Intryga Nieskończoności

1. Wytrawny badacz literatury, subtelny interpretator. Znakomity pisarz. Jeśli to, o czym mówił, poruszało - to do żywego, jeśli irytował - to boleśnie. A zajmowały go sprawy tyleż osobliwe i niepojęte, co fundamentalne. Oszałamiająca erudycja i skala wyobraźni oraz wyjątkowa przenikliwość sprawiły, że stawką jego dzieła mógł stać się, po pierwsze, namysł nad tym, co za Lévinasem nazywał “wielką »intrygą Nieskończoności«", po drugie, sama potrzeba i szansa odnowienia źródeł takiej wyobraźni, w obrębie której możliwa jest “czysta epifania Enigmy".

06.02.2005

Czyta się kilka minut

2. Wyobrażenie o głównych nurtach zainteresowań i o pisarskim temperamencie Władysława Panasa - nie tylko uczonego, nie tylko profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - dają już same tytuły jego książek: “W kręgu metody semiotycznej" (1991), “Pismo i rana. Szkice o problematyce żydowskiej w literaturze polskiej" (1996), “Księga blasku. Traktat o kabale w prozie Brunona Schulza" (1997), “Bruno od Mesjasza. Rzecz o dwóch ekslibrisach oraz jednym obrazie i kilkudziesięciu rysunkach Brunona Schulza" (2001).

Zwłaszcza dwie ostatnie, najbardziej znane, ujawniają stałą właściwość wpisanej w to dzieło hermeneutyki. Jej sedno oddaje dyrektywa wyjęta z wiersza Herberta: “słuchaj rad / wewnętrznego oka". Rzecz jasna, “oko", o którym tu mowa, jest “okiem poety", a jak powiada Różewicz: “oko poety opowiada". I właśnie spojrzenie oka, które opowiada, prowadzi nas zarówno przez te “przestrzenie semiotyczne", dzięki którym sztuka jawić się może jako “ikonostas", jak i przez te, które otwierają się w dziele Schulza, Czechowicza, Wata czy Herberta, by wymienić jedynie pisarzy najważniejszych dla autora “Uwag o tartuskim dyskursie semiotycznym".

3. Władysław Panas napisał również, jakżeby inaczej, książkę z “okiem" w tytule. “Oko cadyka" (2004) to “fragment lubelskiego przewodnika", podobnie jak szkic “Brama" oraz dwa cykle: “Daas" i “Jeździec Niebieski" składające się na nieukończony esej “Magiczne miejsce". Żeby dać tu choć przedsmak snutej za sprawą tych tekstów opowieści, a mowa w niej o mieście, w którym dzieją się rzeczy niesłychane: olśniewające i niepokojące, w którym przestrzeń i czas zwijają się niczym “zaułek zawiły / zagubiony we własnych załomach", o mieście, w którym co krok otwiera się otchłań, w którym nicość i nieskończoność biorą się za bary, nie bacząc ani na szelest anielskich skrzydeł, ani na jęki trolejbusów, żeby więc dać wyobrażenie o tej historii, przepisuję jej fragment, by tak rzec, autotematyczny:

“Trzeba bowiem nam wiedzieć, iż chodzi o rzecz wcale niebezpieczną zarówno dla waszego ducha, jak i dla waszego ciała. Ten, którego nazywano Panem, powiedział o tym wprost do swojej kompanii: »Gdybym wam odkrył i wytłumaczył te wiersze, to byście padli ze mdłości, i któż by was ratował?« No, właśnie. Kto ocuci was, jeśli pomdlejecie? Nie widzę tu nikogo takiego".

Wystarczy? Dodam więc tylko, że w eseju Panasa rzeczy jasne jak słońce mieszają się z niejasnym domysłem, ciemny uśmiech z błyskotliwym żartem, niezbita prawda z prawdziwą literaturą, pisaną w myśl zalecenia Jeana Guittona: “Notować, notować, aż do chwili, kiedy notatek tych nie prześwietli nadzieja". Skalę i stawkę tego przedsięwzięcia trudno oszacować. Nie tylko ze względu na jego naturę, ale i z tej przyczyny, że esej o Lublinie pozostaje fragmentem. Sytuuje się więc - jak wiele innych tekstów Panasa, zarówno tych publikowanych, jak i tych pozostających w rękopisach - w obszarze, do którego należą wszystkie “książki-legendy, książki nigdy nie napisane, książki - wieczni pretendenci, błędne i stracone książki in partibus infidelium".

