Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
29 lutego do stołu z protestującymi rolnikami usiadło kierownictwo Ministerstwa Rolnictwa wraz z premierem. Donald Tusk dużo zwalał na Brukselę, obiecywał rozmowy z Ukrainą (już trwają), dalsze negocjacje w sprawie Zielonego Ładu oraz pakiety pomocy dla rolników (bez konkretów).
Przełomu nie było, bo być nie mogło. Źródło problemów polskich rolników nie leży w Kancelarii Premiera, tylko na europejskiej giełdzie rolnej MATIF. Dzień przed rolniczym „okrągłym stołem” cena pszenicy spadła poniżej psychologicznej granicy 200 euro za tonę. Przyczyną nie jest ani Zielony Ład, bo jego ograniczenia nawet nie zdążyły wejść w życie, ani też import z Ukrainy, bo od prawie roku mamy embargo, zaś tropienie go coraz bardziej przypomina polowanie na czarownice. Nie jest nią także, równie mocno rozdmuchany przez stronę ukraińską, import z Rosji. A przynajmniej nie import do Unii.
Globalną przyczynę protestów potwierdza ich globalny zasięg – od Andaluzji, gdzie hiszpańscy farmerzy atakują transporty z Maroka, po Delhi, gdzie zjeżdżają tysiące rolników. W Polsce głośno mówi się o 9 mln ton zbóż w przepełnionych magazynach i skupach, które odsyłają rolników z kwitkiem. Dla portalu farmer.pl skomentowała to Monika Piątkowska, prezeska Izby Zbożowo-Paszowej. Według niej powtarzana wszędzie liczba to stan na dzisiaj, a nie nadwyżka, która zostanie nam na koniec sezonu w czerwcu. Wtedy będzie to około 4 mln ton. W całej UE mamy około 30 mln ton zbożowej nadwyżki. A z popytem jest ogromny problem, bo na światowych rynkach króluje Rosja, która swoje zbiory (zapewne w części zrabowane w Ukrainie) wyprzedaje za pół darmo. „Nie chodzi o UE, bo tutaj ta sprzedaż jest mimo wszystko marginalna. Chodzi o odbieranie przez nich rynków największych importerów z Afryki Północnej i Azji. Wszystko wskazuje na to, że udział Rosji w światowym eksporcie pszenicy po raz pierwszy przekroczy 30 proc.” – mówi Monika Piątkowska.
Rosja robi to, by szukać nowych rynków zbytu i destabilizować sytuację w przyfrontowych państwach. Na razie - boleśnie skutecznie.