Idą ciężkie czasy. Czy PiS zdoła schłodzić wodę w kranach kraju tego?

Rozpacz ogarnia coraz szersze kręgi komentatorów polskich. Chleb bowiem, który jemy, kupowaliśmy za pieniądze przez ostatnie lata zdobywane łatwo. Był to żer na łatwiźnie, na osobliwościach umysłów.

20.12.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA

Narasta panika. Obawy, że zaraz będzie przeraźliwie nudno, dotykają już niemal każdego obywatela. Oto rząd Donalda Tuska to synonim ciepłej wody i nudy. Wszystko to wraca. Jest jednak gorzej niż kiedyś, bo woda ma być ponoć jeszcze cieplejsza, a nuda nudniejsza. Jej podkute buty coraz głośniej rżną w bruk. Tup, tup! – niesie się po ulicach miast polskich, małych i dużych, po korytarzach urzędów, po duktach leśnych i po placach niedokończonych budów.

Najtęższe głowy w kraju próbują znaleźć jakieś praktyczne i roztropne rozwiązanie, żeby nie było nudno, bo nuda zabija. Padł kapitalny pomysł, by oddać pisowcom choćby jeden kanał telewizji publicznej. Może dadzą radę, może udźwigną, może przedmuchają płożącą się mgłę nudziarstwa, może schłodzą wodę pod natryskami kraju tego, nie tylko bowiem z powodu dziury ozonowej jej temperatura się niefajnie podnosi, uniemożliwiając morsowanie. Pomysłodawca sprezentowania b. Gospodarzowi telewizji został zakrzyczany i spostponowany. Po wielokroć obrażony. Jak zwykle w Polsce – lekkomyślnie i bezmyślnie.

Za ciepła woda, za nudno... Rozpacz ogarnia coraz szersze kręgi komentatorów polskich czujących koniec ery kamienia łupanego i nadejście ery kamienia gładzonego. A gładzenie – każdy to przyzna – nie wydaje się tak atrakcyjne, tak spektakularne, jak łupanie. Myślimy podobnie, chleb bowiem , który jemy, kupowaliśmy za pieniądze przez ostatnie lata zdobywane łatwo. Był to żer na łatwiźnie, na osobliwościach umysłów takich dla przykładu osób ludzkich jak: P. Gliński, R. Terlecki, J. Kowalski, M. Błaszczak, K. Pawłowicz, J. Gowin i wielu, wielu innych. Odebranie im możliwości występów, zdjęcie z wizji i fonii, zepchnięcie do małych salek, niszowych kanałów, na peryferyjne scenki, na karty rozdzierających powieści B. Wildsteina, to uderzenie w istotę rozrywki, którą rozwinęli przez ostatnich wiele lat. Szkoda by było potencjału, ale też – przyzna to każdy – brutalny odwyk od ich repertuarów będzie bardzo bolesny.

Oczywiście zostaje nam parlament polski. A właściwie transmisje jego posiedzeń. Jak czytamy, popularność tych spektakli przewyższa oglądalność obrad wszystkich razem wziętych parlamentów na planecie Ziemia. Ba! Wszystkich innych parlamentów pracujących przy Drodze Mlecznej. Owszem, pękamy z zadowolenia, bo wreszcie, rzec to trzeba, kraj nasz jest w awangardzie świata, jeśli idzie o kreacje w rozrywce. Grube misie od Hollywood po Bollywood zbaraniały, gały im wypadły z orbit, a cygara z ust. Jest to największe BUM! od czasu „Big Brothera” i innych tego typu spektakli, transmitowanych bezwstydnie i na żywca. 

Poniekąd ma rację b. Gospodarz, jeden z głównych aktorów tych shows, nawiasem nazywanych przezeń cyrkiem, że jest to szokująca nowinka w branży. Zaiste, za jego władztwa obrady parlamentu polskiego prowadzone przez R. Terleckiego bądź E. Witek były na jedno kopyto, a poziom wyrażania myśli przez tę parę charakterystycznych aktorów mógł zadowolić tylko najmniej wymagające warstwy społeczeństwa. Oczywiście, niekończące się powtarzanie głosowań, gdy ich wyniki nie spełniały oczekiwań władzy, było ciekawostką i ewenementem, ale rzec trzeba, że to spowszedniało i nikogo już nie obchodziło. Słowem, obrady poprzedniego parlamentu polskiego uderzały monotonią i biedą intelektualną, co widać dopiero dziś.

A więc duma, ale też wątpliwości. Nasuwa nam się pesymistyczna myśl, że potencjału może nie wystarczyć na długo. Że braki możliwości technicznych jednak zahamują rozwój branży. Na razie, bo jakoś nie słychać, by trwały prace koncepcyjne, jak by tu podwiesić w sali plenarnej trapez bądź – dajmy na to – obręcze, bądź grilla. Mogliby się na nich bujać, wykonywać spektakularne ewolucje i dawać się opiekać choćby ci posłowie, którzy są słabsi w buzi, w grepsach, bon motach, powiedzonkach, odzywkach i tzw. zaoraniach. Dzięki tej infrastrukturze mieliby okazję do zaistnienia, do pokazania swym wyborcom, że pracują. Ale to przyszłość, w dodatku niepewna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ciężkie czasy