W tej Schulzowskiej formule mowa o sferze takich “bytów subtelnych", które autorowi “Bruna od Mesjasza" szczególnie były bliskie. Jednym bowiem z najważniejszych tematów jego dzieła była - i jest - nieobecność, znajdująca swój wyraz w kluczowej figurze niedopełnienia, braku, rany, która staje się znakiem, czy może: tropem dojmującej i intensywnej obecności. Bieguny wyobraźni, która leży u podstaw takiej optyki, dobrze oddają z jednej strony: przenikająca pisarstwo Panasa aura idei mesjańskiej, z drugiej: napięcie wpisane w tytułową formułę książki “Pismo i rana". W eseju pod tym samym tytułem czytamy: “Pismo: bezgłośny ślad rany". Ten paradoks pisarskiego gestu odsłania perspektywę, w której nieobecność czy lepiej: milczenie czegoś nieodwołalnie niedostępnego, czegoś, co jawi się w poczuciu utraty, skrajnego ogołocenia, przepastnej nicości - staje się głosem nieskończonej, czystej głębi, głosem obecności, której ślad przechowuje mowa mitu. I to właśnie jego dykcja wybrzmiewa w tych tekstach najdobitniej.

Pisarstwo autora “Księgi blasku" odsłania bowiem i utrwala “obecność mitu", krąży wokół “mitycznej intuicji", która, posłużmy się wyimkami z eseju Kołakowskiego, pozwala żywić nadzieję, że “w tym, co przemija - rośnie i przechowuje się coś, co nie przemija", że praca pisarza i interpretatora, będąc trudem “szukania nazwy dla tego, co nieprzypadkowe", pozwala obcować z czymś, co jawi się jako “niewidoczny wprost sens".

4. Być może najważniejszym tekstem Władysława Panasa jest książka, której jeszcze nie ma, która wisi w powietrzu, niczym “genialna epoka", niczym ów “tajemniczy Jeździec Niebieski", który - jak zapowiada autor “Magicznego miejsca" - “wtargnie z wielkim impetem do mojego tekstu (...) i spadnie na nas i na nasze miasto". Ale jeszcze nie teraz, jeszcze “koń jego wisi kopytami nad ziemią", a pisarz spieszy dodać: “spróbuję ci jeszcze coś niecoś opowiedzieć. Może zdążę...".

Tajemnica, której wyjawienie wciąż się tu odwleka - nie wybrzmi. Na szkicu, którego fragmenty przywołuję, urywa się “Jeździec Niebieski", a wraz z nim i cały esej. W ostatnim zdaniu czytamy: “Wybierzesz się ze mną na poszukiwanie tej otchłani?" O czym tu mowa? Oto podpowiedź: “Czechowicz (...) napisał w debiutanckiej »Opowieści o papierowej koronie«: »Jadę na szukanie Graala, a może otchłani...«. I otchłań ze świętym Graalem otworzyła się w Lublinie. Wielu do niej zaglądało, lecz długo bez widocznego skutku".

Zaledwie ślad odpowiedzi. Sam początek nowej historii. Sam skraj - jak czytamy w “Daas" - “sennej otchłani". Można zebrać rozproszone fragmenty eseju. Te drukowane i te pozostające dotąd w rękopisach. I zapewne ten imaginacyjny przewodnik po mieście, w którym “piękne zjawy sennie kołują", w końcu ukaże się jako osobny wolumen. Ale to nie zamknie opowieści, tak jak nie zakończyła jej śmierć autora. Bo czyż nie o “cynamonowym manuskrypcie", czyż nie o tej książce, której jeszcze nie ma, powiada Schulz: “ona leży tu zawsze". A jeśli tak, to można i trzeba podążać za wątkami tego niezwykłego dzieła, podejmować je i rozwijać, w nadziei, że tym sposobem uczestniczy się w “intrydze Nieskończoności", że tka się kolejny skrawek materii tikkun, którego stawką, jak wiadomo, jest uobecniająca się w słowie - i zarazem wykraczająca daleko poza jego przestrzeń - restytucja świata i wpisanego weń sensu. Czysta epifania Enigmy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005