabość Izraela to idealny moment – choć bardziej prawdopodobne, że wrogowie czekają, aż Izrael sam pęknie od środka. To nie jest perspektywa utopijna: powstał już ruch na rzecz stworzenia dwóch krajów żydowskich, jednego z siedzibą w Jerozolimie, drugiego (liberalnego) w Tel Awiwie. Miałaby to być konsekwencja istniejących zawsze podziałów: na Aszkenazyjczyków i Mizrachijczyków, religijnych i zsekularyzowanych, lewicę i prawicę.
Kneset zaczyna wakacje, podczas których ma dojść do negocjacji rząd–opozycja. Wątpliwe jednak, by próby łączenia tego, co zostało już przerwane, odniosły sukces. ©