Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podobno w rozmowach Episkopatu z Ministerstwem Edukacji postawiono postulat wprowadzenia obowiązkowych lekcji etyki dla uczniów niechodzących na naukę religii. I znowu: nic na ten temat w mediach, żadnych prób odpowiedzi na pytania, jak by to miało wyglądać, jacy nauczyciele, podręczniki, zakres zagadnień, jakie oczekiwania wychowawcze? Więc znowu wychodzi na to, że to wcale nie jest sprawa ważna dla nikogo z odbiorców, bo wszyscy oni chcieliby tylko słuchać, co myślą politycy i dziennikarze o majowej perspektywie wyborów.
Ilekroć sięgam po pilota, by zrezygnować z programu, który nuży jałowością albo obraża poziomem, zastanawiam się, ilu ludzi robi to w tym samym momencie z podobnych względów. A także, czy ten nasz gest jest gdzieś tam przez autorów programów zauważany. Bo wszak bada się tzw. oglądalność (czy słuchalność). Ale jeśli nawet nie, to chciałoby się, by odbiorcy wytwarzali w coraz szerszym zakresie swój odruch obronny, polegający właśnie na absencji, na odrzucaniu oferty, gdy beznadziejna. Na przykład na odbieraniu tylko skrótu wiadomości, tylko ich zapowiedzi. Na eliminowaniu nazbyt prymitywnych i zawsze tak samo argumentujących komentatorów. Na przechodzeniu do porządku nad plotką, pseudo-sensacją, bylejakością. Nie wiem, czy byłoby to dotkliwe dla nadawców, ale na pewno wywierałoby zdrowotny wpływ na naszą zdolność uczciwego osądzania faktów i porządkowania ich stopnia ważności. "Gdy wracam ze szpitala późnym wieczorem - opowiada ktoś - rzucam okiem na internet i z kilku linijek już wiem, czy dalej zajmować się wiadomościami, czy nie warto". To nie zastąpi kontaktu z mądrością, tak rzadko obecną w mediach elektronicznych, ale przynajmniej zostawi na nią miejsce niezaśmiecone.
Pisząc z wyprzedzeniem, słucham jeszcze o przygotowaniach do żałobnej rocznicy. To dobrze, że telewizja tyle nam pokaże, że radio tyle opowie. Ale ani modlitwa, ani wspomnienie, ani refleksja i najintymniejsze decyzje ducha, przez które każdy z nas nawiązywać będzie swoją łączność z Janem Pawłem II, tak naprawdę nie będą koniecznie potrzebowały tych kamer i mikrofonów. Za to na pewno rzeczywistej wspólnoty i ciszy stworzonej przez nas samych. Może więc i wtedy przyda się nam pilot?