Idzie nowe

W historii prymasostwa zaczyna się nowy rozdział. Czy znaczenie tego tytułu odejdzie w krainę wspomnień, jak w tylu innych krajach, których prymasów nawet dobrzy katolicy wymienić nie potrafią?

15.12.2009

Czyta się kilka minut

Misją Prymasa Polski - pisał 6 stycznia 1949 r. abp Stefan Wyszyński w liście pasterskim "Na dzień ingresu do katedry gnieźnieńskiej i warszawskiej" - jest to, że "czuwa od Grobu św. Wojciecha, Apostoła Narodu, nad Chrystusowym dziedzictwem w Ojczyźnie". I tak też było: prymas Wyszyński czuwał mężnie i skutecznie. Choć - inaczej niż jego poprzednicy - nie koronował już królów, nie zasiadał w senacie, nie bił monety, nie zakładał miast, nie ustanawiał targów i jarmarków, choć był więźniem a nie interreksem, to właśnie on jeden został nazwany "Prymasem Tysiąclecia".

Historyczny prestiż urzędu, połączony z dającymi ogromną władzę specjalnymi uprawnieniami, a także z osobistą wielkością, nadały prymasostwu najwyższą rangę. I nawet kiedy tytuł przeszedł na następcę, kiedy sytuacja nie wymagała już specjalnych uprawnień, kiedy formalnie ktoś inny stanął na czele Episkopatu, a nowy Kodeks Prawa Kanonicznego (z 1983 r.) stanowił, że "oprócz prerogatywy honoru tytuł patriarchy i prymasa nie daje w Kościele łacińskim żadnej władzy rządzenia, chyba że o niektórych z przywileju apostolskiego lub zatwierdzonego zwyczaju co innego wiadomo" (kan. 438), prymas pozostał głosem całego Kościoła w Polsce. Zresztą kard. Józef Glemp, przynajmniej przez znaczną część prymasowskiej misji, prestiż urzędu łączył ze znaczącą władzą.

Kim teraz będzie prymas Polski, zależy od miary człowieka. A tę miarę wyznaczą pierwsi noszący ten tytuł w nowej kanonicznie sytuacji. W ciągu najbliższych miesięcy będzie to abp Henryk Muszyński, zresztą znakomicie do pełnienia tej funkcji przygotowany. Biblista, biskup pomocniczy, a potem ordynariusz kolejnych trzech diecezji, doświadczony w sprawach Kościoła w Polsce jako wieloletni członek Rady Stałej Episkopatu, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu i przewodniczący komisji zajmującej się dialogiem z judaizmem (w tej ostatniej dziedzinie jego zasługi trudno przecenić: ktoś, kto uczestniczył w jego spotkaniach z amerykańskimi Żydami, stwierdził, że przez te wieczorne, długie rozmowy w prywatnych domach zrobił więcej dla pojednania niż różne kongresy). Zna sprawy Kościoła powszechnego: kilkakrotnie reprezentował Polskę na Synodach Biskupów, a w 1990 r. pełnił kluczową dla prac zgromadzenia funkcję sekretarza specjalnego. Tamto zaangażowanie przypłacił zresztą zdrowiem - po zakończeniu prac w stanie przedzawałowym wylądował w rzymskim szpitalu.

Ale arcybiskup Muszyński prymasem będzie zaledwie do 20 marca, kiedy odejdzie z funkcji metropolity gnieźnieńskiego na emeryturę. Z pewnością to głównie od jego następcy będzie zależało, czy przekazane przez historię: potencjał, prestiż i znaczenie polskiego prymasostwa przetrwają w nowej postaci, czy odejdą do muzeum. Czy głos prymasa nadal będzie głosem Kościoła w Polsce, a on sam - autorytetem moralnym niejako poza strukturami władzy? Przewodniczący Konferencji Episkopatu będą się zmieniać w rytmie przepisanych kadencji, prymas zaś będzie pełnił funkcję tak długo, jak długo będzie zasiadał na stolicy gnieźnieńskiej. Może, tak jak podczas okupacji książę metropolita Adam Sapieha, okaże się duchowym przewodnikiem narodu? Potrzeby moralnego autorytetu w polskim Kościele chyba dowodzić nie trzeba (zwłaszcza po śmierci Jana Pawła II); autorytetu, który by ludzi nie dzielił, lecz łączył; który by w trudnych sprawach zabierał głos, nie tyle by przypominać doktrynę, ale żeby w sposób zrozumiały i przekonywający wskazywać ścieżki Ewangelii w naszym skomplikowanym świecie.

Oprócz charyzmatu osoby, nowa forma prymasostwa wymaga "przestrzeni", którą powinni dać mu inni biskupi. Prymas bowiem byłby - choć nie w kategoriach jurysdykcji - niejako wyżej od nich. To nie powinno stwarzać problemów, bo trudno podejrzewać biskupów o osobiste ambicje czy rywalizację...

Ale może być też i tak, że prymas pozostanie tylko zacnym arcybiskupem niewielkiej archidiecezji, a z wielkiej prymasowskiej tradycji nie pozostanie nic poza prawem do noszenia purpury. Tragedii nie będzie: w wielu krajach tak się stało i Kościół nadal istnieje. Z drugiej strony, przynajmniej mojemu pokoleniu, będzie żal; żal, że ogromny, gromadzony przez wieki kapitał został zaprzepaszczony.

Nie wiem, co na ten temat myślą biskupi. Będziemy się mogli o tym przekonać na Boże Narodzenie. Od wielu lat, w wieczór wigilijny Prymas kieruje do rodaków telewizyjne orędzie. Jeśli w tym roku wygłosi je abp Henryk Muszyński, kolejny rozdział w historii prymasostwa rozpocznie się pod dobrym znakiem: nowego nie zamierza się zamurować w Gnieźnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2009