Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dwóch informacji, które podał dziś GUS, nie powinno się interpretować osobno. Zacznijmy od tej dobrej – inflacja zaczyna wreszcie hamować. W listopadzie, w porównaniu z przedostatnim miesiącem zeszłego roku, wzrost cen towarów i usług w polskiej gospodarce wyniósł 17,4 proc. W październiku mieliśmy do czynienia z inflacją na poziomie aż 17,9 proc. W ciągu jednego zaledwie miesiąca skok cen spowolnił więc o pół punktu procentowego (gwoli ścisłości trzeba zaznaczyć, że mowa na razie o wstępnym odczycie, ale wcześniejsze zwykle nie odbiegały znacząco od ostatecznych wyników). To pierwsze od blisko dwóch lat dane o inflacji z wartościami na minusie, a do tego za okres, w którym hamowania nie można wytłumaczyć zjawiskami i wydarzeniami gospodarczymi o charakterze incydentalnym – choćby wprowadzeniem tarcz antyinflacyjnych, które na krótko dały podobny efekt na początku bieżącego roku. Ekonomiści już od pewnego czasu spodziewali się, że w dławieniu drożyzny w polskich sklepach skuteczniejsza od Narodowego Banku Polskiego i jego podwyżek stóp procentowych okaże się… sama drożyzna. Słowem – że ceny przestaną rosnąć po osiągnięciu pułapu, który przestanie być już nie tylko akceptowalny, ale wprost dostępny wielu konsumentom.
GOSPODARKA TRZESZCZY: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>
W ten sposób przechodzimy do drugiej, złej wiadomości: polska gospodarka wciąż rośnie, tyle że coraz wolniej. W trzecim kwartale tego roku produkt krajowy brutto zwiększył się o 3,6 proc. w porównaniu z trzecim kwartałem ubiegłego roku. W drugim kwartale PKB rosło nam w tempie 5,8 proc. rok do roku. Głównym winowajcą jest tego właśnie inflacja, co widać w danych szczegółowych. Gdybyśmy bowiem rozebrali na elementy owe 3,6 proc. wzrostu w trzecim kwartale, wówczas okaże się, że wkład konsumpcji do PKB spadł w tym czasie do zaledwie 0,5 pkt. proc. z aż 3,6 pkt. proc. w drugim kwartale 2022 roku! To już nie hamowanie. Raczej zderzenie ze ścianą.
CZYTAJ TAKŻE
CENY, INFLACJA, BEZROBOCIE. CZY JEST RATUNEK DLA NASZYCH PORTFELI >>>
Obserwujemy więc początek procesu, który w kolejnych miesiącach zaprowadzi najpewniej polskie PKB w pobliże zerowej dynamiki. Większość ekonomistów nie spodziewa się wprawdzie recesji, czyli spadku PKB w dwóch kolejnych kwartałach, grozi nam jednak długotrwałe i stosunkowo bolesne szorowanie brzuchem po gospodarczym dnie, które przełoży się na wyhamowanie wzrostu zarobków, a być może również na wzrost bezrobocia. Konsumenci będą wydawać coraz mniej. Firmy, w obawie przed jeszcze głębszym spadkiem obrotów, powstrzymają się przed przerzucaniem kosztów na odbiorców, ale też nie będą mogły pozwolić sobie na hojne podwyżki, inwestycje czy zatrudnianie nowych ludzi. Po pewnym czasie inflacja spadnie do wartości jednocyfrowych, może nawet w okolice 2,5 proc. zapisanych jako cel NBP, ale to znaczy tylko tyle, że ceny pozostaną na obecnych poziomach. Powrotu do cennika sprzed dwóch, trzech lat oczywiście nie będzie. Polska musiałaby wpaść w równie ostrą deflację – ale to mogłoby spowodować jeszcze większe spustoszenia niż inflacja.